Podróż Wzdłuż Nysy Łużyckiej
– „Apetyt rośnie w miarę jedzenia”. To powiedzenie w naszym przypadku
sprawdziło się idealnie. Jedną z naszych ulubionych form aktywnego wypoczynku
są wycieczki rowerowe. Do tej pory były to wypady w bliższe czy dalsze okolice
Wrocławia, ale w każdym przypadku można określić je mianem stacjonarnych. Tym
razem zdecydowaliśmy się na prawdziwą wyprawę rowerową. Wybraliśmy fragment
trasy Oder – Neiße Radweg, czyli szlak rowerowy, który biegnie wzdłuż Nysy
Łużyckiej i Odry po niemieckiej stronie granicy. Zapragnęliśmy sprawdzić legendarne
już opowieści o rowerowej infrastrukturze u naszych zachodnich sąsiadów. Nie
zawiedliśmy się, ani przez chwilę…

Dzień 1 2016-05-30
Wycieczkę rozpoczęliśmy w Zgorzelcu. Rowerami przejechaliśmy granicę na Nysie Łużyckiej i skierowaliśmy się w stronę wysoko położonej starówki. Pierwszy przystanek zrobiliśmy na Untermarkt na zakup pamiątkowych pocztówek i mapy. Lena (8 lat) na widok parasolek i ogródka restauracyjnego stwierdziła, że to jest właściwie pora obiadowa. Tak oto po przejechaniu nie więcej jak 2 km delektowaliśmy się zupą marchewkową z curry oraz piękną architekturą Görlitz. Skoro jest pojęcie „slow food” to my dodaliśmy co-nie-co od siebie i wyszło nam „slow eat & ride”. Posileni, pełni energii ruszyliśmy szukać szlaku, który wyprowadzi nas poza miasto. Bocznymi uliczkami wydostaliśmy się na obrzeża i ruszyliśmy w kierunku północnym. Po kilku kilometrach w wiosce Nieder Ludwigsdorf naszą uwagę przykuł zabytkowy młyn, a parasolki i szyld z lodami zachęcał, aby dokładniej zaznajomić się z tym miejscem. Lody z owocami po szwardzwaldzku okazały się lodami z wiśniami z kompotu, co nam tylko poprawiło humor. Po uzupełnieniu kalorii oraz płynów ruszyliśmy w dalszą drogę. Uśmiechnięci dotarliśmy w wolnym tempie do Pieńska, skąd tylko kilka kilometrów dzieliło nas od Stojanowa, gdzie mieliśmy zarezerwowany pierwszy nocleg. Z niemałym trudem odnaleźliśmy miejsce zakwaterowania, które okazało się sporo poniżej oczekiwań, nas wszystkich. Ciekawe czy mieliśmy takie same miny, kiedy zajechaliśmy na podwórko, jak para, która zjawiła się zaraz po nas? Dziewczyna wskazała nas palcem i wydobył się z niej okrzyk „zobacz, jacyś sakwiarze są tutaj”. Od razu zrobiło się wszystkim raźniej…

Dzień 2 2016-05-30
Nie zwlekając niepotrzebnie, po szybkim śniadaniu byliśmy gotowi do dalszej drogi. Ciesząc się piękną pogodą i otaczającą nas przyrodą dojechaliśmy do przeprawy przez Nysę w Bielawie Dolnej. Przeprawa jest w postaci kładki na pontonach i sama w sobie może być dużą atrakcją, chociaż jeszcze większe atrakcje czekały nas kawałek dalej, w parku rozrywki „Kulturinsel Einsiedel”. Jest to park zupełnie inny od pozostałych, które udało nam się odwiedzić. Jest to miejsce bardzo blisko przyrody, harmonijnie z nią egzystujące. Głównymi atrakcjami są domki na drzewach, fantazyjnie połączone wieloma trapami i mostkami. Wszystko jest wykonane z naturalnych materiałów, a spacer wśród koron drzew obudzi dziecko w każdym dorosłym. Przed wyjazdem w dalszą drogę posililiśmy się pyszną zupą z kasztanów.
