Podróż Wzdłuż zatoki Biskajskiej - dzień drugi
Tu link do pierwszego dnia podróży.
http://kolumber.pl/g/151324-Wzdłuż%20zatoki%20Biskajskiej%20-%20Dzień%20pierwszy
21 sierpnia 2018 r (wtorek)
Mieszkamy w hotelu na przedmieściach Santiago, podróż do miasta nie trwa więc długo. Po dość ascetycznym śniadaniu, co nie dziwi, wyruszamy wszak na zwiedzanie świętego miejsca, wkrótce jesteśmy w mieście, które już od średniowiecza, obok Jerozolimy i Rzymu, było najczęściej nawiedzanym przez chrześcijan miejscem. A wszystko dlatego, że znajduje się tutaj, wg legend i wierzeń, miejsce pochówku Jakuba Większego, jednego z 12 apostołów Chrystusa. Był on starszym bratem Jana Ewangelisty, wg słów którego obaj byli wspólnikami Piotra Apostoła. Ich matka zaś należała do grupy kobiet usługujących Chrystusowi. Jako jedni z pierwszych uczniów Jezusa należeli do najbliższych jego towarzyszy, jednak to Jakub stał na czele apostołów, to on był świadkiem modlitwy mistrza w Ogrójcu, a wcześniej przemienienia na Górze Tabor. Św. Jan wspomina w swojej Ewangelii, że Jakub brał udział w drugim cudownym połowie ryb. Po zesłaniu Ducha Św; kiedy apostołowie udają się z misją szerzenia nowej religii i nawracania niewiernych, Jakub przybywa na północny-zachód Półwyspu Iberyjskiego. Mimo starań nie ma większych sukcesów w głoszeniu dobrej nowiny. Wierni przybywają powoli, wspólnota jest niewielka. I kiedy postanawia wrócić do Jerozolimy, podczas pobytu w Saragossie ma sen. Widzi Matkę Boską w otoczeniu aniołów stojącą na kolumnie (Señora del Pilar). Przekonuje go ona do prowadzenia misji, która zakończy się sukcesem.
W 4 lata później Jakub zostaje I biskupem Jerozolimy. Wydany przez żydowskiego arcykapłana królowi Herodowi Agryppie, wnukowi Heroda Wielkiego, po tym jak nawrócił na chrześcijaństwo czarnoksiężnika, zostaje ścięty, a ciało jego ma być wydane na żer sępom i hienom. Zanim jednak kat pozbawił go życia, wzruszony dobrocią skazańca, który ucałował go przebaczając mu niechybne zadanie śmierci, nawrócił się i został chrześcijaninem. To nie koniec nawróceń na które wpływ miał Jakub. Ciało Jakuba nie znalazło się jednak na pustyni. Wykradzione zostało przez jego uczniów, którzy zawierzyli Opatrzności i łodzią bez wioseł przez Morze Śródziemne dopłynęli do zachodniego wybrzeża Półwyspu Iberyjskiego. Tam targana wiatrami, przeskakując przez wysokie fale łódź, wyrzucona została na brzeg, a ciało apostoła złożone na skale rozpłynęło się tworząc grobowiec. Łagodne, choć dzikie byki przetransportowały sarkofag w pobliże zamku, gdzie został umieszczony. Jest rok 44. Garstka wyznawców Chrystusa topnieje, z czasem porzucają grób w obawie o swoje bezpieczeństwo. Zamek obraca się w ruinę, o Jakubie i jego naukach nikt nie pamięta. Tymczasem prześladowania chrześcijan trwają do końca wieku 4, mimo, że w 313r cesarz Konstantyn Wielki uznaje chrześcijaństwo za panującą w Cesarstwie Rzymskim religię i odstępuje od prześladowań. Mijają wieki. Na początku 9 w. jeden z eremitów, Pelayo, ma sen, którego przez dłuższy czas nie może zapomnieć. Śni mu się, że widzi deszcz spadających gwiazd na pobliskie pole. Z tego snu zwierza się biskupowi z Irii, który nakazuje zbadanie wskazanego przez Polayo terenu. Zostaje odnaleziony tam stary cmentarz, a wśród wielu grobów granitowy grobowiec zawierający szczątki męczennika. Wybudowany wkrótce w tym miejscu kościół nazwano Compostelą co pochodzi wprost z łaciny campus to pole, a stellae – gwiazdy i przypomina o cudownym zdarzeniu związanym z tym miejscem. Świątynię z czasem powiększano, patronatem obejmowali budowę nie tylko biskupi, ale i królowie; Asturii Alfons II i Leónu Alfons III Wielki. Od czasów bitwy pod Covadongą (718 lub 722) gdy Asturyjczycy pod wodzą innego niż pustelnik, ale też Pelayo, rozbili niewielki oddział Maurów, co rozpoczęło rekonkwistę, wśród chrześcijan zaczęto szeptać o mocarnym rycerzu na białym koniu, który nieustraszenie walczy w pierwszym szeregu siecząc mieczem muzułman. Coraz częściej wymieniano imię Jakuba. Nic dziwnego, że po serii przegranych potyczek dowódca wojsk Kalifatu Kordoby przybył do Composteli i zniszczył kościół, a wspaniałe wrota i dzwony zabrał do Kordowy, gdzie zawisły w Wielkim Meczecie. Odzyskano je dopiero w 1236 r. i zabrano do Toledo.
