2009-02-16

Podróż Budapest

Opisywane miejsca: Budapeszt
Typ: Porada

Którejś słonecznej lipcowej środy została podjęta dosyć spontaniczna decyzja: czas zwiedzić Budapeszt! Wyjeżdzamy w piątek! Czasu miałem mało na przygotowanie się do wyprawy, więc od razu pogoniłem do księgarni po przewodnik serii AAA. Korzystałem z niego w Londynie i był kapitalny, więc postanowiłem mu zaufać kolejny raz. Poza tym trzeba było znaleźć jakiś stosunkowo tani nocleg i zaplanować trasę. Co do noclegu to pomogły mi w tym liczne fora internetowe, gdzie znalazłem namiary na akademiki w Budapeszcie, gdzie można się przespać nawet za 10 euro! Zapisałem sobie adresy, które były dłuższe niż droga ode mnie do najbliższego nocnego, ale taki już urok węgierskiego języka. Po opracowaniu trasy i zaopatrzeniu się w mapę Budapesztu uznałem, że wyprawa jest mniej więcej przygotowana.   

 

Wypad był z Puław i po 750km, 10 godzinach jazdy i 4 przystankach na siku udało się dotrzeć do Budapesztu. Swoją drogą muszę podkreślić, że jestem niesamowicie nadzywczaj zaskoczony jakością węgierskich autostrad. Są kapitalnej jakości a i ruch na nich niewielki. Jadąc po nich 160km/h zastanawiałem się czy przypadkiem nie jest to za szybko, ale wyprzedzający mnie radiowóz mknący mniej więcej 200km/h upewnił mnie w przekonaniu, że raczej byłem tam przysłowiowym "niedzielnym kierowcą". Co ciekawe nie wpadłem również na pomysł, że na węgrzech może być potrzebne coś takiego jak winietka. Nie wszystkie samochody, które mijałem je miały, więc uznałem że autostrady węgierskie, przykładem niemieckich autobahn są najzwyczajniej na świecie płatne. Możecie sobie wyobrazić jak wielkie było moje zdziwienie, gdy dojeżdzając do Budapesztu, po około 200km autostrady ujrzałem wielki napis "VIGNETTE". I tu pierwsza niespodzianka: winietki jednak są obowiązkowe:-) Budapeszt osiągnęliśmy po zmroku. I tutaj drugie zdziwienie: Węgierskie ulice jednak nie są tak proste od odczytania, jeśli chodzi o nazwę, zwłaszcza po zmroku, a nie wszystko w rzeczywistości wygląda tak ładnie i dokładnie jak to widnieje na mapie. Wjeżdzając od północnego-wschodu, musieliśmy się przebić na południowy-zachód przez Dunaj do akademika, który sobie upatrzyłem. Było ciężko, zwłaszcza, że jazda po Budapeszcie to nie lada wyczyn. Bardzo dużo uliczek jest jednokierunkowych, czego moja mapa nie uwględniała. Poza tym dosyć ciężko czytać mapę i jednocześnie jechać, a nie bardzo było się gdzie zatrzymać. Mimo to udało się. Jednak zamiast pięknego utrzymanego akademika, moje oczy ujrzały jakąś ruderę otoczoną rusztowaniami. Wygląda jak remont... 

 

Jest 22. Wchodzę do środka z nadzieją, że kogoś tam w ogóle zastanę. A jeśli tak, to że jeszcze się z nim dogadam. Są 2 osoby: salvation!:-) I tu kolejna niespodzianka: Zadna z nich nie mówi po angielsku. Próbuję zatem swoją łamaną niemiecczyzną. W konsekwencji chłopaki zaczynają szprechać coś między sobą, jeden z nich wykręca numer telefonu, daje mi słuchawkę i mówi: "inglisz inglisz". W słuchawce rozlega się sympatyczny Pan, z którym mogę się bez problemów dogadać po angielsku. Mówi, żeby chwilę na niego poczekać i zaraz tam będzie.  Nazywa się Ramadan, jest z Algierii. Mówi że to jego akademik, ale własnie jest remontowany, więc lipa. Na szczęście ma jeszcze jeden akademik, więc może nam go pokazać, a jakby nam się nie spodobało to ma jeszcze ładny apartament.

