Podróż Brazylijskie lenistwo. Lato 2010
Bylem w Brazylii w 2004 roku.Razem z kumplem przejechalismy autostopem, busami i barkami ponad 15 tys kilometrow, od wybrzeza Wenezueli przez Delte Orinoko , Amazonke, polnocno wschodnie wybrzeze Brazylii , az do Rio de Janerio.Wypad na dziko, w dzicz i bez wiekszego planu okazal sie strzalem w dziesiatke. Od tamtej pory Brazylia, ciagnela sie za mna w myslach, marzeniach i planach. Ciagle jednak cos stawalo na drodze, znajomi, przyjaciele planowali wyjazdy w innym kierunku, i ciagle moj powrot do Brazylii pozostawal w sferze planow. Na poczatku tego roku, postanowilem, ze lece. Czysty relax, bez zbednego rozjezdzania sie po kraju.Plaze, ocean,wydmy i wspaniale jedzenie, na to liczylem i o tym myslalem planujac wyjazd w pierwszej polowie sierpnia.Do dyspozycji mielismy 12 dni. W marcu w promocji portugalskich lini Tap, udalo sie kupic bilet za 600 euro. Tanio? Wydaje mi sie, ze tak, bo przeloty do Brazylii ciezko schodza ponizej 550 euro. Przylot do Recife, powrot z Sao Paulo.
W 2004 roku bylem przejazdem w Recife. Wtedy unikalismy duzych miast, koncentrujac sie glownie na wioskach, miasteczkach. Przypadek sprawil, ze wpakowalismy sie do miasta. I choc bylem tam tylko 12 godzin, to polowe spedzilismy na tancach w okoliczej samba disco.Mowiac krotko, nie widzialem miasta, nie widzialem okolicznych plaz, nie widzialem nic poza szklankami caipirinhy, oparami papierosow i dudniacym basem nocnego lokalu.
W tym roku Recife powitalo nas deszczem. Lalo , wialo i grzmialo, a palmy przed hotelem wyginaly sie jak z gumy.Fale oceanu przy miejskiej plazy Boa Viagem wylewaly sie na ulice, blokujac przejscia, ruch, a taxowkarz-bidula nie mogl podjechac pod hotel. Welcome to Brazil.
Recife jest dziwnym miastem, portowe, i az bardzo przemyslowe. Choc mozna przeczytac, ze nazywane jest brazylijska Wenecja, to tak naprawde oprocz smrodu kanalow i nielicznych barek, nie maja za wiele wspolnego. Glowna plaza miasta , wspomniana wczesniej Boa Viagem, ciagnie sie na dlugosci ponad 7 kilometrow, skapana w bialym piasku, otoczona rafa koralowa i ustawianymi co 20 metrow znakami "SHARKS" odstraszajac potencjalnych chetnych do wodnej zabawy. Wzdloz calej dlugosci plazy rozsiane sa eleganacjie apartamentowce i strzelajace w gore wieze hoteli i... No wlasnie! Nic wiecej. Restauracje i bary na Boa Viagem mozna zliczyc na palcach dwoch rak, zycie miejscie toczy sie przecznice dalej. Tam brazylijczycy rozlokowali swoje kramy, bary, restauracje i sklepy. Klimat miasta najbardziej chyba oddaje stara czesc Recife. I choc wiekszosc budynkow w kolonialnym stylu, jest mocno zaniedbanych, zniszczonych i brudnych, mowiac wprost wolajacych o pomoc, to mozna poczuc tam tetno miasta. Ulice i uliczki otoczone straganami, przekupkami, sprzedawcy owocow, warzyw i orzechow kokosowych, ktorzy jednym ciosem wylupuja nam dostep slomki do ozezwiajacej wody kokosowej. Kazdy czyms handluje, kazdy cos sprzedaje, cos podjada, tanczy czy spiewa.
Rzut beretem od miasta znajduje sie Porto de Galinhas okolicznny kurort zalany zlotymi piaskami. To ulubione miejsce plazowania mieszkancow Recife. Autobusem za kilka reali ( waluta brazylijska) mozna ruszyc do Porto de Galinhas na caly dzien: plywac, plazowac, zjesc wspaniala rybe z grila, albo homara giganta i znowu plywac i plazowac, w miedzyczasie popijajac i delektujac sie okolicznymi odmianami caipirinhas czy caipirioskas. Zabawa polega na tym, ze drinki same znajduja ciebie.Lezysz i prazysz blady tylek w brazylijskim sloncu, kiedy podjezdza mini ruchomy bar. Barman w szortach i motylkach na stopach ciagnie wozek przez cala dlugosc plazy oferujac napoje, orzechy kokosowe, drinki, cocktaile ,kanapki i Bog jeden wie co jeszcze.