Kilometry szlaku szybko mijały, a my doświadczaliśmy na własnej skórze, co znaczy dbać o rowerzystów. Szlak wiedzie specjalnie przygotowaną dróżką asfaltową, z dala od ruchu samochodowego, przez ukwiecone łąki i pola, a czasami daje wytchnienie w zacienionym lesie. Wiaty w najładniejszych miejscach zachęcają do wypoczynku co kilka kilometrów. W takich warunkach można w pełni cieszyć się jazdą i otaczającym krajobrazem, nie martwiąc się że córka lubi jeździć slalomem, bo tutaj grozi jej tylko wjechanie w maki lub chabry. Ciemne chmury nad horyzontem motywowały nas do szybszego kręcenia korbami. Z drugiej strony przystań wodniaków była wystarczającą pokusą, aby zdać się na los – jak zmokniemy, to najwyżej będziemy mokrzy. Odwróciliśmy wzrok od horyzontu i znad domowego ciasta i małego – jasnego przyglądaliśmy się krzątaninie kajakarzy.
Dalsza część trasy mijała płynnie z krótkim przerwami - na łyk wody z bidonu, podrapanie się w łydkę bo mucha usiadła, na zakup pocztówek w Rothenburgu, przeprowadzenie ślimaka na drugą stronę, żeby nie skończył pod kołami nieostrożnego rowerzysty… W taki oto sposób dotarliśmy do Podroshe, co oznaczało, że musimy zoczyć ze szlaku, przejechać Nysę i zameldować się w Hotel Bike Park w Przewozie. Swoją drogą fantastyczne miejsce, w którym przywitał nas sympatyczny właściciel. Hotel mieści się w wyremontowanej kamieniczce w samym centrum miejscowości i nastawiony jest na turystów rowerowych, którzy korzystają z wielu udogodnień w hotelu. Po solidnej obiado-kolacji wybraliśmy się na szybkie zwiedzanie Wieży Głodowej. Budowla ma 22 m wysokości, średnica u podstawy wynosi 11 m, a jej mury osiągają grubość bez mała 4 m. Nazwa wzięła się od głodowej śmierci księcia Baltazara, który został uwięziony przez swojego brata Jana w 1472 roku. Pierwsze krople deszczu dały nam do zrozumienia, że to koniec atrakcji w dniu dzisiejszym.
Dzień 3 2016-05-30
Kolejnego dnia czekał nas najładniejszy odcinek trasy, który pokonaliśmy. Trasa wiodła tarasem zalewowym Nysy Łużyckiej, pośród łąk i łanów żyta, lub wspinała się na skarpę do zacienionego, pachnącego po deszczu lasu. Nie wiadomo kiedy znaleźliśmy się przy starym wiadukcie kolejowym prowadzącym do Łęknicy, którym obecnie biegnie szlak rowerowy śladem dawnej kolei. Łęknica przywitała nas niezliczoną liczbą straganów, co robi wrażenie ogromnej bylejakości. Na szczęście okolice tego miasteczka mają więcej do zaoferowania. Pierwsze kroki, a właściwie kółka skierowaliśmy do geoparku „Dawna Kopalnia Babina”. Jest to miejsce byłej eksploatacji węgla brunatnego. Obecnie można podziwiać jeziora antropogeniczne o fantazyjnej barwie wody. Zwieńczeniem wizyty w geoparku jest oglądanie okolic z wieży widokowej. W dalszej kolejności zdecydowaliśmy się zostawić bagaże w „naszej agroturystyce”, odpocząć chwilę i ruszyć dalej na zwiedzanie Parku Mużakowskiego. Przy wieczornej pogawędce z właścicielem, dowiedziałem się że jeszcze nie tak dawno, w czasach bardziej liberalnych, lub przymykania co poniektórych oka na pewne „sprawy”, do obecnej agroturystyki przybywali zgoła odmienni goście zza zachodniej granicy. Nie wiem, czy chciałem to wiedzieć.
