2009-08-19 - 2009-08-21

Podróż Dominikana: Puerto Plate, Cabarete, Sosua, Saona, Jaracobe

Opisywane miejsca: Dominikana
Typ: Blog z podróży

Wylot - Niemcy, Monachium. Z Wrocławia do Monachium dojechaliśmy samochodem. Zostawiliśmy go na oświetlonym osiedlu, a następnie metrem dotarliśmy do lotniska. Lot na Dominikanę trwał 10 godzin. W samolocie umieraliśmy z głodu (strasznie małe porcje i mało smaczne, a własnych kanapek na pokład wnieść nie można). Poza tym wszystko O.K. W końcu wylądowaliśmy na dominikańskim lotnisku w Puerto Plata. Klimatyzacja to wiatraki przyczepione do ścian. W dniu przylotu padał deszcz, więc owe lotnisko przeciekało (poradzili sobie rozstawiając miski). Przed lotniskiem czekała na nas delegacja z hotelu w Cabarete. Za załadowanie walizek do busika pan poprosił 5 euro (w sensie: "Co łaska, ale daj 5 euro na coś do picia"). Dostał 4 $. Dopiero w trackie pobytu na wyspie dowiedzieliśmy się, że dla nich 4$ to "super kasiorka!".

Po 20 minutach byliśmy na miejscu. Hotel ładny, zadbany. Podzielony na dwie części (dzieli go ulica). Jedna część przy plaży, druga przy czymś w rodzaju parku (palmy i bananowce). Byliśmy w tej drugiej - nie żałowaliśmy. W recepcji poinformowaliśmy, że to nasza podróż poślubna. Dostaliśmy pokój na samej górze (2 piętro) z widokiem na dzicz (niczym dżungla). Byliśmy sami, dookoła zupełnie nikogo - cudo. W hotelu wszystkie pokoje są wielkie, z wielkimi łóżkami, dużymi łazienkami, klimatyzacją, TV, lodówą i balkonem. Czyste, codziennie sprzątane (sprzątaczki zawsze układają świeże kwiaty na łóżko). Ręczniki także codziennie wymieniają. W otworach okiennych nie ma okien – są tylko „rolety” (drewniane listewki odsłaniane i zasłaniane). Cały kompleks hotelowy tworzy koło, w jego środku są 3 baseny, bar i restauracja. 4 basen znajduje się w pierwszej części hotelu tej przy plaży jak i również kolejna restauracja (naszym zdaniem lepsza).

Wieczorem - niespodzianka! Warto było powiedzieć, że to podróż poślubna. Obsługa hotelu zorganizowała dla nas uroczystą kolację na plaży pod palmą, przy świecach i muzyce (grała dominikańska 3-osobowa orkiestra).

  • Palmy na plaży w Cabarete
  • Ogródek hotelowy
  • Kaktusik
  • Kaktusik przed knajpką
  • Śmieciarka
  • Jeden z 4 baseników hotelowych

Cabarete - tworzy 6 kilometrowy pas północnego wybrzeża Dominikany. Znajdują się tu szerokie plaże z przyległymi hotelami i barami (pod palmami). To jedno z 10 najlepszych miejsc windsurfingowych i kitesurfingowych na świecie. W miasteczku panuje miła atmosfera, jest tu sporo barów, restauracji, sklepów i biur podróży oferujących wycieczki po całej Dominikanie. Mieszkańcy są sympatyczni, zawsze służący pomocą i wrażliwi. Szybko się obrażają np. jeśli kupimy wycieczkę u jego rywala biznesowego :). Warto wiedzieć, że jeśli paczka cygar kosztuje 15 $...to po 5 minutowym tarowaniu się o cenę, zapłacimy za nią 3 $. Dominikańczycy wszędzie chętnie podwiozą nas na motorku (za grosze). Na motorynkę czy skuter 1-osobowy zmieszczą się bez problemu 3 osoby i co najważniejsze nikt nikogo tu za to nie kara mandatem. Na dłuższe trasy polecam jednak lokalne busy tzw. guagua. U nas auto mieści 9 osób, u nich nawet 28 :) Mogą jeździć nim bez drzwi (więcej osób wejdzie), z pękniętą szybą, bez przeglądu i OC i również za to nie dostaną mandatu. Za przejażdżkę również negocjujemy cenę. Jak mówią 5$ to płacimy 2$. Jak znajdziemy bus? Wystarczy wyjść na ulicę – za niecałą minutę sam się zatrzyma przy nas.