Autokar zatrzymuje się na dużym parkingu z którego jak na dłoni widać wieże sanktuarium. Są bardzo eleganckie, szczupłe i wysokie wzbijają się w niebo. Przechodzimy ulicą tuż obok kościoła św. Franciszka. Wszystko wokół jest kamienne i stare. Przed bramę zwieńczoną łukiem wchodzimy na ogromny plac. Dla większości pielgrzymek to koniec wędrówki. Przy czym pielgrzymki do grobu św. Jakuba wyglądają inaczej niż te organizowane w Polsce lub z Polski do Rzymu czy Jerozolimy. Pątnicy wędrują pojedynczo bądź w kilka osób bez udziału duchownego, nocują za własne pieniądze w hostelach specjalnie wybudowanych na trasie dla nich. Rejestrują swoją obecność na kartach i muszą przejść pieszo nie mniej niż 100 km, aby pielgrzymka była ważna.
Plac Seminaryjny (Praza do Obradoiro) jest ważnym miejscem dla pielgrzymów. Od wczesnych godzin rannych zapełnia się pątnikami, co sprawia, że jest tu wesoło i głośno. To nie tylko miejsce radości i dobrych emocji związanych z pokonaniem trudności przebytej drogi, ale i przeżyć estetycznych, bo w którą stronę nie powędruje wzrok wszędzie napotka piękne budowle.
Zwiedzanie zaczynamy od Muzeum Katedralnego. Bardzo lubię, gdy w programie wycieczki są muzea, to tam najczęściej gromadzi się najcenniejsze skarby. I tym razem nie zawiodłam się. Muzeum ma wspaniałą kolekcję starodruków, w tym Księgę św. Jakuba zwaną Kodeksem Kalistyńskim (Codex Calixtinus). Przepięknie ilustrowany powstał w 12 w. i w jednym z rozdziałów zawiera wskazówki dotyczące drogi do sanktuarium. Spisany po łacinie, a w 20w. przetłumaczony na hiszpański, galicyjski, niemiecki i angielski jest pierwszym na świecie przewodnikiem turystycznym. Powstał na polecenie papieża Kaliksta II najprawdopodobniej ok. 1160 r; ale nie później niż w 1176, kiedy to został skopiowany, co zostało zapisane. Składa się z kilku rozdziałów poświęconych życiu św. Jakuba i jego dokonań, opisano w niej drogi do Santiago, strzeżone wówczas przez rycerzy przed rabusiami zasadzającymi się na podróżnych, miejsca bezpiecznych noclegów i karczm w których mogli się posilić.
Podziwiamy rzeźby w tym całkiem nietypowe Zwiastowanie Maryi, bo przedstawiające Matkę Boską brzemienną. W 2 salach znajdują się bogate zbiory kobierców tkanych wg projektów Paula Rubensa i Francisco Goi. Duże zainteresowanie wzbudzają 2 wielkie kadzielnice po galisyjsku nazywane Botafumeiro. W kapitularzu podziwiamy piękne granitowe sklepienie. Obejrzeć można także krużganek katedry, średniowieczne relikwiarze oraz pozostałości dawnych ornamentów bazyliki zdjęte przy konstrukcji nowej fasady.
