Podróż Andaluzja cz. II
Po drodze do Carmony zgłodnieliśmy. Zaczęliśmy się rozglądać za miejscem gdzie można było coś przekąsić. Gdzieś przy drodze, pomiędzy plantacjami pomarańczy znaleźliśmy bar, który skusił nas reklamą Menu del dia 7 euro. Ale co to był za obiad, jak dla drwali. No bo wiadomo pracownicy plantacji muszą dobrze i dużo zjeść. Z menu spisanego tylko po hiszpańsku nie dało się nic wyczytać. My chcemy popróbować różnych dań. Kelnerka nie znała angielskiego, ale nie ma problemu wynalazła kogoś kto zrozumiał o co nam chodzi. Przystawka, danie główne, deser i butelka wina lub wody, do tego chleb i tapas za jedyna 7 euro. Już po przystawce i tapas byliśmy objedzeni, ale jakoś udało nam się upchać resztę. A na odchodne dostaliśmy jeszcze po kieliszeczku likieru. Teraz nie tylko objedzeni ale miło podchmieleni ruszamy dalej.
Carmona niewielkie miasto, ale ile tam pięknych zabytków. Trochę za późno zaczęliśmy zwiedzać, niektóre są już zamknięte albo zaraz będą zamykane. Trzeba wybierać. Ale mimo wszystko warto wejść przez Puerta de Sewilla i pochodzić po wąskich uliczkach starówki.Zwiedzając Andaluzję nie chcieliśmy się skupiać tylko na zabytkach i miastach, ale również podziwiać naturę. Dlatego też kolejnym punktem na mapie naszej trasy był Park Narodowy Donana.
To ogromny teren rozciągający się na powierzchni 50 tys. 720 ha, który wpisany jest na listę UNESCO.
Jest wyznaczonych 3 lub 4 parogodzinne ścieżki piesze. Wygodniejszą wersją, zapewniającą zobaczenie różnorodności tego terenu za jednym zamachem jest ponad czterogodzinna wycieczka jeepami. Jest jeden minus, przewodnik mówi tylko po hiszpańsku. Jeżeli jesteś w stanie znieść czterogodzinny wykład o florze i faunie po hiszpańsku, polecam tą wersję zwiedzania. Jedynie jeepami możesz przejechać się po 32 km adriatyckiej lagunie, dojechać do starej osady, a przy okazji gdzieś w zaroślach leśnych wypatrzeć dzika czy przejechać się po wydmach.Wycieczki są organizowane tylko dwa razy na dzień rano i popołudniu, ilość miejsc ograniczona. Warto wcześniej zadzwonić i zaklepać miejsce.
Ale gdzie tu w okolicy zanocować, żeby rano na 8.30 stawić się na zarezerwowaną jazdę.Wpadamy do miejscowości Almonte. W jakimś barze pytamy o hotel. Jest jakiś jeden, ale pan w barze gestykuluje, że drogi. Próbujemy znaleźć miejscowe biuro turystyczne, ale czynne tylko do 14.00. Z głupia frant wchodzimy do Agencji Turystycznej, przepraszamy panią, że wiemy, że to nie jej działka, ale może wie gdzie można gdzieś przenocować. I przemiła pani przepraszając, że mówi tak słabo po angielsku, wydzwania po znajomych i już po 15 min mamy karteczkę z namiarem na kemping i cenami. Jeden szkopuł jest 21.30 a kemping w El Rocio zamykają o 22. Mamy 15 km do przejechania a gps informuje, że nie ma tam asfaltu.
Czy dojedziemy na czas? Dojechaliśmy 10 minut przed czasem, bo asfalt jest tylko w samej miejscowości El Rocio jego brak, ale o tym później. Na campingu miłe zaskoczenie, mają promocję, jeżeli wynajmiemy domek na dwie noce to trzecią mamy gratis. Jak tu nie skorzystać, do Sewilli niezbyt daleko, jak będziemy chcieli zanocować w mieście to się przeniesiemy.
Teraz czas na odpoczynek. Plażowanie w Matalascanas. Ale uwaga przydadzą się wysokie filtry i często smarowanie. Te słońce jest zjadliwe. Wieczorem wyglądaliśmy jak flaga narodowa.
El Rocio – wioska jakby nie z tego wieku. Szerokie piaszczyste, ulice zero asfaltu. Domy wraz z szerokim werandach mają drewniane poręcze do wiązania koni. Tylko widok koni mechanicznych świadczy, że to obecne czasy. Z codziennego krajobrazu pomału znikają jeźdźcy na koniach i tylko raz do roku na coroczne romería pielgrzymkę w dniu Pięćdziesiątnicy czyli w Zielone Świątki na ulicach pojawiają się kolorowe wozy z pielgrzymami zmierzającymi do Sanctuario de Nuestra Señora de El Rocío. Nam nie dane było tego zobaczyć, ale spacer po wiosce jest nie mniej ekscytujący.
Czas na stolicę prowincji Sewillę. Trzeba tu spędzić trochę czasu, żeby powłóczyć się po mieście, przysiąść w jakimś barze, przejechać się bryczką, czy pozachwycać się sztuką. Minimum to dwa dni. Oprócz głównych zabytków Katedry, Alcazaru, Parku Marii Luizy warto zajrzeć do Muzeum Sztuk Pięknych i obejrzeć przepiękną Casa de Pilos. Zanim zaczniemy zwiedzanie warto się dowiedzieć w informacji turystycznej jakie są godziny zwiedzania poszczególnych obiektów, szczególnie katedry. Niech cię nie zdziwi, że kasa biletowa nie jest otwierana na czas i może być ponad półgodzinny, a ogonek chętnych do wejścia rośnie z minuty na minutę. Warto wiedzieć, że bilet do katedry, oprócz wejścia na Giraldę obejmuje również zwiedzanie kościoła de San Salvador i nie trzeba tego zrobić jednego dnia. Katedra jest zachwycająca, a wejście na Giraldę może przysporzyć wielu wrażeń, szczególnie duszności, gdy się zrobi koreczek do wejścia na wąską platformę, czy zawroty głowy od kręcenia się przy wspinaniu po rampach. Ale widoki rekompensują wszystko. Po zwiedzaniu katedry można na chwilę przysiąść w pięknych ogrodach Alcarazu, Ale nie na długo bo czeka na nas piękną architektura pałacu Alcazar. Jeżeli nie masz dość architektury koniecznie zobacz Casa de Pilos. Takiego połączenia elementów Cesarstwa Rzymskiego z Mauretańskimi nie znajdziesz nigdzie. Do parku Marii Luizy można przejść przez dziedzińce Uniwersytetu dawnej Fabryki Cygar, gdzie pracowała Carmen. Dla rozrywki można pojechać do parku bryczką, lub popływać w parku łódką po kanale pod udekorowanymi w azulejos mostkami.
No i dwa dni minęły ruszamy dalej