Plaże – hmm…szerokie, piaszczyste, złociste. Co jakiś czas będzie podchodził Dominikańczyk i proponował koraliki, masaż, zaplecienie warkoczyków, albo wycieczkę. Jak odmówimy – powie „Dzięki mój przyjacielu, miłego dnia”. Chętnie też uśmiechnie się do zdjęcia. Jak spieczemy się na słońcu, możemy położyć się w cieniu na hotelowym leżaku pod palmami (oczywiście bezpłatnie).

Jeśli zapragniemy odrobiny samotności...wystarczy przejść się ok. 1,5 km wzdłóż plaży w kierunku Sosua. Odkryślimy tu codowne miejsce. Tylko my, szeroka plaża z palmami i ocean. Polecam w tym miejscu romantyczne nagie kąpiele :P 

  • Kitesurfing
  • Plaża
  • Knajpa przy plaży, w nocy oświetlają ją czerwone lampiony
  • Budka ratownika
  • Windsurfing w hotelu za darmo
  • Hotelowa plaża

Pojechaliśmy busem guagua do Puerto Plata. Na miejscu kłóciło się o nas dwóch przewodników, twierdzących, że za „co łaska tj. 20$” oprowadzą nas po mieście. Zrezygnowaliśmy z nich, chwilę później jeden z mieszkańców zaproponował, że pokazanie nam główne atrakcje za 2-5$, według naszego uznania. Skorzystaliśmy z tej promocji cenowej :)

A więc w 1493 przybył tu Krzysztof Kolumb i nazwał miasto Srebrnym Portem, zasadził przywiezione ze sobą sadzonki trzciny cukrowej, które teraz rosną dookoła miasta i są najważniejszą gałęzią gospodarki kraju. Koniecznie trzeba przejść się Starym Miastem (dotrzeć do bazaru tj. wrocławski Świebodzki). Także koniecznie należy zwiedzić tradycyjny cmentarz (miniaturowe domki), muzeum bursztynów (Museo del Ambar Dominicano, pn-sob. 09.00-17.00), muzeum kultury indiańskiej (Museo de Arte Taíno), a następnie przejść się nadbrzeżną promenadą Malecon do ogromnego hiszpańskiego Fort San Felipe (wzniesiony w 1564 r. w celu obrony przed atakiem z morza, później służył jako twierdza więzienna). Z budowli widać jedną z największych dzielnic slumsów na tle góry Pico Isabel de Torres. Niesamowita sceneria. Góra nas pociąga. Dojeżdżamy pod nią motorkiem. Na szczyt wjeżdżamy kolejką liniową (teleférico). Stoi na nim wspaniała 16-metrowa kopia Jezusa z Rio de Janeiro, podziwiamy także przepiękny ogród botaniczny (paprocie dwa razy wyższe od nas, na przemian raz palma raz drzewo iglaste i tysiące roślin, które w Polsce hodujemy w doniczkach). Poza tym klimat jest nieziemski…ta wilgotność powietrza. Na zakończenie wizyty w Puerto Plata polecam zwiedzić Fabrykę Cygar. Możemy zakupić cygara i cygaretki (różne smaki), dostaniemy też kilka gratis:)

  • Central Park
  • Katedra San Felipe w Central Park

Sosua – zwana karaibską Ibizą ze względu na bogate życie nocne. To także popularny dominikański kurort (hotel na hotelu). Sosua mieści się pomiędzy Puerto Plata a Cabarete (10km). Dojechaliśmy tu motorkiem za 1,5$. Pełno tu sklepików z pamiątkami - niczym podczas odpustu w Polsce. Plaża nie jest już tak szeroka jak w Cabarete. Za miejsce na leżaku trzeba zapłacić (za cały dzień ok. 3$-5$). Co jakiś czas przechodzi Dominikanka niosąca na głowie kosz pełen świeżych, ogromnych krewetek.  Sprzedaje je. Zaraz za nią Dominikanin oferuje drinka w ananasie - 3$.