Budowa obecnej monumentalnej świątyni rozpoczęła się w 1075 za panowania Alfonsa VI Kastylijskiego i biskupa Diego Peláeza. Jest bardzo podobna do kościoła klasztornego w Tuluzie, ale zbudowana w większości z granitu. Budowę prowadzono w kilku etapach, a konsekracji dokonano w obecności m.in. króla Leònu, Alfonsa IX. Popularność tego miejsca sprawiła, że początkowo kościół jeszcze w budowie stał się katedrą, następnie papież Urban II założył przy niej arcybiskupstwo, a pod koniec 15w. już przy archikatedrze, powstał uniwersytet. Zmieniały się style budowy kościołów i archikatedra też im podlegała. Zwłaszcza w 16 - 18w. poczyniono wiele remontów, które zmieniły jej charakter. Obecnie dwupoziomowy kościół jest bazyliką o 3 nawach, prezbiterium z wieloma kaplicami i półkolistą absydą.
Na skrzyżowaniu naw nad ołtarzem wisi wielki trybularz czyli kadzielnica zwana Botafumerio o wys.160 cm i masie netto ok. 60 kg. Napełniona kadzidłem waży 80 kg. Podwieszona lina waży 90 kg i ma długość 60 m. Do jej rozhuśtania potrzebnych jest 8 tiraboleiros, którymi są rośli mężczyzni. Jak wszystko w katedrze i ona ma długą historię. Dokumenty określają jej wiek na ponad 700 lat, choć legendy mówią, że jest o 200 lat starsza. Wykonana z mosiądzu i brązu została posrebrzona i bogato ozdobiona ornamentami. Roli kadzielnicy nie sposób przecenić. To nie tylko liturgiczna rola, ale i wiara pielgrzymów w cudowną moc wdychanego dymu, nie tylko chroniącego przed chorobami, ale i wypędzającego już te, często zakaźne, z którymi się zmagali. Prawda jest jednak bardziej prozaiczna. Tłumy pątników docierających po długiej drodze stwarzały zagrożenie epidemiologiczne i "zasmradzały" wnętrze. Stosowana jako kadzidło mirra używana była do nacierania ciał zmarłych neutralizując zapach rozkładających się szczątków. Dopiero później kadzidło stało się ważnym symbolem liturgii. Aby oddać cześć św. Jakubowi należy obejść ołtarz i wejść na jego "zaplecze". Tam właśnie stoi figura apostoła. Liczący na jego łaski powinni przytulić się do jego pleców i szepnąć do ucha prośbę będącą intencją pielgrzymki. Z tego powodu św. Jakub bywa nazywany niedopieszczonym.
Symbolem pielgrzymów do Santiago jest złota muszla, muszla św. Jakuba czyli przegrzebka o połów którego całkiem niedawno, bo w połowie sierpnia, rozpętała się brytyjsko - angielska wojna. Legenda mówi, że podczas gdy uczniowie apostoła Jakuba dobijali łodzią z jego ciałem do brzegu, w pobliskiej wsi odbywało się wesele. Widząc przybyszów, pan młody rzucił się do wody, aby pomóc wyciągnąć łódź na brzeg. Kiedy znalazł się znów wśród gości, cały jego strój pokrywałe złote muszelki. A prawda? Po odbyciu pielgrzymki pątnicy szli na brzeg morski, gdzie na znak pokuty i zerwania z dotychczasowym grzesznym życiem dokonywali symbolicznego oczyszczenia się w wodach morza. Wyrzucali również stare, często zniszczone ubranie, a na pamiątkę pobytu w tym miejscu zabierali muszlę, których tysiące leżały na brzegu. I tak ludzie zaczęli kojarzyć muszelkę przegrzebka z miejscem poświęconym św. Jakubowi i stała się ona jego symbolem.