Olinda to urocze przeurocze miejsce . To miasteczko ,w ktorym czas stoi w miejscu. To miasteczko, ktore nie wiem jakim sposobem ominalem podrozujac po Brazylii w 2004 roku i tym razem nie bylo innego wyjscia jak pojechac i zobaczyc.Do Olindy ruszylem nastepnego dnia po przylocie do Recife. Miejski autobus jedzie 25 minut, przedzierajac sie gwarnymi i zatloczonymi ulicami Recife. Mija mosty, kanaly, lotnisko,mija dzielnice, sklepy i stragany i nagle ni stad i z owad, wysiadam w calkowicie innym miejscu. Kolonialne domy,kolonialny klimat. To muzeum pod golym niebem. Spokoj i cisza jak makiem zasial... palmy bujaja sie na wietrze, dziadek siedzi i plecie kapelusze z palmowych lisci, pod jednym z kolorowych domkow przypominajacych o swoich portugalskich korzeniach. Oprocz naturalnego piekna, roslinnosci i kwiatow, parkow i skwerkow, urok Olindy oddaja waskie i krete brukowane uliczki i stare koscioly, kapliczki w kolonialnym stylu i bary z bossa nova w tle. Pnacza kwiatow okalajace kazdy dom sprawiaja, ze cala okolica jest jakby wyjeta z otaczajacej rzeczywistosci. Olinda to rowniez jedno z najwazniejszych miejsc zycia kulturalnego w Brazylii oraz orginalny i szalny, slynacy w calej Brazylii karnawal w portugalskim stylu. Od 1984 roku miasto jest "pod ochrona" Unesco . Spacerujac, na kazdym kroku mozna kupic, miejscowe dziela sztuki. Okoliczne dzieciaki sprzedaja stare drewniane deski pomalowane we wscieklych kolorach zieleni, pomaranczy i blekitu- kolorami oddajacymi klimat regionu Pernambuco. Obok dziadek ostrym nozykiem rzezbi kawalek starego drewna.. te rzezby, akwarele, obrazy na starym drewnie sprzedawane za grosze dostaja nowe zycie, ladujac w mieszkaniach turystow na calym swiecie
Kiedy w latach 70tych miejscowi hipisi popalali trawke na plazach nadmorskiej wsi, zapewne nie podejrzewali, ze 30 lat pozniej miasteczko, gdzie tam...wioska, bedzie jednym z najpopularniejszych miejsc pachnacych relaksem, trawka czy genialnym grilowanym homarem w polnocnej Brazylii.
Canoa Quebrada, bo tak owa wioska sie nazywa jest calkowitym zaprzeczeniem wielkich kurortow, gigantycznnie sztucznych turystycznych miasteczek, gdzie tabuny turystow wylewaja sie kazdego dnia z sieci topornych amerykanskich hoteli. Canoa Quebrada, to luz blues i unikalna atmosfera. Tam w dzien i w nocy chodza sie w klapkach, slomianych kapeluszach, miejscowi znaja sie z letnikami, a turysta po tygodniu pobytu niemalze zostaje tubylcem. Bosko, blogo i bajecznie. Nie ma supermarketow, nie ma korkow, krzykow i klaksonow.
Kazdego dnia od wczesnych godzin porannych, kiedy fale uciekaja daleko w glab oceanu, a waska plaza nagle osiaga rozmiary wielkosci boiska stadionu pilkarskiego, miejscowi ruszaja na plazowanie. Bary i knajpki ustawione na wysokich palach wzdluz plazy o piasku koloru pomaranczowego rozpoczynaja przygotowywanie miejscowych specjalow, pachnie ryba, kokosem brazowym cukrem, a barmani kroja kilogramy limonek, ktorymi zaprawiac beda najbardziej szalone wersje brazylijskiej caipirinhy.
