Podróż Heban i kość słoniowa
Wybrzeże Kości Słoniowej kojarzyło mi się dotąd z całkiem niezłymi piłkarzami. Abidżan, gospodarcza stolica kraju, na pierwszy rzut oka przypomina europejskie miasto. Ale to kwintesencja Afryki, wprost z reportaży Ryszarda Kapuścińskiego.
W Afryce byłem prawie dwa razy. Najpierw kilkanaście lat temu jechałem autostopem przez Europę z zamiarem dotarcia do hiszpańskiej Ceuty. Nie dojechałem, utknąłem w Barcelonie. Z kolei przed kilkoma laty byłem w Egipcie na jednodniowej wycieczce samolotem z kurortu na Krecie - zwiedzanie Kairu i Gizy klimatyzowanym autobusem w towarzystwie przewodnika, posiłek w hotelu z widokiem na piramidę Cheopsa.
W holu terminalu otacza nas tłum miejscowych. - Hello my friend! Can I help you? - uśmiecha się każdy z nich.
Po chwili wokół nas tłoczy się kilkunastu potencjalnych pomocników. Jest noc. Nie wiem, gdzie będę spał, nie mówię w miejscowym języku. Pękam tak jak pod piramidą Cheopsa, gdzie obiecałem sobie, że nie kupię żadnego tandetnego gadżetu od arabskich handlarzy. Kupiłem. Tu też daję jednemu z miejscowych pięć euro. Ze strachu? Dla świętego spokoju? Do dzisiaj się nad tym zastanawiam.
Po kilkunastu minutach pojawia się nasz przewodnik. Benjamin ma 50 lat, wygląda na dużo mniej. Przez cały pobyt z nami nie tknie nawet grama alkoholu. Szukamy taksówki. Benjamin przez kwadrans negocjuje cenę z kierowcą dwudziestoletniej pomarańczowej toyoty starlet. Spodziewałem się starych peugeotów, citroënów. Potem przekonam się, że ta azjatycka marka dominuje w branży miejskich taksówek. Ceny nie są wygórowane - porównywalne do cen biletów komunikacji miejskiej w Warszawie.
- Zawiozę was do bardzo dobrego hotelu - w drodze stara się poprawić nastrój. Taksówka wjeżdża przez bramę na posesję otoczoną dwumetrowym murem. Wita nas ochroniarz. Noc w dwuosobowym pokoju kosztuje około 120 zł.
- Tu będziecie bezpieczni, ale nie wychodźcie poza hotel.
To przemysłowa, portowa dzielnica Vridi, niezbyt bezpieczna. Zaciekawieni idziemy jednak na miasto. Siadamy w pobliskim barze. Plastikowe krzesła, sklecone z desek stoliki. Pod nogami piasek pobliskiej plaży. W powietrzu unosi się zapach pieczonej ryby. Barmanka uśmiecha się do nas, kiedy zamawiamy colę. Starzy podróżnicy twierdzą, że ten napój doskonale reguluje żołądek w krajach z obcą Europejczykowi florą bakteryjną. Po chwili dziewczyna przysiada się do stolika. Rozmowa się nie klei. Ona nie zna angielskiego, ja francuskiego.
- Imię? Ja Sławek - zagajam.
Dziewczyna znika na zapleczu baru. Wraca po chwili i, ciągle się uśmiechając, wręcza mi małą karteczkę z rzędem cyfr.
- Anne Marie.
- To numer telefonu - wyjaśnia Benjamin. - Dziewczyny są tu bardzo otwarte. Ale uważaj. Ona za chwilę zapyta cię, czy nie zabrałbyś jej do Polski. Biały to tu ciągle wielka atrakcja. Ale ta to raczej kobieta lekkich obyczajów.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo w Afryce papierosy palą tylko białe kobiety i prostytutki.
Czym jeszcze Wybrzeże Kości Słoniowej zaskoczyło Sławka Sowulę - czytaj w serwisie Logo24 >>