Podróż Trzy butelki mołdawskiego wina
W Mołdawii byliśmy raptem chwile więc to co widzicie poniżej to tylko kilka krótkich spostrzeżeń z winem w tle które może kogoś zachęcą do wyjazdu w te okolice. O tych i innych winach, ale profesjonalnie na:http://www.amarone.blog.pl/
Cotnari to niewielka wieś w samym centrum rumuńskiej Mołdawii. Dlaczego o niej mowa? To zagłębie rumuńskiego wina o takiej samej nazwie. Rumunia o dziwo jest 6 producentem wina w europie i 10 na świecie! Ktoś o tym wiedział? Nie? Szczególnych wyrzutów sumienia mieć nie musicie bo 90% win jest produkowanych na lokalne potrzeby. Wino Cotnari deklasuje konkurencje na miejscowym rynku… głównie dostępnością co właściwie nie dziwi. Jednak nam osobiście nie szczególnie smakowało… troszkę tak jak i północna Rumunia.
Jassy to drugie co do wielkości miasto Rumunii. Na mnie nie zrobiło najlepszego wrażenia… Typowych zabytków nie ma tam zbyt wiele… a reszta miasta cóż… nie zachęca do bliższego poznawania… W okolicach można za to zobaczyć słynne malowane cerkwie i „wesoły cmentarz”. Jednak mimo wszystko największe wrażenie robią niesamowite górskie pejzaże.
Mołdawia to kraj wyjątkowy. Najbiedniejszy w europie i można o nim mówić bardzo wiele. Mnie kojarzy się przede wszystkim z winem i o tym chce wam opowiedzieć.
Mołdawia faktycznie jest 9 producentem wina na świecie, rocznie tego niezwykłego trunku produkuje się tam około 1,5 mln hektolitrów, choć tylko 15% całej produkcji konsumowana jest na miejscu. Roczny przychód ze sprzedaży wina wynosi około 130-150 milionów dolarów i jest to podstawowe źródło dochodu tego małego państewka. Taka duża zależność od wina sprawia, że Mołdawia nie jest typowym krajem winiarskim. Jej historia a także fakt że biznes winny jest dla kraju i ludzi sprawą życia i śmierci sprawia że tzw. kultura winna, tak powszednia np. we Włoszech i Francji jest tu dość zmarginalizowana.
Cricova to miasteczko obok którego znajdują się drugie największe na świecie piwnice winne. Największe leżą równierz w Mołdawii, w Milestii Mici. Podziemne korytarze po dawnych kopalniach wapienia ciągną się nawet do 100 km! Podziemne miasto z winnymi ulicami nie jest tylko przechowalnią rocznikowych butelek. To też dobry biznes turystyczny. Wjazd bez degustacji to koszt około 35€. Za tą kwotę możemy zobaczyć pomieszczenia bankietowe, w większości w specyficznym nowosuskim stylu gdzie przepych miesza się z kiczem. Tam podobno jakiś czas temu sam Władymir Putin świętował swoje urodziny. Oprócz tego czeka nas krótka jazda po kompleksie i krótki kurs o tym jak robi się wina musujące metodą szampańską. Wina musujące z Cricovej nie odbiegają smakiem od francuskich pierwowzorów ale są w dużo lepszej cenie. Wino jest tu na każdym kroku i każdy dom ma chociaż kilka krzewów winnej latorośli. Jednak pytanie o możliwość zakupu przez obcych nie jest podobno w dobrym tonie, chyba że gospodarz sam to zaproponuje.
Kiszyniów jest miastem prowincjonalnym. Od północy otaczają go winnice. Wjazd odbywa się nietypowo bo nie do końca wiadomo kiedy kończą się pola i parki a kiedy zaczyna miasto. Na początku mijamy dobrze znane „sypialnie” by po dojechaniu do centrum zobaczyć parterową zabudowę prowincjonalnego miasteczka. Oczywiście Kiszyniów był stolicą Mołdawskiej SSR w związku z czym nie mogło tam zabraknąć wielkiej centralnej ulicy w socrealistycznym stylu. Wszystko co jest typowego do zobaczenia można oglądnąć w dwie godziny… Na nas największe wrażenie zrobił spalony parlament. Ogólnie rzecz biorąc atmosfera w mieście po majowych wydarzeniach była dość ciężka. Towarzyszyły nam wszędzie mało dyskretne spojrzenia a czasem i towarzystwo stróżów prawa. Najprzyjemniejszy okazał się piknik pośród winnic z widokiem na miasto. Cisza, spokój, dobre towarzystwo i szklaneczka mołdawskiego Milestii Mici…
Wino to najlepszy pretekst żeby do Mołdawii pojechać. Oprócz samej produkcji Mołdawianie dostrzegli potencjał enoturystyki. Podobno trwają prace nad siedmioma szlakami winnymi prowadzącymi przez winnice, winiarnie i różne obiekty z tym związane. To ogromna szansa dla regionu choć paradoksalnie nie infrastruktura może być największym problemem ale raczej zmiana mentalności ludzi.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Z tego co pamiętam ceny faktycznie podobne jak u nas. Co do Kiszyniowa o ile miasto nie jest to zabudowa centrum to dla mnie typowe prowincjonalne miasteczko z przełomu wieków z dobudowaną wielką socjalistyczna aleją i jej gmachami. Ale upierać się nie będe bo byłem tam tylko parę godzin;) Dzięki za plusy!
-
Mołdawia jest może najbiedniejszym krajem w Europie, ale na pewno nie najtańszym.
Byłam tam w zeszłym roku i zrobiła na mnie ogromne wrażenie - pozytywne. Samego Kiszyniowa nie nazwałabym "prowincjonalnym" - jest dużo bardziej wielkomiejski, niż choćby Lwów, który ma tyle samo mieszkańców, ale zachował całą starą zabudowę (na terenie Besarabii do XVIII w. praktycznie nie budowano nic trwałego - Turcy, a te zabytki, które były, zniszczono po wojnie).
Mołdawia oprócz dobrych wina ma przepiękne krajobrazy i fatalne drogi. -
Zbyt poważnie bym tych zapewnień nie brał;) A przynajmniej w krótkim terminie...
Ale kontakty od importerów czy z przewodnika na pewno mogą pomóc przy większych winnicach i problemów nie powinno być. Obiekty jak Cricova czy Milestii Mici i tak są nastawione na turystów i choć horrendalnie drogie to jednak całość wyjazdu powinna wyjść w rozsądnej cenie. -
ja do wina mam słabość :) mołdawskie już próbowałam- b. dobre :) ale teraz jak jeszcze o tych winnych szlakach napisałeś to wyjazd rozważę :)
-
dzięki za plusika:p Wiesz co byłem tam niestety bardzo krótko więc siłą faktu zbyt wiele nie mogłem opisać.
Ogólnie taki optymizm w stosunku do Mołdowy wynika chyba z okropnego wrażenia jakie zrobiła na mnie Rumunia i oczywiście wina, nie znam się na tym dobrze ale co jak co, dodają klimatu;) -
nie powiem... brzmi trochę jak reklama;-) ale niezbyt nachalna i bardzo informacyjna!:-)
wina nie lubię, ale ciekawostki - owszem:-)