Podróż Dookoła Jeziora Drawsko
Namówiłem swoje dziewczyny na wycieczkę rowerową. Z resztą nie musiałem długo namawiać, zawsze chętnie się decydują. Ale to tylko połowa sukcesu, bo została przede mną cała logistyka i zawsze pojawiające się te same pytania: - a gdzie będziemy spać? a ile mamy do przejechania? a czy będzie pod górkę? Nauczony doświadczeniem, wziąłem pod uwagę wszystkie oczekiwania i życzenia - zaplanowałem trasę. Miało być rodzinne pedałowanie, bez bicia rekordów, z odpowiednim zapasem czasu na postoje, drobne i większe przekąski, podziwianie krajobrazów, fauny i flory... Zarezerwowałem również noclegi. Po mojej wpadce lingwistycznej podczas wyprawy namiotowej na Rugię, która jest mi do tej pory wypominana, wolałem zaoszczędzić kolejnych powodów do nabijania się z moich zdolności językowych. Tamtym razem przez telefon "kein platz" brzmiało dla mnie identycznie jak "ein platz". Podczas tego wyjazdu obyło się bez nieporozumień i zostaliśmy zakwaterowani bez niespodzianek ;)
Naszą przygodę rozpoczęliśmy w Połczynie Zdroju. Zostawiliśmy samochód w pobliżu parku zdrojowego, załadowaliśmy rowery i wyruszyliśmy. Najpierw było kilka nieśpiesznych kółek po parku zdrojowym, a później krótki ale ostry podjazd na właściwy szlak - szlak zwiniętych torów. Prowadzi on po nasypie kolejowym z Połczyna Zdrój do Złocieńca. W całości ma nawierzchnię asfaltową, a jego profil jest bardzo łagodny. Mogliśmy się skupić na podziwianiu krajobrazów Szwajcari Połczyńskiej.
Dotarliśmy do Cieszyna - małej miejscowości nad Jeziorem Siecino. Bez trudu odnaleźliśmy miejsce zakwaterowania - Stary Dworzec. Jak sama nazwa mówi, pensjonat został zaadoptowany w budynku stacji kolejowej. Miejsce jest zaaranżowane z dużym gustem i smakiem. Pamiątki związane z koleją, stare zdjęcia nawiązują do historii tego miejsca. W pensjonacie przez pozostałych gości byliśmy witani z dużym szacunkiem, żeby nie powiedzieć jak bohaterowie ;) Wszystko przez nasze bagaże, a zwłaszcza przyczepkę, którą ciągnąłem za rowerem. Wrażenie robiliśmy zawodowe, można było pomyśleć, że jesteśmy w podróży conajmniej miesiąc. Nie skarżę się na swój los, obciążenie traktuję jako dobry trening, za to mam spokojną głowę, że wszystkie klapeczki jakie mogłyby się akurat przydać jadą z nami ;)
Zostawiliśmy bagaże i resztę dnia postanowiliśmy wykorzystać do rozejrzenia się (na rowerach) po okolicy. Zawitaliśmy do wiejskiego sklepiku, na plażę o pięknej nazwie "Gęsia Łączka". Objechaliśmy Wyspę Ostrów, która jest połączona z lądem groblą. Nad tą groblą zatrzymaliśmy się żeby podziwiać jezioro, kiedy nie wiadomo skąd przyjechały lody, a właściwie samochód z lodami :) Takim miłym akcentem zakończyliśmy dzień i wróciliśmy do Starego Dworca.
Kolejne dni miały nam mijać na wycieczkach rowerowych po okolicy, plażowaniu i spływie kajakowym. Wszystko było zaplanowane, ale nie przewidziałem jednego - pogody. Akurat w lecie 2017 przez Polskę przechodziły burze i ulewne deszcze. Nie mieliśmy wyboru, musieliśmy się dopasować do panującej sytuacji, a plany kilkudniowe ograniczyć do najbliższych godzin. Za to każde okno pogodowe staraliśmy się wykorzystać co do minuty. Różnie się to kończyło, najczęściej powrotem w ulewie i suszeniem ubrań koło kominka.
Każdy przebłysk słońca wyciągał mnie na łąkę z aparatem. Zaraz po mnie zjawiały się motyle i wszystkie inne owady, susząc się w słońcu.
Kolejny punkt naszej wyprawy to Czaplinek. Najprościej tam się można dostać krajową "20". My na rowerach takiej możliwości nie braliśmy pod uwagę. Zrobiłem rozeznanie i drogi gruntowe rozmiekły do tego stopnia, że można się było zapaść na nich po ośki. Musiałem opracować inną trasę. Zamiast Jezioro Drawsko objeżdżać od południa, wybrałem drogę na północy jeziora. Może się nawet lepiej stało, bo mieliśmy okazję zwiedzić najpiękniejsze zakątki Drawieńskiego Parku Krajobrazowego, drogi były zupełnie puste i na obiad też znalazło się miejsce. Ale co najważniejsze - tego dnia nie padało :)
Od początku mieliśmy w planach jednodniowy spływ Drawą. Powoli traciliśmy nadzieję, że nam się uda, bo kajaki w deszczu to średnia przyjemność. Na szczęście trafił się dzień z lepszymi prognozami. Wybraliśmy odcinek z Rzepowa do Złocieńca. Ten fragment Drawy ma takie zalety, że na odcinku do Jeziora Krosino rzeka jest bardzo dzika, pełna powalonych rzek i z wartkim nurtem, natomiast dalej leniwie się rozlewa i powoli płynie pomiędzy bujną roślinnością. Po ostatnich ulewach poziom wody był wyższy o dobre 80 cm w porównaniu do poprzednich lat. Miało to oczywiście swoje skutki - nurt był jeszcze bardziej wartki, co na początkowym odcinku odbiło się kilkoma zabawnymi sytuacjami, zanim opanowaliśmy kajaki. Za to na nizinnym odcinku spływ był bardzo przyjemny, a roślinność wodna nie hamowała kajaków.
