Komentarze
-
I wszystko jasne :D
-
wtedy Ci co tak podróżowali nie musieli brać urlopów, bo byli właścicielami fabryk :))
-
I na tej kwestii zamyka się dyskusja o wyższości płynięcia nad lataniem :) Swoją drogą, chyba kiedyś ludzie mieli dłuższe urlopy... Trzy tygodnie do Stanów w jedną, trzy w drugą, a potem jeszcze trzeba odpocząć na miejscu :)
-
faktycznie ... to będzie dłuższa niedogodność :)
-
ale do Hongkongu to i samolotem się leci 12 godzin, a statkiem...
-
ja dziękuję za taki luz :)
stanowczo wolę pływające środki lokomocji :) -
właśnie piszę, że teraz luz odkąd jest nowe lotnisko :)
-
Sławek, Ty mnie nie strasz :)
-
kiedyś jak był Kai Tak, to były fajne lądowania, a teraz... :) Renata, jeśli nie widziałaś, to polecam:
http://www.wykop.pl/link/254168/ladowanie-na-kai-tak-w-hong-kongu/ -
Ale po wyjściu, szybko się zapomina o locie i zostaje już tylko chłonięcie nowych wrażeń, a to jest warte odrobiny niewygody :)
-
oj tam :)
-
burza, pioruny... brrr kolejny powód dla którego nie bardzo mam ochotę wsiadać do samolotu :)
-
Dokładnie tak.
-
Też coś podobnego przeżyłem i wydaje mi się, że start jest znacznie mniej 'wrażliwy' niż lądowanie. Jednak przy starcie samolot ostro dodaje gazu i szybko się wznosi. Przy lądowaniu leci na małej prędkości, nisko i dłuuuuuugo. Wedy wrażenia są ..............
-
Kiedyś właśnie w taką pogodę i burzę z piorunami startowaliśmy z Singapuru.
-
Poszło sporo torebek :)
-
uuuu, strach się bać