Podróż Bałkan Mix: Czarnogóra - Albania 2009
W jednej z gazet przeczytałem, że Czarnogóra to bałkańska kraina, w której od 800 lat toczy się wojna z krótkimi przerwami na wesela i pogrzeby. To wystarczyło, żebym musiał tam pojechać!
Jako, że tym razem podróżowaliśmy z rodzicami, postanowiliśmy zamienić plecaki na walizki na kółkach, a tanie hostele na zupełnie przyzwoity hotel basenem. Z biurem podróży polecieliśmy do Dubownika, skąd busami zawieziono nas do Baru w Czarnogórze - naszego miejsca noclegowego.
Sam Bar jest miastem turystycznym, sporo w nim hoteli i restauracji, jest kwiecisty deptak przy morzu oraz niezłe plaże (mimo bliskiej obecności portu). Około 6 km na południowy-wschód (kierunek Ulcinj) znajdują się ruiny Starego Baru. Warto się tam wybrać taksówką, gdyż droga jest bardzo ruchliwa i raczej mało ciekawa. Na zwiedzaniu pozostałości starego miasta można miło spędzić przynajmniej kilka godzin.
W pobliżu Starego Baru rośnie ponoć najstarsze (ponad 2000 lat) drzewo w Europie - Stara Maslina (Stara Oliwka). Można do niej dojść piechotą schodząc w dół stromą uliczką, na której w małych i przytulnych knajpkach kupimy domowej roboty wina oraz lokalne potrawy.
Blisko Baru (ok. 10 km) znajdują się także góry, po których można się poszwędać. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnych opisów w Internecie ani przewodnika na miejscu. Nawet kiedy podeszliśmy do taksówkarzy, żeby nas zawieźli w miejsce, z którego można wyruszyć na szlak, nie wiedzieli o czym mówimy. Dziwili się, że chcemy jechać w góry, przecież nie ma w nich nic ciekawego…
Po chwili negocjacji jeden z taksówkarzy zaoferował, że zawiezie nas do starego kościoła i przyjedzie nas odebrać kilka godzin później. Kierowca zawiózł nas w góry i wysadził obok starego monastyru. Niestety nie zapisałem jego nazwy i nie mogę jej sobie przypomnieć ani znaleźć w sieci. Gdzieś w ciemnych zakątkach pamięci pobrzmiewa mi wyraz „Rybliok”, ale może to być zupełnie mylny trop. Jeśli ktoś wie o który monastyr chodzi, bardzo proszę o pomoc :).
W górach, oprócz starego klasztoru (nadal mieszkają w nim zakonnicy) na jednym ze szczytów znajdują się ruiny zamku a ze szczytów rozciąga się widok na morze, Bar oraz port.
Kolejnego dnia postanowiliśmy wybrać się do Monastyru Ostrog. Monastyr został zbudowany w XVII wieku jako budowa częściowo obronna. Pewnie z tego względu został wykuty w skale na wysokości prawie 1 km. Do monastyru wiedzie wąska i kręta ulica (właściwie uliczka), na której często nie ma barierek bezpieczeństwa, a zamiast chodnika jest przepaść na kilkaset metrów. Jeśli ktoś będzie próbował wjechać do monastyru 7-osobowym samochodem, tak jak my to zrobiliśmy, to na pewno zapamięta taką podróż do końca życia. Szczególnie momenty wymijania z autobusami.
Monastyr Ostrog należy obecnie do Serbskiego Kościoła Prawosławnego i jest miejscem częstych i licznych pielgrzymek. Charakterystyczny widok to kobiety w chustach, które na boso pokonują kilkukilometrową kamienistą drogę, by dotrzeć do krypty, w której znajdują się relikwie założyciela monastyru – Wasyla Ostrogskiego.
Lovcen, to górski szczyt w Lovceńskim Parku Narodowym, gdzie na wysokości ponad 1600 metrów znajduje sie mauzoleum Piotra II Petrowića-Niegosza - biskupa i władcy Czarnogóry. Mimo, iż mauzoleum znajduje się tak wysoko, prawie pod same drzwi można podjechać samochodem, po drodze podziwiając widoki Kotoru i Boki Kotorskiej. Ze szczytu rozciąga się przepiękna górzysta panorama.
Z Lovcen warto udać się do malowniczo położonego miasta Kotor. Usytuowane nad zatoką, pełne zabytków (ale nie turystów - lipiec!) jest jednym z piękniejszych miejsc w Czarnogórze. Jego nazwa pochodzi chyba od kotów, które gremialnie włóczą się po starówce lub wylegują na słońcu. ;)
To co charakterystyczne dla Czarnogóry w 2009 roku, to prawie zupełny brak turystów. Miejscowi tłumaczą to kryzysem, który szczególnie mocno dotknął Rosjan często odwiedzających ten kraj. Kiedy wybraliśmy się na przejażdżkę południowym brzegiem Jeziora Szkoderskiego, wymijaliśmy przez cały dzień tylko kilka samochodów. Spotkaliśmy jakiegoś zagubionego Szweda, który chciał wrócić do Ulcinj, ale nie wiedział jak i kilku miejscowych…
Przez cały południowy brzeg biegnie droga, która przecina zbocze schodzące do jeziora. Pokonując trasę na takiej wysokości doskonale widać panoramę Jeziora Szkoderskiego wraz z rorzuconymi po nim wysepkami i otaczającymi je górami. Od czasu do czasu pojawia się zjazd w dół, którym można dostać się na plażę. My zjechaliśmy do miejscowości Murići. Na miejscu można zjeść smażoną rybę (byliśmy jedynymi turystami w smażalni przy plaży, ale ryba była wyśmienita). Miejscowi chłopcy zaoferowali nam transport łodzią do starego monastyru, który jest zbudowany na jednej z wysp. Kościół nie powala bogatym wnętrzem (znajduje się mały ołtarzyk z ikoną, a w przedsionku …skład styropianu wykorzystywany na pobliskiej budowie) ale sama podróż łodzią po jeziorze była ciekawa.
