Noszą długie brody, bez których - jak wierzą - nie mają wstępu do raju. Mówią śpiewnym dialektem, będącym mieszanką rosyjskiego, polskiego, wschodnich gwar i języka starocerkiewnych pism. Nie piją, ani nie palą - przynajmniej w pobliżu świętych ikon. A jeszcze przed wojną porywali swoje przyszłe żony podczas jarmarków. Starowierzy - jedna z najmniejszych i najbardziej egzotycznych grup narodowościowych zamieszkujących Polskę.


Dzieje starowierów (staroobrzędowców, starowierców, raskolników, albo filiponów, bo określenia te występują zamiennie) rozpoczynają się w 1652 roku. Patriarcha moskiewski Nikon ogłosił wówczas kilka reform ksiąg liturgicznych i szczegółów obrzędów w Cerkwi Rosyjskiej. W dużym skrócie i uproszczeniu: chodziło głównie o poprawienie ksiąg zgodnie z greckimi oryginałami i zmianę pisowni imienia Jezusa na ikonach i krzyżach z "Isus" na "Iisus". Wprowadzono też zasadę czynienia znaku krzyża trzema palcami. Wcześniej robiono to dwoma, co miało wyrażać dwoistą naturę Chrystusa - boską i ludzką.

Część duchowieństwa i wiernych, uznała te i inne drobne zmiany za herezje inspirowane przez Antychrysta, zwiastujące rychły koniec świata. Wewnątrz Cerkwi nastąpił rozłam - z rosyjskiego "raskoł", stąd jedno z określeń staroobrzędowców - raskolnicy.

Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że prawosławie było w Imperium Carów religią państwową i sprzeciw wobec Cerkwi traktowany był jak bunt przeciwko władzy pochodzącej z boskiego nadania. Dlatego też, raskolników zawzięcie tępiono. W miarę szybko "uporano się" z przywódcami ruchu - zarówno świeckimi, jak i duchownymi. Prosty lud, z którego wywodziła się większość "obrońców starej wiary", uciekając przed prześladowaniami, przenosił się natomiast na krańce ogromnego imperium. Szukali miejsc odludnych, z dala od władzy i jej popleczników, albo takich, gdzie przynajmniej oficjalnie, państwo gwarantowało religijną wolność.

I tak, w drugiej połowie XVIII wieku, trafili do upadającej Rzeczpospolitej. Osiedlali się głównie na Suwalszczyźnie, Sejneńszczyźnie i w Puszczy Augustowskiej. Jako że na tych z rzadka zamieszkałych terenach nie wchodzili nikomu w drogę, przyjęto ich raczej ciepło. Nie bez znaczenia okazały się też twarde zasady moralne, którymi kierowali się starowiercy - ciężka praca, uczciwość, zakaz picia alkoholu - czyniące z nich dobrych najemców i sumiennych pracowników.

  • Molenna staroobrzędowców w Gabowych Grądach
  • Molenna staroobrzędowców w Gabowych Grądach
  • Molenna staroobrzędowców w Gabowych Grądach

Represje wobec kleru i brak poważnych centrów myśli religijnej, sprzyjały sekciarstwu i podziałom wewnątrz i tak niewielkiej społeczności filiponów. Spośród kilku odłamów, najważniejsze są dwa: bezpopowcy i popowcy. Ci drudzy przyjmują kapłanów wyświęconych w Cerkwi Prawosławnej, ale z różnych przyczyn z niej wydalonych bądź zawieszonych. Zdarzało się też kilkakrotnie, że hierarchowie prawosławni, najczęściej emerytowani, wyświęcali kapłanów specjalnie dla starowierów-popowców.

Bezpopowcy natomiast, uważają że wraz z odejściem ostatnich duchownych wyświęconych przed reformami Nikona, ich jedynym przewodnikiem pozostał Jezus. Siłą rzeczy nie uznają większości sakramentów, bo udzielać ich może tylko kapłan. Początkowo ograniczali się więc jedynie do chrztu (przez trzykrotne zanurzenie w wodzie) i spowiedzi (z pokutą, ale bez rozgrzeszenia). Dopiero z czasem, do tej krótkiej listy dołączono małżeństwo.