Jadąc do Sosua musimy zabrać ze sobą sprzęt do nurkowania. To tutaj jest jedno z miejsc, w którym giną koralowce (spaliny z motorówek itp., dużo turystów). Zakładamy maskę, płetwy i oglądamy cudowny podwodny, ale już szary świat. Chcąc zobaczyć bardziej barwną rafę (nazywaną przez miejscowych ogrodem tropikalnym) musimy dopłynąć do niej motorówką. Jednak jest to rafa dla bardziej zaawansowanych amatorów nurkowania (z butlą). Z drugiej strony to żaden problem, bo w Sosua jak i w każdym nadmorskim miasteczku możemy zrobić certyfikat nurka :)

*W miasteczku znajduje się synagoga i muzeum żydowskie ponieważ osada została założona w 1939 r. przez uchodźców żydowskich.

Dziś chcieliśmy zobaczyć przepiękne koralowce. Pan w biurze podróży (w Cabarete, obok „Iguana Mama”) polecił wyspę Paradise Island (25$ całodniowa wycieczka z obiadem). Trafił w dziesiątkę. To wysepka z tła pulpitu w Windowsie. Mała, biały piasek, słomiany domek, kilka palm, dookoła błękitna woda, w tle góry. Cudo! Każdy, kto jest na Dominikanie musi tu być.

Na wyspę pojechaliśmy mini autokarem (ok.15 osób).  Zorientowaliśmy się, że na Dominikanie asfaltowe są tylko drogi główne (od kurortu do kurortu). Po drodze podziwialiśmy wspaniałe widoki. Przejeżdżaliśmy przez kilkanaście wiosek. Mieliśmy okazję podglądnąć jak wygląda codzienne życie Dominikańczyków. Po wodę idą do rzeki, napełniają nią baniaki i wkładają na osiołki (osiołka ma niemal każdy). Dominikańczycy mieszkają w domkach bez okien (przypominają baraki, takie altanki jak u nas na działkach). Nie mają kanalizacji, ale TV ma każdy. Dzieci są zawsze czyste, kolorowo ubrane, dziewczynki mają modne fryzurki. Biegną za nami i proszą o cukierki. Po drodze minęliśmy także wielką plantację bananów i chłopaka próbującego poradzić sobie ze stadem ok. 30 sztuk bydła, które tarasowały nam drogę.

Dojechaliśmy. Znaleźliśmy się w małej wioseczce, otoczonej z jednej strony górami, z drugiej błękitną wodą. Stąd na koralową wysepkę dopłynęliśmy szybkimi łodziami motorowymi przez bujny las mangrowy. Saona to cud natury! Maleńka wysepka z dosłownie 3 palmami, otoczona błękitną wodą ze wspaniałą rafą koralową, a w tle góry. Szybko założyliśmy sprzęt do nurkowania i zanurzyliśmy się w „wodnym niebie”:) Naszym oczą ukazał się wspaniały podwodny świat. Przepiękne koralowce, rozkwitnięte, multikolorowe, do tego kilkanaście gatunków rybek, każda w innym kolorze, pływają dookoła nas, nie boją się i co ciekawe uwielbiają banany. Można pokarmić rybki, bo owoce cytrusowe dostajemy na plaży gratis.

Po wycieczce możemy zakupić film za ok. 30-40$. Film przedstawia świat podwodny, oczywiście z naszym udziałem. Taniej jednak wyjdzie zakup aparatu podwodnego – Kodak 5$.

Rafting - czas zabić nudę! Ile można leżeć na plaży lub podziwiać koralowce? 5 dni, więcej się nie da:) Czas więc podnieść adrenalinę. Wybraliśmy się za 20$ na rafting - spływ pontonowy rzeką Rio Yaque del Norte, porównywaną do Mississipi w Północnej Ameryce.  Spływy organizowane są w Jarabacoa (Kordyliery Centralne w centrum wyspy).

