Podróż Pola herbaciane w Malezji
To jest przedruk fotorelacji z mojego bloga: www.orbitka.com. Na więcej bieżących zdjęć i relacji zapraszam na bloga.
-----
„Nasz dzisiejszy dzień przebił dotychczasowe wrażenia, a to dopiero początek. Przyjechaliśmy wczoraj do Cameron Highlands, ok. 200 km na północ od Kuala Lumpur – stolicy Malezji – żeby zobaczyć rozległe wzgórza obsadzone krzewami herbacianymi. Widok niezapomniany. Warto się było tłuc 4 godziny serpentynami, żeby tu dotrzeć. Jeszcze kilka punktów programu, a potem znów kilka godzin w autobusie powrotnym do stolicy.” -|- (Cameron Highlands, 6.10.2014, godz. 14:00, w Polsce 8:00).
Tę notatkę zaczęłam pisać miesiąc temu, gdy pojechaliśmy na pola herbaciane na północy Malezji. Jechaliśmy tam spodziewając się uczty dla oka i dokładnie tak było. Bezcenne widoki, plenery i przestrzeń, raj dla pasjonatów fotografii. To właśnie wtedy moi towarzysze podróży zaczęli przejawiać niepokój, że zamorduję migawkę mojej lustrzanki, którą strzelałam niemal bez przerwy. Donoszę, że aparat przeżył tę i inne atrakcje, nadal ma się dobrze, a ilość zdjęć, jaką stamtąd przywiozłam, spowodowała, że kończę ten opis dopiero dziś.
Kilka wskazówek dla wybierających się w tamte rejony. Do miasteczka Cameron Highlands można dojechać komfortowym rejsowym autobusem z Kuala Lumpur (z dworca autobusowego Pudu Raya, przy stacji metra PUDU). To ok. 4 godzin szalonej jazdy po krętych drogach, zależnie od korków, klakson jest w użyciu cały czas. Bilet w jedną stronę kosztuje 35 RM (prosto się przelicza, bo 1 RM = ok. 1 zł). Nocleg łatwo znaleźć na miejscu bez rezerwacji. Jest dużo hoteli, choć standard „umiarkowany”. Ostatni autobus powrotny do Kuala Lumpur odjeżdża o 17:00, ale warto kupić bilet powrotny od razu po przyjeździe, bo można się zdziwić brakiem miejsc.
Na same pola herbaciane dociera się samochodami. My wykupiliśmy transport jeepem w biurze TJ Travel (w hotelu TJ Lodge) u sympatycznego starszego pana TJ’a (czytaj: Ti-Dżej, to jego inicjały). Nazwaliśmy go „szeryfem”, bo to człowiek, który mógł załatwić wszystko. Został naszym bohaterem, gdy znalazł nam transport powrotny do KL, ratując tym samym przed utknięciem w miasteczku na kolejną noc z braku biletów na autobus. Na polach rano jest dość zimno (w końcu to góry), lepiej się zaopatrzyć w pełne obuwie, długie spodnie i długi rękaw. Ponoć bywają kobry, ale nie spotkaliśmy. Jeśli potrzebujecie innych wskazówek, piszcie w komentarzach, chętnie podpowiem.
I na koniec obrazki. Kolekcja zdjęć, którą chcę się z Wami podzielić wciąż jest bardzo duża, więc tu wrzucam tylko kilka, a po więcej zapraszam na orbitka.com. Ja nie potrafiłam jej ograniczyć, bo zdjęcia przywołują zbyt wiele fajnych emocji. Miłego oglądania.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
...czyli małe zdjęcia też cieszą ... :-) ...
-
Kochani, na blogu jest dużo więcej zdjęć, ok. 60 szt, a tu wrzuciłam tylko te, które były poniżej 1MB, bo pozostałe system odrzucił, a nie miałam czasu ich zmniejszyć. Niestety wszystkie fajniejsze były większe, ale nie miałam czasu ich przerabiać. Może kiedyś się wezmę w garść i dorzucę...
Dziękuję za odwiedziny, liczne plusiki i wszystkie pozytywne komentarze. Pozdrawiam.. -
Bardzo lubię herbatę, ale na polach herbacianych jeszcze nie byłam :)))) może kiedyś dotrę ;)
fajnie, szkoda tylko że tak malutko wszystkiego ;)
na bloga zajrzałam i poczytałam :)
pozdrawiam... -
...a i dla mnie, Kasiu, pogaduchy przy herbacie miłe były ... :-) ...
-
Lubię pola herbaciane,bo lubię herbatę.
Chętnie zajrzę na Twój blog.
Pozdrawiam-) -
... :-) ...
-
pt.janicki, cieszę się, że smakowało :) i serdecznie pozdrawiam :)
-
...smakowała ta filiżanka herbaty!...