Podróż Estonia zachodnia
Dziś już nie potrafię powiedzieć skąd powziąłem pomysł by pojechać do Estonii, nie pamiętam. Wiem tylko, że było to w okolicy roku 2004, tak że dość długo nosiłem się z tym zamiarem. Krótko przed wyjazdem kolega ze studiów, Wojtek, oznajmił mi telefonicznie, że jedzie ze mną do Tallina. Z Łodzi wyruszyłem więc przez Bydgoszcz, trochę to nie po drodze, ale kumpel to kumpel..

15 Czerwca 2009-06-15

Morze 2009-06-16

TALLIN 2009-06-17

TALLIN - dzień2 2009-06-18

TALLIN - dzień3 2009-06-19
Do południa jeszcze razem zwiedzaliśmy starówkę, potem odprowadziłem Wojciecha na dworzec autobusowy, skąd odjechał do Białegostoku. A ja już samotnie oddałem się włóczędze po starych uliczkach Tallina. Postanowiłem, że jutro jednak nie wyjadę.

TALLIN - dzień4 2009-06-20
Tego dnia oprócz włóczęgi po mieście, zwiedziłem Muzeum Morskie, wchodziłem do baszt i kościołów. Wszedłem na wieżę kościoła Św. Olafa (Oleviste kirik) i powiem Wam, że było warto. Będąc w Tallinie wejdźcie tam koniecznie, bo panorama jest oszałamiająca. Wieczorem żegnałem się z miastem, zastanawiając się, czy jeszcze tu kiedyś powrócę. Byłem jednak prawie pewny, że tak się stanie.

PALDISKI 2009-06-21
Jadąc wzdłuż wybrzeża przez Vaana-Joesuu (klifowe wybrzeże, ładne plaże) dotarłem do ,,kolorowego" wodospadu Keila-Joa. Ma on ok. 60 metrów szerokości. Następnie obrałem azymut na Paldiski. Tam za miastem, w kierunku północnym, są imponujące pionowe klify, oraz latarnia morska. Spędziłem tam kilka godzin wędrując wzdłuż klifu i wylegując się na trawie. Pierwotnie zamierzałem tu nocować, ale ostatecznie podjąłem decyzję o wyruszeniu w dalszą drogę. Tej nocnej jazdy wśród lasów i mokradeł nigdy nie zapomnę, wskaźnik poziomu paliwa stanął na zerze. Teoretycznie wiedziałem, że powinno wystarczyć, ale....Szczęśliwie dotarłem do stacji w Haapsalu na ostatnim litrze paliwa.

HAAPSALU/MUHU 2009-06-22
Po nocy spędzonej w samochodzie, wybrałem się na zwiedzanie Haapsalu. Jest tam średniowieczny zamek, chyba najdłuższy w Europie, drewniany dworzec kolejowy (kręcono na nim film,, Anna Karenina”), sympatyczne drewniane budownictwo w starym centrum. Po raz pierwszy byłem na estońskim cmentarzu, pełnym kutych, żelaznych krzyży. Takie krzyże są charakterystyczne dla wszystkich cmentarzy, które widziałem w tym kraju. Następnym punktem w planie wyprawy była wyspa Saaremaa, więc późnym popołudniem pojechałem do portu w Virtsu. Zaplanowałem sobie, że zatrzymam się gdzieś i zorientuję w sytuacji, lecz niespodziewanie znalazłem się w kolejce samochodów oczekujących na zaokrętowanie. Nie wiedząc co robić, wdałem się w rozmowę z kierowcą samochodu stojącego przede mną. Na pytanie, czy mówi po angielsku, odpowiedział:,, I can try” i od razu zrobiło się sympatycznie. Zostawiliśmy samochody w kolejce i poszliśmy zakupić bilety. Potem na promie rozmawialiśmy sobie o życiu w Polsce, Estonii, dał mi kilka wskazówek. Fajny gość. Prom dobija do wyspy Muhu, która łączy się z Saaremą groblą biegnącą przez morze. Tę noc postanowiłem spędzić jednak na Muhu, w wiosce Koguva, która jest zamieszkanym skansenem. W drewnianych domostwach, otoczonych omszałymi, kamiennymi murami, toczy się normalne życie. Po drodze cudem uniknąłem zderzenia z sarną, która przebiegła tuż przed maską. Nocleg urządziłem sobie na parkingu w swoim samochodzie.

