Komentarze
-
to są takie "wisienki na torcie". Fajnie, że tak się zachowywali i do tego było dobre światło. Trafiłem kiedyś na imprezę w Colca, ale była noc, a z fleszem jednak nie chciałem przesadzać... Super!
-
to bylo calkowicie ich codzienne zycie, a raczej nie codzienne, tylko odswietne. Nic nie bylo robione pod turystow - oni po prostu nas nie zauwazali lub ignorowali. O "imprezie" dowiedzielismy sie przypadkiem podczas przerwy obiadowej po drodze. Musielismy troche bladzic po sawannie i szukac tej wioski. Za niemala - jak na miejscowe warunki - oplata moglismy przygladac sie bez ograniczen co sie dzialo, wedrowac po calej wiosce itp. Trwalo to lacznie ok. 4,5 godziny od naszego przybycia, zanim odbyl sie skok tego chlopaka przez krowy - tuz przed zachodem slonca. W miedzyczasie schodzili sie do wioski sasiedzi i znajomi z okolicznych wiosek. Pod koniec bylo ich na pewno ok. 300-400. Jedli, pili, tanczyli - slowem impreza wiejska, a na nas nie zwracali uwagi. Nawet przy rytualach odprawianych wokol tego chlopca - jakies wrozby, opryskiwanie mlekiem, zabicie kozy przez jego ojca i wrozenie z zawartosci jej zoladka itp, itd moglismy zmieszac sie z tlumem tubylcow i obserwowac wszystko z najblizszej odleglosci. Bylo to tak jakby u nas komunia czy wesele, na ktore trafia przez przypadek zagranczni goscie....
-
Na ile to było robione pod turystów, a na ile to ich prawdziwe codzienne życie?
-
tak, w naszych oczach jest to okrutne, ale tez uwazam, ze to czesc ich kultury i sami musza uznac, co jest dobre a co zle z ich punktu widzenia. Tutaj bylo tak, ze raczej mezczyzni nie chcieli biczowac, a kobiety ich na sile ciagnely, szarpaly, a jak sie opierali, to dochodzilo nawet do pyskowek...
Z porozumiewaniem sie nie bylo problemu, bo bylem w 12 osobowej grupie i mielismy przewodnika i kierowcow naszych jeepow. Samem i tak tutaj nikt nie jedzie - nawet jak na wlasna reke, to jeepem z lokalnym kierowca, ktory zna teren i miejscowe obyczaje..
Oni zyja wlasnie z polowan (dlatego tez w tym rejonie prawie juz nie ma afrykanskich dzikich zwierzat), chodowli zwlaszcza krow i czesciowo tez z rolnictwa. No i teraz coraz bardziej tez z turystow... :-) Do niedawna jednak prowadzili oni miedzy soba krwawe wojny...Zabicie wroga bylo wielkim wyczynem dla mezczyzny... -
wszystko to brzmi niezwykle okrutnie i mału humanitarnie ale takie jest ich życie plemienne i nawet nie podejmuję się tego oceniać i komentować. Niezwykle interesujące są takie ciekawostki z ich życia i z wielkim zainteresowaniem będę sledzil dalsze twoje wpisy pod fotkami. Swoja droga Marek, zastanawiam sie jak sie z nimi porozumiewales, w sensie, jesli dojechaliscie do wioski danego plemienia to jak nawiazales kontakt z ich wodzem czy przywodca pytajac np. o zgode na fotografowanie? Czym wogole paraja sie takie plemiona, glownie polowania, zdobywanie pozywienia, zbieranie drewna do ogniska czy moze jakas hodowla koz lub innych zwierzat?
-
w sumie zycie jest bardziej brutalne: ona trabila na niego, aby on uderzyl ja tym pejczem. Jest to jeden z rytualow przed tak zwanym skokiem przez krowy, poprzez ktory mlody chlopak staje sie mezczyzna. Poprzedzaly to rozne inne tance i rytualy, jak wlasnie to bicie kobiet przez mezczyzn (raczej symboliczne, podobno juz oficjalnie zakazane). Chodzi o to, ze mlode kobiety chca, aby wybrani mezczyzni (na ogol z rodziny) pejczowali jw po plecach do krwi. Potem wcieraja sobie one do krwawiacych ran popiol, aby zrobily sie blizny. Na starosc moga one wtedy pokazac te blizny tym wlasnie mezczyznom, co zobowiazuje ich do opieki nad tymi kobietami (na zasadzie, ze dawniej poswiecila sie ona dla niego, teraz musi on splacic jej ten dlug poprzez opieke). Im wiecej kobieta ma takich blizn, tym jest atrakcyjniejsza.
-
on rusza na polowanie, ona czule go zegna przy dzwiękach muzyki :)