 

Akademik okazuje się przedwojenną konstrukcją, z niedomykającymi się oknami na główną ulicę, łazienkami tylko na drugim piętrze (a my mamy pokoje na piątym:-) i aż cud, że jeszcze stoi. Poza tym kosztuje 13 euro, więc postanawiamy przetestować apartament Ramadana. Okazuje się, że Ramadan ma śliczne 2pokojowe mieszkanko z wyposażoną kuchnią, łazienką i komputerem z podłączonym internetem za 17 euro od osoby. Postanowione: jesteśmy na wakacjach, więc możemy zaszaleć: wybieramy apartament. Dodatkowo Ramadan daje nam mapki turystyczne, mówi, gdzie warto pójść, gdzie dobrze zjeść i pozwala zostawić samochód na zamkniętym parkingu za 200forintów za dzień, czyli jakieś 2 złote... żyć nie umierać... 

 

Spędziliśmy w Budapeszcie 7 dni, z czego każdy z nich był tak gorący, że człowiek pocił się od samego bycia. Spróbowaliśmy kilku węgierskich potraw, z czego oczywiście część była trafna, reszta nie do końca:-) Mimo wszystko był to kapitalny wypad, z idealnie trafioną słoneczną pogodą. Co konkretnie widzieliśmy: szkoda miejsca na to, ale zdecydowanie przewodnik serii AAA zdał egzamin po raz kolejny, więc gorąco go polecam. Obecnie Pascal tłumaczy je na język polski, więc są dostępne nawet w naszym ojczystym języku.  Co do samego Budapesztu to jest to cudowne miasto. Ładne i czyste, dzięki czemu każdy spacer to przyjemność. Dunaj, w przeciwieństwie do warszawskiej Wisły jest dobrze zagospodarowany. Ciężko oprzeć się licznym kawiarenkom i knajpkom, które zapraszają na kawę/piwko/ciepły posiłek. Ludzie są bardzo uprzejmi, zawsze ktoś jest chętny do pomocy. Zdarza się nawet, że stojąc na skrzyżowaniu z mapą i zastanawiąjąc się gdzie się teraz udać ktoś podchodzi i sam od siebie proponuje i to po angielsku pomoc. Z resztą co do samego angielskiego to trzeba przyznać, że nie ma problemu z komunikacją, czego się obawiałem po pierwszym dniu podczas próby dogadania się z kolesiami z akademika.Więc podsumowując: Budapeszt to wspaniałe miasto, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. W zależności od tego czy lubisz imprezowanie do białego rana, czy długie romantyczne spacerki, czy może zwiedzanie muzeum, zwyczajne leżenie plackiem na plaży czy po prostu ciężkie treningi mięsnia piwnego, w Budapeszcie znajdziesz to wszystko. Gorąco polecam, ale chyba lepiej wybrać się tam w sierpniu. W lipcu jest niemiłosiernie gorąco... 

 

Jednak w drodze powrotnej kupiliśmy już winietki.  Budapeszt jest zajebisty... 

  • Budapest4
  • Budapest1
  • Budapest2
  • Budapest5
  • Budapest6
  • Budapest7
  • Budapest8
  • Budapest10
  • Budapest11
  • Budapest12
  • Budapest13
  • Budapest14
  • Budapest15
  • Budapest16
  • Budapest17
  • Budapest18
  • Budapest915jpg

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. lmichorowski
    lmichorowski (03.02.2012 20:32)
    Bardzo miłe miasto. Byłem kilka razy, ostatnio - w czasie długiego weekendu majowego 4 lata temu. Pozdrawiam.