Dotarliśmy tam na przyczepie ciężarówki bez dachu:) Na miejscu lokalna agroturystyka oraz przepiękne pola uprawne ziół. Zjedliśmy śniadanie (w cenie), ubraliśmy się w kombinezon, kamizelkę i kask. Ciężarówką dojechaliśmy do rzeki. W pontonie było nas po ok. 4-5 osób. Załoga wspaniała, a przewodnicy jeszcze lepsi (choć nazwać ich wypada „zręczni kierowcy pontonów”). Podczas spływu prezentowali salta z wysokich skał do rwącej rzeki. Przerażające, ale podniecające. Ponadto tańczyli na pontonie, opowiadali kawały i kilkakrotnie wyciągali nas z wody. Co większy spadek (mini wodospad) lądowaliśmy za „burtą”. Jednym zdaniem: Szybki nurt i duże spadki = niezapomniane wrażenie!

*Polecam zwiedzić tu także wodospady "Salto de Baiguate" i "Salto de Jimenoa". Nasza wycieczka tego nie oferowała, więc wynajęliśmy auto (za ksero paszportu) i zrobiliśmy sobie sami ponowną wycieczkę w Kordyliery:) Nic bardziej nie chłodzi niż kąpiel w wodospadzie. A mosty zawieszone na linach robią ogromne wrażenie. Obiad polecamy zjeść w którymś z lokalnych barów nad jeziorem Balneario de La Confluencia (5 minut od Jarabacoa). Większość oferuje kurczaka z ryżem i czerwoną fasolą, a na deser smażone banany. Oczywiście wszystko popijamy rumem lub podróbką coca-coli :)

Jeep Safari to wyprawa z dala od hoteli i centrów turystycznych. To najlepszy sposób na poznanie sposobu życia miejscowej ludności. Ciężarówką bez dachu (z barierkami i pasami bezpieczeństwa) jedziemy przez plantacje trzciny cukrowej do osiedla "Batey" zamieszkałego przez rolników. Dalej wjeżdżamy w strefę górską i docieramy do dominikańskiego rancho. Tu stara Dominikanka parzy nam tradycyjną kawę (mocna, ale słodka). Robi to w glinianym garze na ognisku. Ziarna kawy możemy kupić - paczuszka 2,5$. Następnie możemy zrobić sobie zdjęcie z ogromnym wężem Boa (zawieszonym na naszej szyi), pooglądać kolorowe ptaszki (głównie papugi i kury). Na zakończenie czekają nas zakupy. W górach, na ranczo jest „supermarket” z pamiątkami i lokalnymi produktami (kawa, wanilia, rum).

Cała podróż jest w terenie górskim w gęstym lesie tropikalnym, w którym podziwiamy plantacje palm kokosowych, mango i kawy. Szczególne wrażenie robią na nas płoty z kaktusów - zdecydowanie bardziej urokliwe od naszych żywopłotów:)

7 wodospadów - największa atrakcja na północy wyspy!

Na wycieczkę pojechaliśmy półciężarówką. Wyprawa kosztowała ok. 20$ (w cenie śniadanie i obiad).

Na miejscu (środek tropikalnego lasu) ubraliśmy kaski i specjalne buty do pływania (inaczej się nie da przejść po kamieniach i śliskich skałach – kupiliśmy je w Polsce w Decathlonie za ok. 20-30zł). Następnie wędrowaliśmy ok. 10 min przez gęsty tropikalny las, strumyki i potoki górskie (w każdym cieplutka woda). Po czym wspinaliśmy się po siedmiostopniowym wodospadzie. Woda boska – orzeźwiająca, źródlana. Najlepszą frajdą było zjeżdżanie z nich. Cudo! Z jednego można było skoczyć do wąskiej szczeliny (ja wolałam zjechać), a z drugiego zostaliśmy przymuszeni do skoku – dwa razy przeżegnałam się zanim skoczyłam, inna dziewczyna 15 min. lamentowała ze strachu, a jeszcze inna popłakała się, ale w efekcie końcowym skoczyły wszystkie :) Nie żałowały!

Zjazd z wodospadów czy też skoki z nich to spełnienie dziecięcych marzeń. Cudo! To poza Saoną najlepsza wycieczka z jakiej skorzystaliśmy na Dominikanie.

Rio San Juan - Laguna Gri-Gri. Pewnego dnia postanowiliśmy przejechać się busem Gua-Gua na Samanę. Jednak w aucie dowiedzieliśmy się od miejscowych, że warto zwiedzić Lagunę Gri-Gri w Rio San Juan. Zatrzymaliśmy się więc w tym miasteczku przy samym porcie (za dojazd z Cabarete zapłaciliśmy 5$).