W pierwszych latach po rozłamie, staroobrzędowcy-bezpopowcy uznali bowiem, że w obliczu nadchodzącego końca świata, bezżeństwo i czystość cielesna będą bardziej wskazane. Skoro ten nie nadchodził, poluźnili nieco rygory, dzięki czemu przetrwali do dziś. Małżeństwa starowierów nie są jednak pełnoprawnymi związkami sakramentalnymi. Bliżej im do ślubów cywilnych z potwierdzeniem zawarcia związku przed społecznością i wpisaniem do ksiąg metrykalnych.

Warto wspomnieć, że jeszcze w międzywojniu, polscy starowierscy kawalerowie - należący do bezpopowców - zgodnie ze zwyczajem, porywali swoje wybranki podczas jarmarków w Sejnach i Suwałkach. I nawet fakt, że przyszła żona i cała rodzina wiedziała o planowanym "porwaniu", nie odbiera tej tradycji romantyzmu.

Rolę w pewnym sensie zastępującą duchownego, pełni u bezpopowców "nastawnik". Z reguły funkcję te powierza się "starikowi" - starcowi o ogólnie uznanym autorytecie. Do jego zadań należy, między innymi, błogosławienie małżeństw i kierowanie modlitwami w molennie, jak nazywa się starowierska cerkiew.

Obecnie na nastawnikach spoczywa też niepisany obowiązek zachowania tradycji i integralności coraz bardziej kurczących się wspólnot staroobrzędowców.

  • Molenna staroobrzędowców w Suwałkach
  • Cmentarz starowierów w Suwałkach
  • Cmentarz starowierów w Suwałkach

W Polsce pozostał ich niecały tysiąc, z czego około pięciuset należy do Staroprawosławnej Pomorskiej Cerkwi w RP, jak od 1993 roku brzmi oficjalna nazwa grupy. Siedziba jej władz znajduje się przy najstarszej i największej działającej w Polsce molennie w Suwałkach, przy ulicy Sejneńskiej.

Drewnianą świątynię z charakterystyczną cebulastą kopułką, wzniesiono na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia ubiegłego wieku, dla znacznie wówczas liczniejszej wspólnoty. Dzisiaj niestety, stojący w nieciekawej, przemysłowej okolicy budynek jest wyraźnie podniszczony. Ale trudno się dziwić, skoro na sobotnie i niedzielne modlitwy zagląda tu nie więcej niż dwa tuziny wiernych. Tylko czasem, przy okazji ważnych świąt i istotnych wydarzeń, gdy do Suwałk zjeżdżają filiponi z całego regionu i ci rozrzuceni po kraju, molenna zapełnia się po brzegi.

O tym, że kiedyś stanowili znacznie większych odsetek mieszkańców miasta i okolic, można się przekonać na miejscowym "cmentarzu sześciu wyznań". Na tej unikatowej w skali kraju nekropolii, gdzie obok siebie leżą katolicy, ewangelicy, prawosławni, Żydzi i muzułmanie, swoją niemałą kwaterę mają również staroobrzędowcy.

Drugim ważnym, o ile obecnie nie najważniejszym, ośrodkiem starowierów w Północno-Wschodniej Polsce są Gabowe Grądy. Przez lata, ta ukryta w Puszczy Augustowskiej osada, założona i zamieszkała właściwie wyłącznie przez potomków rosyjskich raskolników, tkwiła w marazmie. Sytuacja zaczęła się zmieniać po 2006 roku, gdy nowym nastawnikiem wybrano energicznego Mieczysława Kapłanowa. Wokół tutejszej, wybudowanej w 1948 roku w miejsce spalonej w czasie wojny molenny, stara się on integrować lokalną społeczność i wzmacniać poczucie tożsamości religijnej i narodowej.

Zresztą, jakiś pozytywny ferment musi jednak unosić się z okolicznych, puszczańskich bagien. Jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych minionego stulecia, w Gabowych Grądach powstał zespół Riabina śpiewający tradycyjne rosyjskie pieśni. To jedyny zespół starowierów - a właściwie starowierek, bo w zespole śpiewają same panie - w Polsce. I, trzeba to powiedzieć, na różnych przeglądach folkowych w kraju i za granicą całkiem nieźle sobie radzi!