Po zregenerowaniu sił wyruszyliśmy do Parku Mużakowa, gdzie właśnie odbywał się festyn. Niepostrzeżenie znaleźliśmy się po niemieckiej stronie parku, gdzie pod zamkiem odbywał się koncert filharmonii, który przyciągnął rzesze okolicznych mieszkańców. Park Mużakowski to bardzo rozległy teren, po obu stronach Nysy, pełen mostków i innych form małej architektury. Po polskiej stronie park jest bardziej dziki, natomiast bliżej zamku to piękny ogród zadbany w każdym szczególe. Postanowiliśmy wrócić na polską stronę, gdzie również były przygotowane obchody Dni Parku. Kierując się słuchem trafiliśmy na polanę gdzie trwał koncert zespołu gospel, a wszystko to w oparach grillowanych kiełbasek i napoju z Browaru Łęknica. Będąc wierni polskiej tradycji zjedliśmy kolację z tacki na stojąco, wsiedliśmy na rowery i najkrótszą drogą przez las pojechaliśmy do miejsca naszego wieczornego odpoczynku. Po kilku kilometrach Magda jadąca pierwsza zawróciła z okrzykiem „stop, wracamy, dzik”. Jak wiadomo „Dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły, kto spotyka w lesie dzika…” ten szybko wskakuje na rower i zmyka. Dzik uciekł pierwszy, ale na tyle dobrze znam swoje dziewczyny, że nawet nie zaproponowałem głosowania nad różnymi wariantami. To zostało już postanowione. W ten sposób ponownie znaleźliśmy się w Łęknicy i postanowiliśmy wrócić szlakiem kolejowo-rowerowym. Po kolejnych kilometrach z zadumy wyrwało mnie ostre hamowanie i okrzyk tym razem „stop, lis”. Jak wiadomo lisy bywają wściekłe, ale zmęczenie po całym dniu umożliwiło dyskusję, czy akurat ten osobnik jest aż tak bardzo wściekły, że trzeba szukać kolejnego objazdu. Aby to sprawdzić zostałem wytypowany na ochotnika i ruszyłem przodem. Lis odwrócił się kitą, ja się nie przekonałem o poziomie wściekłości ani wścieklizny lisa i wszyscy szczęśliwie dotarliśmy do celu. To był bardzo intensywny dzień, w którym pokonaliśmy łącznie 50 km. Myślę, że największe uznanie za ten wyczyn należy się naszej córce.

Dzień 4 2016-05-30
Na ostatni, czwarty dzień naszej eskapady mieliśmy zaplanowany odcinek o długości 35 km do Forst. Tym razem robiliśmy mniej przystanków, bo każdy już był myślami bardziej przy powrocie do domu, a na dodatek krajobraz stał się bardziej monotonny. Miłym przerywnikiem była krótka wizyta w gospodarstwie, gdzie hodowano kozy i wyrabiano sery o różnych smakach, z wieloma przyprawami. Okazało się, że lampka białego, również miejscowego wina gronowego, pasuje idealnie do każdego gatunku sera.
Na przedmieściach Forst znajduje się piękny park – Rosengarten. Niestety to nie był okres kwitnienia róż, więc wizytę ograniczyliśmy do szybkiego objazdu. Po kilku minutach znaleźliśmy się na dworcu kolejowym, skąd pociągiem mieliśmy wrócić do Zgorzelca, gdzie zostawiliśmy samochód. W Cottbus mieliśmy przesiadkę i zmianę peronu, co okazało się sporym wyzwaniem bez podjazdu, z trzema rowerami i przyczepką. Ostatni ponad godzinny odcinek pokonaliśmy pociągiem, nieśmiało snując plany na kolejną wyprawę nowo upieczonych „sakwiarzy”.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
...od jakiegoś czasu przymierzam się do zmiany telefonu i może skuszę się na ten proponowany przez Lewandowskiego ... :-) ...
-
... osobiście?, nie mam problemu z fascynacją piłką nożną a od pewnego czasu strasznie się boję, że otwierając swój garaż, zastanę tam wszystkich Lewandowskich i będą próbowali mi wcisnąć jakąś usługę z reklam bądź jakiś bubel do wykorzystania w domu!!!...
-
...noiśmy wygrali! Teraz spotkanie z sąsiadami zza Odry i Nysy! ... :-) ...
-
W miniony weekend odciskaliśmy nasze trzy ślady na ścieżkach Gór Izerskich.
Nieco post factum, ale pozdrawiamy gorąco :) -
...zwłaszcza miłego wieczoru dla fanów Polskiej reprezentacji "w gałę"! ... :-) ...
-
... o, i problem rozwiązał się sam, miłej niedzieli dla Kolumberowiczów...
-
...co prawda jeśli się całą ekipą jednośladami świat przemierza, jak Grzegorz z rodziną, to tych śladów więcej się zostawia ... :-) ..
-
...Piotrek, zapewne nikt z nas nie zwrócił na to uwagi bo wiadomo jakie meritum w dyskusji...
-
...jak to chęć popisania się elokwencją zaciemnia umysł! Cztery komentarze niżej chcąc napisać o przemierzaniu świata rowerem użyłem określenia dwuślad. Oczywiście chodziło mi o jednoślad bo w czasach gdy posługiwałem się rowerem wielośladowym całym moim światem było podwórko ... :-) ...
-
Tutaj jest więcej informacji i mapka: spreeradweg.de
Ale rzeczywiście myślałem o odcinku na północ od Cottbus i powrót do punktu startu Deutsche Bahn.
Lasy, jeziora... -
Grzegorz, dlaczego jak wpisuję w wyszukiwarce czy w Google Earth "Spreewald" to wskazuje mi Chociebuż. Czy zamierzacie "pyknąć" Lubbenau/Spreewald? Pozdrawiam.