Po obejrzeniu katedry wędrujemy uliczkami Santiago. Piękne średniowieczne kamienice zwracają uwagę. Pierwszy z pięknych budynków to Pałac Fonseki, arcybiskupa Santiago i założyciela uniwersytetu w mieście. Zbudowany w stylu plateresco zwanym stylem złotników nawiązuje do architektury mauretańskiej. Wyłonił się pod koniec 15 w. u schyłku gotyku i początku renesansu i panował przez ok. 200 lat. Charakterystyczną cechą tego stylu jest nagromadzenie bardzo bogatej dekoracji dużych płaszczyzn, zagęszczenie nieregularnych ornamentów takich jak kolumny - kandelabry, herby, medaliony, wieżyczki i inne.
Wypijamy kawę w jednym z wielu kawiarnianych ogródków i kontynuujemy spacer wąskimi kamiennymi uliczkami. Z witryn sklepowych spoglądają żywe ośmiornice, kalmary, krewetki, homary i inne żyjątka morskie czekające w kolejce na klienta. Ulice tętnią życiem, mnóstwo na nich ludzi w każdym wieku, choć nie z całego świata.
Po kilku kwadransach w jednym z najpiękniejszych miast jakie widziałam, pewnie dlatego umieściłam je tak wysoko na liście pięknych miast, że uwielbiam średniowieczne miasta, wyruszamy do A Coruñi.
Gdzie Herkules porwał stado Geryona. 2018-09-19
Po wielu estetycznych i duchowych wrażeniach wczesnym popołudniem przyjeżdżamy do A Coruña jak mówią mieszkańcy Galicii lub La Coruña jak mawiają Kastylijczycy. Jest to ważny kiedyś i dziś port żeglugowy o historii sięgającej czasów przedrzymskich. Już w 62 r.p.n.e docierają tu legiony Juliusza Cezara i istniejącej osadzie nadają nazwę Brigantium. Osada po 100 latach jest już znaczącym portem, a wybudowanie w czasach panowania cesarza Trajana latarni morskiej zwanej Wieżą Herkulasa podnosi jego rangę. Są tacy, którzy wierzą, że tę latarnię wybudował Herkules wykonując swoją dziesiątą pracę polegającą na uprowadzeniu stada Geriona, który miał zamieszkiwać północną Hiszpanię. Wg przekazów historycznych latarnia powstała w latach 98 - 117. Po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego A Coruñę jak całą północną część półwyspu podbili Wizygoci. Za ich panowania latarnia popadła w ruinę i została dopiero odbudowana za czasów króla Bermudo II przy okazji budowy na przylądku fortecy mającej bronić wybrzeże przed atakami Wikingów. Obroniła również przed angielską flotą. Działająca do dziś Torre de Hércules jest najstarszą latarnią morską. Wpisano ją na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
Promenadą zaczynającą się przy latarni Herkulesa, która prowadzi do miasta i ma dł. 14 km, schodzimy do dzielnicy poirtowej, która jest nadzwyczaj oryginalna jak na portowy kwartał. Ciągle wiejące silne wiatry i duża wilgoitność są przyczyną szybkiego niszczenia tynków, a i rachunki za ogrzewanie mieszkańcy płacili wysokie. Jeden z mieszkańców postanowił zabudować swój balkon obramowanymi drewnianymi framugami szklanymi oknami. Uzyskałw ten sposób dodatkową ścianę chroniącą jego mieszkanie przed chłodem. Z czasem zabudowano w ten sposób wszystkie ściany budynków skierowanych w stronę morza uzyskując efekt szklanych domów.
Wąską uliczką dochodzimy do niewielkiego kościoła, klasycznie romańskiego z gotycką rozetą na frontowej ścianie. To kościół wybudowany dla marynarzy i wszystkich pątników wędrujących do Santiago de Compostela drogą morską. Kościół św. Jakuba(Iglesia de Santiago Apostol . Położony w sercu miasta uważany za najstarszy kościół A Coruña.Rekonstruowany kilkakrotnie, bo nie oparł się pożarom, zachował ostrołukowe elementy z 14 i 15w. Oknem w ostrym łuku z umieszczoną w tympanonie niewielką rzeźbą św. Jakuba na koniu ozdobiono fasadę głównego wejścia. Niestety romańską architekturę zaburzono rozetą wbudowaną w 20 w. Nieopodal jest drugi kościół. To Kolegiata Santa María del Campo (Matki Boskiej z Pola), chrześcijańska świątynia o późno romańskim pochodzeniu. Portal główny z tympanonem pochodzi z 12 w. Późniejsze wpływy gotyku też zaburzono w 20 w. umieszczoną nad wejściem rozetą.