SAAREMAA 2009-06-23
W nocy zasłaniałem okna czym się dało, bo czerwcowe noce w Estonii są ,,białe”. Z rana włóczyłem się po bezludnych nadbrzeżnych ostępach, potem pojechałem na Saaremę.W miasteczku Orissaare przyglądałem się popisom kitesurferów, w Kaali obejrzałem wypełniony wodą krater, będący pamiątką po upadku meteorytu, zespół wiatraków w Angla. A wieczorem zobaczyłem, jakie znaczenie ma dla Estończyków noc świętojańska. Gromadzą się oni wokół ogromnych ognisk, śpiewają, piją i tańczą do rana. Ten zwyczaj jest szczególnie kultywowany właśnie na Saaremie i wielu ludzi przybywa tu specjalnie na tę okoliczność. Na noc powróciłem na ,,swój” parking na Muhu, który jakoś chyba polubiłem.

SAAREMAA - ciąg dalszy 2009-06-24
Dalszy ciąg zwiedzania Saaremy: średniowieczny kościół w Valjala, oraz sympatyczne Kuressaare, ,,stolica” wyspy, z dobrze zachowanym zamkiem biskupów ozylskich. Tym razem nocleg znalazłem w domku kampingowym w miejscu o nazwie Kampingu. Nie było ani drogo, ani luksusowo. Tego dnia wypadło święto związane z estońską niepodległością, Estończycy zawieszali flagi nawet na domkach kempingowych (na samochodach niemal wszystkich), a wieczorem intensywnie świętowali.

SAAREMAA - dzień trzeci 2009-06-25
Celem głównym tego dnia była eksploracja półwyspu Sorve. Jego (i zarazem całej wyspy) najbardziej wysuniętym na południe punktem jest Saare. Znajduje się tam latarnia morska i restauracja, poza tym kilka starych łajb i trochę rybackiego sprzętu. Wszędzie wśród piasku i kamieni kwitło mnóstwo dzikich kwiatów. Następnym miejscem pobytu były kamieniste plaże Ohessaare, na których usypane stały setki kamiennych kopczyków o różnej wielkości i stopniu rozbudowania. Tam było naprawdę pięknie i prawie całkiem bezludnie. To zresztą jest charakterystyczne dla całego estońskiego wybrzeża, gdzie często w zasięgu wzroku nie ma nikogo poza tobą. Po powrocie do Kuressaare zwiedziłem tamtejszy zamek. Jest idealnie zachowany, choć na mój gust za mało ,,mroczny”.

W dalszym ciągu SAAREMAA 2009-06-26
Rankiem spakowałem się i wyruszyłem do Kihelkonny. Odwiedziłem tam ładny, jednonawowy kościół z XIII wieku. Widząc moje zainteresowanie, opiekująca się świątynią pani wręczyła mi klucze do kościelnej wieży, choć stwierdziła, że zazwyczaj nikogo tam nie wpuszcza. Widoku z wieży nie było żadnego z powodu zabitych deskami okien, ale obejrzałem potężne dzwony. Wpisałem się do księgi gości( ciekawe, dlaczego w kraju mi się prawie nigdy nie chce, a tam niemal zawsze zostawiałem swój wpis) zostawiłem skromną ofiarę i jeszcze przez chwilę pogimnastykowałem swój rosyjski w rozmowie. Następnym etapem był płw. Tagamoisa z jego bezludnymi plażami i polanami porośniętymi kępami jałowców. Następnie wpadłem nad największe na wyspie jezioro Karujarv, gdzie zażyłem kąpieli. Oferowali tam noclegi w domkach wielkości gołębnika bez okien i elektryczności za to w cenie hotelowej. Byli amatorzy, ale ja udałem się ponownie nad morze na cypel Ninase. We wsi Tagaranna – wieża widokowa i klify. Kontynuując zwiedzanie północnego wybrzeża dotarłem na cypel Panga. A tam piękne, skaliste klify, całkiem dla mnie, zero ludzi. A potem przy zachodzącym słońcu, często się zatrzymując jechałem nadbrzeżną szosą, by w końcu wylądować na ,,moim” parkingu na wyspie Muhu. Jakoś polubiłem tu nocować.