Z portu motorówką przepłynęliśmy przez las mangrowy (niesamowita ilość różnego rodzaju ptactwa i te przepiękne korzenie mangrowców) na rafę koralową. Nurkowaliśmy tu około 30 min. Następnie dotarliśmy na przepiękną plażę w Playa Caleton. Spędziliśmy na niej pół dnia. Piliśmy rum w ananasie za 3$, nurkowaliśmy podziwiając kolorowe rybki i przepięknie rozkwitniętą rafę. Nie mieliśmy najmniejszej ochoty wyjść z tej błękitnej cieplutkiej wody na gorące białe piaski. W drodze powrotnej zwiedziliśmy jaskinię nietoperzy (wpłynęliśmy do niej motorówką oczywiście na wyłączonym silniku). Przepłynęliśmy także koło zawieszonych na skałach słynnych głów czterech prezydentów: Washingtona, Jeffersona, Roosevelta i Lincolna.

*Maskę i płetwy bierzemy ze sobą. W porcie Rio San Juan wybieramy niebieską starą motorówkę (jest też do wyboru nowszy, większy statek, ale droższy i zawsze zatłoczony).

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. kaswaw
    kaswaw (06.11.2012 11:35)
    ma Pan/i racje - to nie Saona a Paradise Island - zmieniłam już. Tak chcieliśmy jechać na Saone, że aż wydawało mi się, że tam byłam:)) Reszta się zgadza, bo wszystko sprawdziłam. Atrakcje mogą różnic się od tych na których akurat Pana/i był/a, bo są różne biura podróży i w różny sposób to organizują:) Nasze malutkie (o którym pisałam) bardzo polecam, bo nie naciągają a za zakup kilku wycieczek na raz jest solidny rabat. Jak Paradise Island w Mel Tour (pan chodzi po plaży i namawia na zakup) coś kosztuje 50-60$ to u tego pana (nie pamiętam nazwy) cena wynosi 25-35$!
  2. kaswaw
    kaswaw (05.08.2010 8:13)
    Co do zdjęć...brak czasu, ale obiecuje. Dodam.
  3. kaswaw
    kaswaw (05.08.2010 8:12)
    Po pierwsze Puerto Plata i okolice (szczególnie nasze Cabarete i dalej wzdłuż wybrzeża w stronę Samany), to najtańszy region Dominikany.
    Co do wycieczek. Widzisz, zależy z jakiego miejsca i z jakiego biura podróży wykupujesz wycieczkę. My naprawdę się nachodziliśmy. Np.na plaży pan proponował nam ogromną promocję - 75 USD za Saone. Ale potem w hotelu dowiedzieliśmy o Niemcu, który ma tanie wycieczki. I jeśli kupisz u niego trzy i więcej wycieczek, to daje ci solidną zniżkę na czwartą. Tak wiec za Saone serio zapłaciliśmy u niego 25$. Jak ten pan z plaży dowiedział się ile zapłaciliśmy u Niemca - tylko parsknął pod nosem po ang., że pieprzony Niemiec mu klientów zabiera :)
    Co do taksówek - my jeździliśmy motorkami. Na jednym w dwójkę + pan kierowca. Zawsze za grosze. A tamtejsze busy - to już w ogóle kilka dolarów za dużeee odległości (trzeba się targować). Jak zobaczyliśmy ile płacą miejscowi, powiedzieliśmy, że my możemy dołożyć mu jedynie dolara do interesu.
  4. annatexas
    annatexas (26.08.2009 22:41)
    Piekny opisy, ale gdzie zdjecia?
    Mam nadzieje ze dodasz.
  5. dino
    dino (25.08.2009 17:07)
    miało być - My odwiedziliśmy....
  6. dino
    dino (25.08.2009 17:06)
    Dzięki za opisanie miejsc, w których nie byłem na Dominikanie...

    Ty z rodziną odwiedziliśmy Punta Cana, Higuey i Santo Domingo (stolicę). To były niezapomniane wakacje...

    Też lecieliśmy z Monachium.