-
Dziękiuję anianasadach za miłe słowa :)
Trasa rzeczywiście była wybrana pod rodzinę i najważniejsze, że wszyscy czerpali radość i każdy coś dla siebie znalazł. Lenka nie skarżyła się na dystans i monotonię, bo co kawałek była jakaś atrakcja - od największych jak park rozrywki do tych malutkich - jak piękne pole maków, czy ławeczka w widokowym miejscu. Wiedziałem, że mamy bardzo dużo czasu, żeby przejechać te 30-40 km dziennie i nie było żadnego pośpiechu.
Zaczynam przekonywać powoli rodzinę, żeby następnym razem zabrać namiot, zwłaszcza jakbyśmy zdecydowali się na Spreewald... :) -
... tak Piotrze, na tego typu infekcję nie ma lekarstwa ani szczepionki, zaręczam, jestem "nieuleczalnie chory"...
-
...ha, ja nigdy nie przemierzałem świata na dwuśladzie, oczywiście nie licząc krótkich wypadów w niezbyt dalekie okolice, ale mogę się domyślać, że tu "infekcje" dla wielu są nieuleczalne ... :-) ...
...Twoje córki, Sławku, chyba już zdają sobie z tego sprawę...
...zresztą i w Kolumberze jest coraz więcej "sakwiarskich" relacji!...
-
Piotrze, dzięki za skojarzenie mnie z wybitnym sportowcem. Nie, nikomu się nie naraziłem. Jestem niezwykle lub bardziej nieprzyzwoicie przykładnym i spokojnym turystą rowerowym Europy. Niestety, ostatni, zeszłoroczny wypad do U.K. naszpikowany był olbrzymią dawką adrenaliny a jak twierdzą to inni (szczególnie moje córki) także dozą dramatyzmu. To one "były" ze mną na każdym kilometrze mojej eskapady, to one znały bezpośrednie moje relacje z przed kilku godzin jak i tych na żywo online. Kiedy jechałem nocami moja córka w Anglii nie spała ze mną. Mnie to rajcowało chociaż były też i łzy z wysiłku) a ona przeżywała koszmar. Kiedy dotarłem na miejsce oznajmiła mi, że to już ostatni raz, że już mam zakaz wyjazdu do niej na rowerku. Trudno mi się z tym pogodzić ale muszę to uszanować. Radość moja była wielka, że w ogóle pozwoliła mi wrócić tradycyjnie, na rowerku.
Niezwykle miłe chwile przeżyłem w Niemczech gdzie obiecałem zajechać do przyjaciół w Beckum-Roland obok Ahlen. Nieświadomie zajechałem tam w dniu moich urodzin na początku maja a Irenka z Elmarem czekali na mnie z szampanem i drobnym upominkiem. To miłe jak ktoś pamięta takie szczegóły a utrudzonego wita się szampanem i winem.
Następnym miłym nawet bardzo, akcentem była pomoc niemieckich policjantów z miejscowości Drensteinfurt, którzy poproszeni o pomoc w wyjaśnieniu zawiłości przepisów drogowych stworzyli mi na kartce ścieżkę od miejscowości do miejscowości kierując mnie na bardziej lokalne drogi. Moje mapy, systemy nawigacji kierowały mnie na drogę, na którą i niemieccy policjanci kazali mi jechać. Kiedy wytłumaczyłem im, że tam jest zakaz dla rowerzystów, połączyli się poprzez radio ze swoją bazą i wspólnie wytyczyli mi "ślad", nie omieszkując okazania zdziwienia, że wspomnianą wcześniej przez nich drogę nie wolno nam, sakwiarzom jeździć. Kiedy Grzegorz "rozwinie skrzydła" rodzinnych wypadów do Niemiec to zobaczysz Piotrze, że relacji ze wspaniałych i przyjaznych turystycznie Niemiec nie będzie końca. Jak sam powiedział, że chyba zostali już "zainfekowani" taką formą wypoczynku u naszych sąsiadów. Pozdrawiam serdecznie jak i wszystkich sakwiarzy... -
Grzegorz, może wbrew ogólnemu postrzeganiu Niemiec jako kraj nie do turystyki to jestem tego przeciwieństwem. Uwielbiam podróżować ich drogami niemalże na równi z Holandią, Belgią i innymi cywilizowanymi krajami pro-rowerowymi. Wbrew wcześniejszym moim obawom o bezpieczeństwo podczas snów z nielegalnym rozbijaniem namiotu (tylko taka forma noclegu mnie rajcuje),okazały się niesłuszne. Jeśli zachowujesz się cywilizowanie i nie dajesz powodów do zainteresowania się "twoją " osobą, nic mi nie grozi. Niemcy są duże więc zwiedzanie nie ma końca. Osobiście przemierzam Niemcy od wschodu do zachodu i nadmiar wrażeń wręcz odbiera pamięć. Czekamy na kolejne Wasze relacje z rodzinnych wypadów. Pozdrawiam.