Inną jeszcze grupę staroobrzędowców, ostatkiem sił próbującą trwać przy swoim rzadkim dziedzictwie, znaleźć można w Wodziłkach. Tu, w samym środku fantastycznie pofałdowanego i znaczonego malowniczymi jeziorami Suwalskiego Parku Krajobrazowego, stoi kolejna drewniana molenna. Wybudowano ją w 1921 roku, a kilka lat później dodano wieżę z kopułką, która czyni z niej chyba najładniejszy filipoński dom modlitwy w Polsce.

Kilka kroków dalej, ukrytą w krzakach nad rzeczką Szeszupą, znaleźć można wciąż działającą ruską banię, czyli prostą, tradycyjną saunę. Bania przywędrowała na Suwalszczyznę razem z rosyjskimi uciekinierami. Dawniej bowiem, wspólna w niej kąpiel obowiązkowo poprzedzała modlitwy w molennie. Ciekawe, że bania przyjęła się na Suwalszczyźnie również wśród miejscowych. I to dość łatwo i powszechnie. Jeszcze nie tak dawno, można ich tu było znaleźć całkiem sporo. Dziś może nie są już tak popularne, ale tu i ówdzie, nad jeziorami, stawami i rzeczkami wciąż stoją małe drewniane chatki, z których czasem wybiegnie banda golasów, by z krzykiem wskoczyć do zimnej wody. Na zdrowie!

  • Molenna staroobrzędowców w Wodziłkach
  • Molenna staroobrzędowców w Wodziłkach
  • Molenna staroobrzędowców w Wodziłkach
  • Ruska bania w Wodziłkach
  • Tradycyjna gliniana obora w Wodziłkach

Jeszcze tylko jedna drewniana molenna zachowała się do naszych czasów. Stoi w Gibach, skąd niedaleko już do granicy z Litwą i pełni rolę... katolickiego kościoła pod wezwaniem Świętej Anny. W 1913 roku wybudowali ją staroobrzędowcy w oddalonym o kilka kilometrów Pogorzelcu i przez lata służyła im jako dom modlitwy. Jednak po wojnie, w trakcie której wielu starowierów wysiedlono, zamordowano, albo sami zdecydowali się na emigrację do Związku Radzieckiego, parafia pogorzelecka przestała istnieć. Molenna zaś, przez z górą trzydzieści lat popadała w ruinę.

Gdzieś pod koniec lat siedemdziesiątych zainteresował się nią Kościół, który bezskutecznie starał się o zgodę na budowę świątyni w Gibach. Obchodząc zakazy i utrudnienia, katolicy po prostu przenieśli istniejącą molennę i dostosowali do swoich potrzeb. Dzięki temu wierni otrzymali miejsce modlitwy, a cenny zabytek uratowano przed całkowitym zniszczeniem. Szczęśliwie, adaptacja dawnej molenny dotyczyła przede wszystkim wnętrza. Bryła, z unikatową drugą wieżą nakrytą kopułą, pozostała prawie niezmieniona.

Choć w Pogorzelcu nie ma już ani filiponów ani molenny, można zajrzeć na tamtejszy, zniszczony niestety, cmentarz. Warto też odwiedzić sąsiedni Karolin, w którym stoi murowana cerkiew jedinowierców, służąca obecnie katolikom.

Jedinowiercy to kolejny odłam staroobrzędowców, "stworzony" przez Patriarchat Moskiewski w celu przyciągnięcia dawnych dysydentów do Cerkwi. Na Sejneńszczyznę sprowadzono ich w połowie dziewiętnastego wieku z dodatkową misją pomocy w rusyfikacji miejscowej ludności. W obu przypadkach, karolińscy jedinowiercy zawiedli.

  • Kościół Świętej Anny w Gibach
  • Kościół Świętej Anny w Gibach
  • Kościół Świętej Anny w Gibach
  • Kościół Świętej Anny w Gibach

Tak jak w Pogorzelcu, ani molenny, ani starowierów nie ma już w Sztabinkach nad jeziorem o tej samej nazwie. Co stało się z molenną nie bardzo wiadomo. Jeszcze przed wojną stała. W jej trakcie, dokładnie w 1941 roku, hitlerowcy wysiedlili miejscowych staroobrzędowców na Litwę. Być może wtedy, przy okazji, zniszczono też ich świątynię.

Po wojnie wróciło niewielu i nie było ani komu, ani dla kogo jej odbudowywać. Po molennie pozostał tylko otoczony płotkiem plac, a po modlących się w niej filiponach zadbany cmentarz w zagajniku nad brzegiem jeziora.

