Komentarze
-
Zgadzam się z Tobą i z Markiem. Ja też czułem się bardzo dziwnie. Jednak patrząc na nich, na to poletka i szopy które mijaliśmy, widziałem biedę, taką przez duże 'B'. Na 100% są miejsca jeszcze gorsze, nie chodzi mi o to aby się licytować. Ale poziom dna w Suazi jest bardzo bliski...
-
a właśnie to coś takiego mi odpowiada, Mapew:)
-
dlugopisy dalismy nauczycielom w szkolach, ktore odwiedzilismy. Bardzo sie cieszyli :-)
-
ja zawsze coś kupuję, albo 'na coś' daję - szkoła etc, przewodnik
nie lubię rozdawać cukierków i długopisów. -
na ogol ludzie cieszyli sie na mydelka, bo to za drogie do kupowania a codzien, a juz sam mily zapach mydelka ich zachwycal
-
Ciekawy pomysł. Zastosuję. Tutaj kupiliśmy dzień wcześniej w sklepie cukierki, lizaki itp. O czymś bardziej przydatnym nikt nie myślał. Nb. akurat w tym miejscu, woda była w odległości kilku kilometrów, więc pewnie za dużo mydła nie zużywali...
-
ja bywalem juz czesto w takich sytuacjach, najgorzej bylo w Indiach - tak bardzo chcialoby sie cos dac, ale trzeba sie bylo na sile powstrzymywac, bo powstawaly sytuacje nie do opanowania. Podobal mi sie pomysl pewnego przewodnika chyba w Birmie, aby kazdy zabieral z pokoi hotelowych jednorazowe mydelka, szczoteczki, szampony itp. Potem zbieralismy to razem i przy postojach w jakis wioskach itp. mozna to bylo rozdac ludziom, ktorym cos takiego zawsze jest przydatne. Od tego czasu staram sie zawsze tak postepowac.
Czesto dobre sa np. dlugopisy dla szkol w malych wioskach, tak robilismy np. na Madagaskarze...
(w ub. tygodniu bylem sluzbowo na pewnych targach i pozbieralem mnostow dlugopisow reklamowych na nastepny wyjazd....). A niepotrzebne ubrania ludzie tez b. czesto zostawiaja. -
Nasz przewodnik opowiadał historię znajomości z tą rodziną. Otóż kiedyś coś się stało z autobusem, i właściciel tej 'posesji' im pomógł. Od tego czasu, mniej więcej raz w miesiącu kiedy autokar przejeżdża przez Suazi w drodze do Santa Lucia w RPA (najkrótsza droga), zatrzymuje się właśnie tam. Przewodnik płaci właścicielowi kilka dolarów, a turyści mogą robić zdjęcia i rozdawać cukierki. Dla mnie to było dość przykre przeżycie. Czułem się jak palant.
Na koniec wycieczki Arek prosił aby dać mu niepotrzebne ubrania, które przy kolejnej okazji przekaże tej rodzinie. Kasy nikt nie dawał.
Ale dziwnie to wyglądało. -
w ogóle odradza sie ogolnie, aby dzieciom cokolwiek dawac, a zadnym wypadku juz nie dawac pieniedzy...
Problem w tym, ze dzieci nieraz przynosza do domu wiecej pieniedzy czy innych podarunkow od turystow, niz ich ojciec zarobi po calym dniu ciezkiej pracy i stawia to struktury rodzinne calkowicie na glowie, a dzieci ucza sie, ze zebraniem i nagabywaniem turystow wiecej osiagna, niz poprzez nauke i prace... -
Tam były normalne wojny o lizaka. Straszne....
-
:-) gdzieś przeczytałam, żeby uważać z cukrem i cukierkami, bo dzieciaki o zęby zbytnio nie dbają