-
Hej, my się jeszcze nie znamy :)
Zaimponowałeś mi tą rodziną eskapadą z 8-letnią córką. Wierzę, że trasa była wybrana właśnie "pod nią". Mam nadzieję, że nie narzekała w podróży. Naucz ją jeszcze robić zdjęcia, będzie miała dodatkową frajdę :) Życzę Wam, aby kolejne Wasze wyprawy w nieznane były równie udane. Pozdrawiam:) -
...w Spreewaldzie przydadzą się też łódki ... :-) ...
-
Dziękuję Piotrze.
Niemcy raczej nie postrzegamy jako atrakcyjny kierunek turystyczny. Z jakiegoś względu, w naszych planach pomijamy ten kraj, a to duży błąd. Przynajmniej dla mnie to był kraj tranzytowy. Raptem spacerowałem kilka godzin po Pasawie i Berlinie, chociaż widziałem setki zdjęć uroczych, niemieckich miasteczek...
Najbliższy wyjazd w tamtym kierunku planujemy do Spreewald, oczywiście na rowerach. Kiedyś może zapuścimy się dalej... -
...to chyba jeden z mniej wyeksploatowanych obszarów turystycznych a przecież atrakcyjny i jasno to widać na Twoich, Grzegorzu, zdjęciach!...
...no i uznanie dla Córci za "sakwiarski" wyczyn! ... :-) ... -
...o zupie z kasztanów jeszcze nie słyszałem!...
-
...jeśli to nie tajemnica to opowiedz, Sławku, o Twoich kłopotach z rowerowym rynsztunkiem w kraju Sir Bradley'a Marca Wigginsa ... :-) ...
-
super wyprawa, ciekawie opisana, gratuluje i pozdrawiam
-
...co do propozycji Piotra to wcale nie mówię, że nie. Lecz w zamyśle moim jest plan mniej przyziemny z nastawieniem się na ogromne odległości. Po ostatniej eskapadzie w tamtym roku do Anglii (trzeciej) niestety mam zakaz wjazdu rowerem. Zapewne kolejne pokazanie się tam z pełnym rynsztunkiem, skończyłoby się konfiskatą całego sprzętu i powrót do domu samolotem. Co przyniesie sezon urlopowy to się okaże. Polska jest piękna tylko te droooogi. Więc zamysł mój budować raczej będę na bardziej przyjaznym dla sakwiarzy, kraju. Pozdrawiam...
-
Świetna eskapada, malownicze tereny i świetnie oddany klimat uciechy z podróży rodzinnej wyprawy. Króciutko ale z sensem wdychane powietrze. Brawo, brawo i oczywiście dla latorośli za wyczyn. Pozdrawiam serdecznie. "Sakwiarz".
-
Dziękuję :) Pomysłów mam pełną głowę, ale każda rada i sugestia mile widziana :) Pozdrawiam
-
Świetna wycieczka,piękna trasa,urocze widoki!
Gratuluję!
Ja polecam Badenię-Wirtembergię,mnóstwo tras rowerowych i przepiękne miasteczka.
Rowery do pociągu w stronę Stuttgartu i w drogę-).
Pozdrawiam! -
Dziękuję i zapraszam!
-
Gratuluję wspaniałej wyprawy:)
Teraz obejrzałam Gorlitz,gdzie byłam w czasach szkolnych:)
Doczytam i dokończę wieczorem. Pozdrawiam! -
Dzięki Iwonko. O Spreewald oczywiście myślimy, mam już nawet mapę :)
Piotrze, myślę że zupa marchewkowa najlepiej smakuje na starówce w Görlitz. Nie wiem jak się mają te atrakcje osobno ;) -
...po przeczytaniu wstępu do pierwszego dnia informuję, że też się zastanowiłem co było bardziej godne zainteresowania, zupa marchewkowa czy architektura Görlitz ... :-) ...
-
...myślę, że i Snickers da się namówić na odwiedziny ...
-
Super wyprawa, gratuluję. No i brawa dla córki...
Na następna wyprawę polecam Szprewald, po sąsiedzku.
pozdrawiam
sakwiarka...