PARNU 2009-06-27
Z samego rana zaokrętowałem się na promie i przed południem byłem w Parnawie. To sympatyczne miasto ma centrum o zabytkowym charakterze, rozległy park prowadzący do morza i piaszczyste plaże. Pełni funkcje głównego krajowego kurortu. Miałem szczęście trafić na dni hanzeatycke (Hansapaevad), średniowieczny piknik, coś podobnego do jarmarków dominikańskich. Setki kramów z rękodziełem i naturalną żywnością, występy zespołów, turniej rycerski, mnóstwo ludzi w strojach z epoki. Było co oglądać, było co zjeść i wypić. A wieczorem wysłuchałem koncertu chóru w kościele Św. Elżbiety. Postanowiłem, jako że jutro niedziela, przyjść na poranne nabożeństwo. Noc spędziłem na polu namiotowym pod miastem.

VILJANDI 2009-06-28
Mimo swoich 40 lat byłem chyba najmłodszym uczestnikiem nabożeństwa i, co było łatwe do przewidzenia, zrozumiałem zeń tyle, ile się domyśliłem. Powłóczyłem się po porcie jachtowym (po drugiej stronie rzeki cumowały pełnomorskie statki handlowe). Ale głównym celem niedzieli było miasteczko Viljandi. Po drodze zatrzymałem się w Tori, gdzie rzeka Parnu jest bardzo malownicza i ma ciekawy brzeg z pozostałościami po kamieniołomach. W Viljandi spędziłem kilka miłych godzin, głównie na zamkowym wzgórzu (ruiny fortecy z XIII w., piękny widok na rzekę), oraz snując się wśród drewnianej zabudowy śródmieścia. Ciekawy, choć skromny (jak większość luterańskich świątyń w Estonii) jest kościół Św. Jana posiadający drewniane sklepienie. W drodze powrotnej do Parnawy wziąłem ,,łebka”, lecz młody ten człowiek nie zdążył się jeszcze nauczyć angielskiego, a nie był też dość leciwy by znać rosyjski, więc rozmowa się nie kleiła. A tak miałem ochotę pogadać…
Następnego dnia byłem już w Polsce.

Na koniec 2013-03-14
Do Estonii wybrać się warto, o ile lubisz aktywne zwiedzanie i nie oczekujesz słonecznych i morskich kąpieli. W pełnym słońcu temperatura rzadko przekracza 25 stopni. Drogi są o wiele lepsze niż w Polsce, choć na Saaremie jest dużo szutrów. Ceny są na polskim poziomie. Ludzie życzliwi, łatwo się porozumieć po angielsku lub rosyjsku. Jesteś bezpieczny. Polecam!
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Ciekawa podróż... pięknie ująłeś ten nadmorski spokój, ciszę i naturę! miałam przyjemność poznawać Estonię przez ok 3 tygodnie i był to magiczny czas... niestety nie dotarłam na Saaremę, szkoda.. bo prezentuje się wyjątkowo! Ale to kolejny powód, by kiedyś tam wrócić :) Pozdrawiam !!
-
Bardzo ładna podroz,pozdrawiam
-
Miło było przypomnieć sobie kilka znajomych miejsc. W Estonii byliśmy 6 lat temu .Spędziliśmy 3 dni w Tallinie a w drodze powrotnej przejechaliśmy przez Parnawę. Tallin bardzo nam się podobał. Starówka jest przepiękna i bardzo rozległa. Polecam każdemu. Pozdrawiam.
-
Ciekawy kraj,tylko czemu takim zimny i ... drogi? Pozdrawiam
-
...na pewno jeszcze tu wrócę!...
-
Wschodni kierunek zwiedzania Europy mnie bardzo interesuje.
Dzięki za przybliżenie Estonii. Jutro wrócę doczytać i obejrzeć :)