Podobnie los obszedł się ze wspólnotą z Rosochatego Rogu nad Jeziorem Wigry. We wsi założonej w połowie dziewiętnastego wieku przez starowierów, dziś mieszka tylko jedna rodzina o rosyjskich korzeniach. Ale małego, zarośniętego cmentarza z głazem pamiątkowym chyba nikt już nie odwiedza.


Tyle zostało po społeczności, którą w Drugiej Rzeczpospolitej liczono w dziesiątkach tysięcy. Niewiele. I wciąż ubywa. Egzotyczny świat staroobrzędowców kurczy się na naszych oczach. Taka widać kolej rzeczy. Bo i brody dziś niemodne, smutną rzeczywistość łatwo ubarwić butelką wódki, a młodzież ciągnie do świata. Od nich samych tylko zależy, czy rozpłyną się na zawsze w niebycie, czy spróbują przetrwać, dzieląc się swoją odmiennością z poszukiwaczami żywych skarbów, których coraz więcej zagląda na Suwalszczyznę. Tak zrobili podlascy Tatarzy i dobrze na tym wyszli.

  • Cmentarz starowierów w Sztabinkach
  • Cmentarz starowierów w Sztabinkach
  • Cmentarz starowierów w Rosochatym Rogu
  • Cmentarz starowierów w Rosochatym Rogu

W latach dwudziestych dziewiętnastego wieku, w pogorzeleckiej parafii filipońskiej rozgorzał spór na temat obowiązkowej służby wojskowej dla Królestwa Polskiego i o wpisy do państwowych ksiąg metrykalnych. Ci którzy ustępstwa wobec Królestwa uznali za sprzeczne z wyznawanymi wartościami - w sumie kilkaset osób - postanowili opuścić Suwalszczyznę i wyemigrowali do Prus Wschodnich. W okolicach Pisza założyli kilka osad, a ich religijnym i społecznym centrum stała się wieś Wojnowo. Tu powstała murowana molenna i klasztor, który zmieniając kilkakrotnie swój charakter - z męskiego na żeński; z jedinowierskego na bezpopowy - przetrwał właściwie do dziś. Teoretycznie. Ostatnia mniszka - Fima Kuschmierz - umarła bowiem w 2006 roku.

Historia mazurskich starowierów potoczyła się trochę inaczej niż ich pobratymców z Suwalszczyzny. Presja zarówno niemieckich sąsiadów, jak i administracji Rzeszy, doprowadziła do ich całkowitej niemal germanizacji. Do tego stopnia, że w okresie międzywojennym, kiedy ważyły się losy przynależności państwowej Warmii i Mazur, określali się jako "Niemcy starosłowiańskiego wyznania" i gremialnie opowiadali się po stronie Rzeszy Niemieckiej.

Po wojnie i przyłączeniu Prus Wschodnich do Polski, wielu mazurskich filiponów wyemigrowało do RFN. Garstka tych, którzy zostali spolonizowała się i właściwie bezpowrotnie utraciła swoją tożsamość. Wojnowska molenna i klasztor stały się zaś bardziej atrakcjami turystycznymi niż miejscami modliwy.

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. lmichorowski
    lmichorowski (30.07.2011 0:52)
    Bardzo ciekawa relacja. Z przedstawionych miejsc miałem okazję odwiedzić ongiś Wodziłki i Giby. O innych nawet nie słyszałem. Dzięki za przybliżenie tej nielicznej już dziś społeczności. Pozdrawiam.
  2. zfiesz
    zfiesz (23.02.2011 21:09) +1
    @asta, zosfik & czarmir: wielkie dzięki za uznanie i plusy. staram się jak mogę:-)

    @robert: qrcze, już myślałem, że mnie czymś zaskoczysz (poważnie!). wiem że - poza podlasiem - gdzieś bliżej lubelszczyzny można znaleźć materialne dowody tatarskiego osadnictwa, więc pomyślałem, że skoro tam, to dlaczego nie na suwalszczyźnie? ale pogrzebałem trochę i nic nie znalazłem.