Przy jednej z ulic stoi kamienica podarowana przez władze miejskie gen. Franco. A Coruña tak spodobała się jego żonie, że chętnie spędzała tu wakacje. A skoro władze miasta tak hojnie obdarowały jej męża czymże były drobne klejnoty, które wybierała sobie u miejskich jubilerów nie płacąc za nie? Po kilku takich "zakupach" na wieść, że generałowa przebywa w mieście co znaczniejsi właściciele sklepów zamykali je pod pozorem wyjazdu na urlop.
Wąskimi uliczkami przy których pełno sklepików schodzimy na duży plac z ratuszem. Tu stoi pomnik Marii Fernandez de Camara Pita. Uznana za pierwszą feministkę Hiszpanii, choć dla mnie 4 mężów to trochę za mało, aby nadać takie miano, patrzy dumnie z wysokiego cokołu na wszystkich przybywających do A Coruña. Rynek jest ładnym miejscem, przestronny z przyjemnym dla oka ratuszem i mnóstwem maleńkich kawiarenek i barów. Ale miasto nie powaliło mnie na kolana, kilka kościołów pomiędzyblokami z mocno nadwyrężoną architekturą przez przeróbki domorosłych konserwatorów. Ale... A Coruña ma bardzo piękną plażę z błękitną flagą przyznawaną za infrastrukturę dla turystów. I być może dla piękna miejsca mieszka tu najbogatszy Hiszpan i jeden z 10 najbogatszych wg tygodnika Forbes ludzi na świecie, Amancio Ortega, właściciel znanej marki odzieżowej.Miasto ma też ciekawy plac na którym możemy zobaczyć co śmieszy i bawi mieszkańców. To coś w rodzaju jedynego numeru czasopisma satyrycznego. Na granitowej powierzchni ulicy znajduje się kilkanaście rysunków znanych z komiksów postaci, bohaterów kreskówek, ale i znanych pisarzy i literatów.
Zmęczeni dniem wracamy na przedmieścia Santiago do hotelu.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Miło było sobie przypomnieć naszą wizytę w Santiago de Compostela sprzed trzech lat. Byliśmy wtedy na mszy, podczas której biskup wyświęcał dwóch księży i mieliśmy okazję zobaczyć słynny Botafumeiro w działaniu... Pozdrawiam. :)
-
... no i przez to łażenie zepsułam sobie dobre wspomnienia o hotelu w Llorett de Mar.
-
...a bo łazisz, Jolu, gdzie nie potrzeba ... :-) ...
-
...te plusy dodatnie były natychmiast widoczne po powrocie gdy weszłam na wagę:):). Niestety!!!
-
...czyli cytując klasyka są plusy dodatnie i plusy ujemne ... :-) ...
-
O tak!!!! Hotel raczej klasy turystycznej mimo, że *** to pokoje nie powalają, ale kuchnia fantastyczna.
-
...rozumiem, że po takim wymuszonym umartwianiu Llorett de Mar w miłej pamięci zachowałaś, Jolu ... :-) ...
-
Po raz pierwszy byłam na wycieczce po Hiszpanii gdzie bardzo dbano o duszę, żadnego obżarstwa, a i jakość posiłków nie zachęcała do spożywania całości. Uwielbiam ryby, ale jeszcze nigdy nie spotkałam tak źle przyrządzonych. Dopiero w Llorett de Mar daliśmy upust apetytowi.
-
...na razie przeczytałem wstęp do punktu pierwszego podróży i w nawiązaniu do wspomnianego przez Ciebie, Jolu, ascetycznego śniadania spożytego przed nawiedzeniem świętego miejsca przypomniałem sobie sentencję - Dbajmy o ciało, dusza i tak jest nieśmiertelna! - ... :-) ...
-
Imponujący opis....podziwiam ...i pozdrawiam...