Kolejne dni nad Jeziorem Drawskim to spoglądanie na przemian w niebo i na aplikacje z radarami pogodowymi. Jako punkty orientacyjne mieliśmy okoliczne knajpki i parasole, gdzie można przeczekać oberwanie chmury. Raz zaryzykowałem objazd Jeziora Komorze. Przeliczyłem się - ścieżki były błotniste, potrzebowałem sporo więcej czasu i ulewa złapała mnie w najdalszym punkcie wycieczki. Na szczęście tak szybko jak się pojawiały burze, tak samo niespodziewanie szybko wychodziło słońce. Zanim wróciłem do pensjonatu byłem już zupełnie suchy.
Po tygodniu przyszedł czas na powrót i domknięcie pętli. W całym tym niefarcie pogodowym, mieliśmy tyle szczęścia, że większe przejazdy z miejsca na miejsce odbywały się w słońcu. Tak samo było w ostatni dzień. Jechaliśmy na północ, minęliśmy Stare Drawsko. Kilometry szybko uciekały, bo jechaliśmy cały czas lekko z górki. To mnie trochę niepokoiło, bo wiedziałem, że to co zostało nam dane, będzie odebrane. Nie było inaczej - przed samym Połczynem przekonaliśmy się na własnych nogach skąd nazwa Szwajcaria Połczyńska. Dziewczyny dzielnie dały radę. Zakończenie naszej objazdówki uczciliśmy solidnym objadem w restauracji "Hopferówka"
Z trudem odnaleźliśmy nasz samochód. Był cały oblepiony liśćmi, tak że trafiliśmy do niego tylko po kształcie. Z trudem udało mi się obskrobać szyby, przypięliśmy rowery i w drogę. Nasze wysłużone autko ochoczo zapaliło, ale zamrugało do nas wszystkimi kontrolkami. Ruszyłem, żadna wskazówka ani drgnęła, wszystkie możliwe kontrolki świeciły się na czerwono, pomarańczowo i zielono. Ale samochód jechał i stwierdziliśmy, że będziemy martwić się jak stanie. W Połczynie trafiliśmy na myjnię bezdotykową, gdzie opłukałem samochód bez wyłączania silnika, tak na wszelki wypadek. Po kilkudziesięciu kilometrach wskazówka prędkościomierza ożyła na moment, po czym ponownie opadła, to samo było, na przemian z obrotomierzem i wskaźnikiem paliwa. I tak całą drogę - coś się gasiło, żeby po chwili znowu się zaświecić. Magda mnie uspokajała - zobaczysz, wyschnie i wszystko wróci do normy. Tak też się stało :)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
...tour się udał!...
-
W tych okolicach przed laty spędziłem miesiąc na poligonie podczas służby w SOR po studiach. Mimo, że nie był to pobyt turystyczny, to pamiętam, że okolice były naprawdę piękne...
-
...też kiedyś mieliśmy forda ka i w zasadzie też nas nie zawiódł, a na pewno swoimi awariami, bo przecież cóż to za samochód bez awarii, nie sprawiał strasznych kłopotów ... :-) ...
-
Nasz stary forduś nigdy nas nie zawiódł. Jest teoria, że na koniec się na nas obraził, bo przy nim, a właściwie to w nim, rozmawialiśmy, że już najwyższa pora na zmianę.
I teraz bardzo dziwna sytuacja - nie mamy go już od roku i ślad po nim zaginął. Dzisiaj wspominałem go w relacji, a jak stałem w korku i czytałem, Irenko, Twój komentarz poniżej, to nasz stary samochód minął mnie lewym pasem!!!
"Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło" :) -
Ja się cieszę, że udało mi się zarazić dziewczyny moją pasją i razem spędzamy wolne chwile.
Ja jestem skowronek, a one to straszne śpiochy więc i ja przed śniadaniem wyżyję się na rowerze... -
Nadrabiam zaległości...
Chyba jeszcze do końca nie wierzę, że nasz kolumberek nie wykopyrtnie się za jakiś czas... Oby moja ostrożność była przesadzona ;)
Sam mam duże zaległości w czytaniu i jeszcze kilka relacji do napisania :)
Do zobaczenia :) -
...ale narzuciłeś tempo, Grzegorzu! Chodzi mi o wrzucanie podróży. Oczywiście wszystkie je zobaczę, ale chwilowo zatrudnia mnie rodzina, a dokładnie wnuki ... :-) ...
-
ja też zazdraszczam tych wyjazdów, wiele lat jeździłam na wycieczki rowerowe. Okolice Drawska są przepiękne, byłam kiedyś....
-
Ja Cię podziwiam za te rowerowe wycieczki.
Czy słońce,czy deszcz.
Najfajniejsze jest to,że dają się na nie namówić Twoje kobietki!
No i dało się namówić na powrót Twoje autko-)
Super wycieczka!
Pozdrawiam-))