Po powrocie z monastyru poszliśmy na żwirową plażę, na której odpoczywała w tym czasie tylko 1 osoba. Plaża była czysta, woda ciepła a pogoda doskonała, więc to pewnie wina kryzysu, który wymiótł stąd turystów. Skorzystaliśmy z okazji i wykąpaliśmy się w jeziorze, nie wystraszyły nas nawet małe stworzonka żyjące w kamieniach przy brzegu (do dziś nie uzgodniliśmy czy to był pająk, rak, wąż czy jaszczurka).
W drodze powrotnej wstąpiliśmy do knajpki „Panorama”, gdzie można kupić pędzoną tam rakiję (w różnych smakach, m.in. brzoskwinia, śliwka). Właściciel (słowiańska dusza) dał nam krótki wykład jak odróżnić prawdziwą rakiję od takiej podrabianej. Nie zdradzę tajemnicy, kto chce się dowiedzieć sam musi pojechać do Czarnogóry. ;)
Pierwszy raz jechaliśmy za granicę z biurem i byliśmy całkiem zadowoleni z organizacji wycieczki przez Rainbow Tours. Jedynym problemem była zmiana cen wycieczek fakultatywnych i okrojenie ich programu w stosunku do tego, co było w ofercie pokazywanej w biurze.
Na szczęście w Czarnogórze działa wiele biur podróży i agencji turystycznych, które organizują takie wycieczki za cenę niższą niż te oferowane przez polskich operatorów. Jedną z takich agencji jest http://www.antibaris-travel.com/, której właściciel przez kilka lat mieszkał w Polsce, więc można się z nim dogadać w naszym języku.
Z Antibarisem wybraliśmy się na wypad do Albanii. Biorąc pod uwagę liczbę łapówek (granica, parking, policja), które trzeba było zapłacić na miejscu oraz kulturę albańskich kierowców i ich sposób jazdy, nie polecam nikomu jechać do Albanii swoim lub wynajętym samochodem.
Albanię pamiętamy jako kraj bunkrów i kontrastów. Tutaj na drodze furmanka ciągnięta przez osła jest wyprzedzana z hukiem klaksonu przez najnowszy model mercedesa z przyciemnianymi szybami. Bunkry w Albanii to pamiątka po komunistycznym przywódcy (Enver Hodża), który Swego czasu wybudował tyle bunkrów, że mogliby w nich zamieszkać wszyscy Albańczycy. Te bunkry istnieją do dzisiaj i co chwilę pojawiają się na krajobrazie.
Po wizycie w Albanii przestały nas dziwić absurdy na polskich drogach. Nasz kierowca musiał zapłacić „mandat” (oczywiście wszystko odbyło się nieoficjalnie) za jazdę pod prąd. Problem w tym, że przy wjeździe na parking były 2 znaki (nakaz jazdy prosto i zakaz wjazdu) a ruch na tej ulicy odbywał się na dobre w obu kierunkach. :)
Antibaris organizuje także wyprawy na spływy pontonami po rzece Tarze. W ofertach raftingowych można znaleźć informacje, że Tara przepływa przez najgłębszy kanion w Europie (2 na świecie), ale część dostępna dla niedoświadczonych turystów nie przebiega akurat w najgłębszym punkcie kanionu. Mimo to, wrażenia są niezapomniane i wszystkim polecam taką wycieczkę.
Raftingi odbywają się w północnej części Czarnogóry, a najbardziej popularna droga, która tam prowadzi jest położona przy brzegu rzeki Piva i przepięknego jeziora Pivsko (rzeka Piva – to mówi samo za siebie ;)) i często wiedzie przez wydrążone w skałach tunele. Sama podróż do Tary jest już bardzo ciekawa.
Na miejscu trzeba się przebrać w piankowe kombinezony wypornościowe a organizatorzy zawożą dżipem do Bośni i Hercegowiny, gdzie zaczyna się spływ. Nie trzeba mieć paszportów, pogranicznicy przepuszczają wszystkie wozy z turystami. Po powrocie na miejsce na turystów czeka obiad z grilla.
Jakiś czas temu głośno był o wypadku na spływie pontonami po Tarze, w wyniku którego zginęło 2 węgierskich turystów. Nie wiem jakie były przyczyny wypadku, ale po naszych doświadczeniach mogę stwierdzić, że spływ był dobrze przygotowany, a organizatorzy zatroszczyli się o bezpieczeństwo. Jeśli ktoś nie jest pewny swoich umiejętności może wybrać łatwiejszą trasę, na pewno dostarczy ona wielu pozytywnych wrażeń.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
W Czarnogórze byliśmy spontanicznie - na wycieczce z okolic Dubrownika, gdzie byliśmy na campingu. Dojechaliśmy do św. Stefana - wysepki w całości przerobionej na hotel - ciekawa sprawa. Trąbienie faktycznie na początku może przeszkadzać, ale zwiększa bezpieczeństwo jazdy po górskich drogach.
-
byłem w Albanii w tym roku własnym autem i objeździliśmy cały kraj bez problemu, do klaksonów można się przyzwyczaić, często używa się ich jako zwykłe ostrzeżenie przed wykonaniem manewru wyprzedzania, a po górskich dorgach wolę jechąc samemu niż busiku zaciskając zęby w strachu przed wpadnięciem do przepaści na najblizszym zakręcie wraz z całym autem prowadzonym przez szalonego kierowcę :)