    @marcin: zakładam, że się przejęzyczyłeś, ale póki co, cieszę się poszerzając wiedzę przewodnikową:-) a następnym razem weź do suwałk aparat. bo ja przegapiłem cerkiew:-)
  3. ye2bnik
    ye2bnik (21.02.2011 15:09) +1
    Właśnie ostatnio wpadł mi w ręce przewodnik po Suwalszczyźnie, gdzie jest sporo o starowiercach. Twoja relacja tę wiedzę znacznie poszerza. W Suwałkach bywam regularnie, molennę odwiedzałem, ale jakoś nigdy nie zgłębiałem tematyki tej mniejszości religijnej.
    Pozdrawiam
  4. czarmir1
    czarmir1 (11.02.2011 21:56) +1
    Jestem pod wrażeniem. Dzięki.
  5. zosfik
    zosfik (11.02.2011 19:57) +1
    I znów czegoś nowego się dowiedziałam! Dziękuję za szczegółowy opis dziejów staroobrzędowców w Polsce.
  6. milanello80
    milanello80 (11.02.2011 19:48) +1
    I na Suwalszczyźnie żyje społeczność tatarska, choć nie w takiej liczbie i zrzeszeniu jak na Podlasiu, gdzie są całe dwie wioski tatarskie, żyją też w Gdańsku, jak doczytałem około 200 i w innych miejscach kraju. Niemniej, jak słusznie zauważyłeś ich główną bazą jest Podlasie
  7. asta_77
    asta_77 (10.02.2011 19:58) +1
    No, no - brawo! Cóż powiedzieć - znowu jestem pod wrażeniem. Pozdrawiam ;)
  8. zfiesz
    zfiesz (09.02.2011 22:55)
    @chłop: przepraszam najmocniej, ale ja tych nazw nie wymyślałem:-) co się zaś tyczy odkryć, masz chyba sposród kolumberowiczów najbliżej do wojnowa. nie chciałbyś się tam wybrać i pokazać jak to wygląda?

    @robert: ten tekst powstał trochę przypadkiem. chciałem wrzucić starowierów do wiecznie niedokończonej "podróży na wschód", żeby tam czekali na jakieś lepsze czasy. później pomyślałem sobie, że to jednak swego rodzaju egzotyka, i że zasługują na głębsze i poważniejsze potraktowanie. no i tak wyszedł ten historyczny gniot:-) ale o tatarach z suwalszczyzny nigdy nie słyszałem. z podlasia owszem, ale z suwalszczyzny? o czymś nie wiem?

    @piotr: dokładnie o tym samym pomyślałem!:-)

    @renata i michał: chyba powinniście się poważnie zastanowić, czy warto punktować i chwalić moje relacje, bo znikają wam plusy przy komentarzach:-) to pewnie sprawka tajemniczej marchewki:-D
  9. chlop2009
    chlop2009 (08.02.2011 23:57) +1
    .....starowiercy, jedinowierców,filiponi :))) Zfieszu język można połamać:))) ale dla mnie osbiście bardzo ciekawa, odkrywcza relacja:))))
  10. milanello80
    milanello80 (08.02.2011 23:31) +1
    Bardzo fajne reporterskie podejście do tematu. Wiele ciekawych informacji o filiponach się dowiedziałem, wzbogacając swoją szkolną skromną wiedzę o nich. Suwalszczyzna to niezwykle ciekawy i różnorodny kulturowo ( żyją tam nawet i Tatarzy) kawałek Polski - taka stara, choć niestety coraz bardziej zanikająca Polska. A szkoda. Lubię tam jeździć
  11. pt.janicki
    pt.janicki (08.02.2011 14:19) +1
    ...patriarcha Nikon wśród kolumberowiczów musi się dobrze czuć... :-) ...
  12. zfiesz
    zfiesz (06.02.2011 22:39) +5
    nie wiem czy "lekcja historii" to akurat coś co chciałem przygotować, ale skoro jest ciekawa, cieszy mnie to wielce:-) inna sprawa, że o starowierach nie sposób opowiedzieć nie opowiadając ich historii. obok religii to właśnie ona ich definiuje i stanowi o ich wyjątkowości. tak myślę...

    dzięki za wizytę i opinie!:-)
  13. renata-1
    renata-1 (06.02.2011 20:45) +3
    bardzo ciekawa lekcja historii, dzięki
  14. przedpole
    przedpole (06.02.2011 20:02) +5
    Ciekawy temat,ciekawie opisany.
zfiesz

zfiesz

Zwierz Meksykański
Punkty: 143738