Canoa Quebrada to raj dla kite surferow. Nie trzeba byc wielkim fanem sportu zeby sprobowac sil. Codzienne kursy moze nie zrobia, z kazdego speca od kite'a, ale podstaw mozna sie nauczyc w ciagu kilku dni...a potem juz pozostaje tylko odmoczony tylek i praktyka, praktyka, praktyka. Kite surfing, opanowal cale polnocne wybrzeze Brazylii. Poczawszy od miasteczka Jeriquaquara, az do Canoa Quebrada nauka kite'a jest chlebem powszednim. Tutaj ucza sie wszyscy, mlodzi i starsi. Checi, mocne miesnie i upor naprawde potrafia zdzialac cuda. Kiedy kite surfing okazuje sie byc malo atrakcyjnym, albo zbyt orginalnym, mozna wypozyczyc czterokolowego buggy, opracowac trasy i zwiedzic okolice. Jezdzic po wydmach i plazy ile dusza zapragnie, zatrzymujac sie w najdalszych zakatkch plaz i zatoczek.W godzinach popoludniowych kiedy przyplyw powraca, zycie przenosi sie do miasteczka, na Broadway street, jedyna glowna ulice wsi. Wokol niej rozsiane sa liczne bary, knajpki, restauracje i kramy sprzedajace tandete ,w wielu zakatkach swiata zwana pamiatkami. Bawisz sie,tanczysz jesz i pijesz...a bossa nove i nowy brazylijski chill out slychac do wczesnych godzin porannych.
Fortaleza jest brzydka. Jest brzydka duchem i wygladem. Ma fatalna reputacje, ktora zawdziecza w glownej mierze, wloskim i niemieckim seks turystom, ktorzy przyjezdzaja na drugi koniec swiata, oddawac sie uciechom z nieletnimi. Fortaleza to betonowe miasto, z ciagnacymi sie wzdluz glownej plazy szarymi hotelami, ktore bez wiekszego ladu wyrastaja jak grzyby po deszczu tworzac wielki architektoniczny chaos. Plaza miejska jest brudna, zwirowata i daleko jej do piekna brazylijskichj pocztowkowych plaz. Spacerujac szybciej wdepniesz w prezerwatywe, bedaca wspomnieniem uciech minionej nocy, niz znajdziesz muszle. Fortalezy nie mozna jednak od razu przekreslac. Miasto,okazuje sie byc niezlym miejscem wypadowym na okoliczne piaszczyste dzikie plaze, zatoczki i wydmy, ktore potrafia zachwycic kazdego, ba nawet najbradziej wybrednych fanatykow plazowania. Za mniej niz 25 euro, ( autobus 1/10 tej ceny) taksowka wywozi mnie za miasto. Po 45 minutach jazdy laduje w raju.
Jestem w malym Cumbucu. To wioska z przepiekna piaszczysta plaza... lazurem wody i setkami kite surferow, ktorzy mam wrazenie zaracili sie w grawitacji. Cisza i spokoj. Wedrujac kilometrami plazy przypadkiem trafiam do ukrytej w palmowym gaju malej tawerny. Kilka desek na krzyz robiacych za krzesla, fotele i garkuchnia z wilka mama brazylijska robiaca za kucharke. Jestem w domu. Kupuje lodowate brazylijskie piwo Skol , zamawiam pol kilograma grilowanych krewetek, i zapominam o Bozym swiecie.
Pomysl jednodniowego wyjazdu nad wodospady Iguazcu pojawil sie podczas lezenia plackiem na plazy w Canoa Qebrada. Czasem, takie opalanie moze zaowocowac naglym i trafionym pomyslem. Brazylijskie linie TAM mialy niezle oferty i za niewielkie pieniadze mozna bylo wyskoczyc z Sao Paulo na calodniowy wypad do Iguacu. Wodospady lezace na granicy Argentyny i Brazylii, maja swoj niepowtarzalny charakter, klimat i piekno w jednym. Szerokie , bo ponad 4 kilometrowe wody spadaja z hukiem w 14 wodospadach w 82 metrowa przepasc by chwile pozniej splynac wawozem nazwanym "Gardziela Diabla". Brazylijska czesc uchodzi za najbardziej widokowa. Pocztowkowe widoki, natura w calej krasie, piekno, szum wody i... paskudny, betonowy gigant w tle. Hotel Sheraton. Spogladajac na tak obrazoburczy widok w miejscu, ktore powinno zachowac piekno samo w sobie, dziwi czlowieka drugi czlowiek. Zadziwia, jak mozna wybudowac taka szkarade w zasiegu wzroku. Wszystko podejrzewam ma swoja cene, a niemieckie i amerykanskie tylki z radoscia wylegujace sie w hotelowym, betonowym basenie z drinkiem w reku, zerkaja na piekno natury, magie wodospadu, atrakcje ktorej chcieliby byc czescia.
Iguacu zachwyca. Dzwiek spadajacej z impetem wody, wymieszany z piskiem i spiewem ptakow, szumem tropikalnej roslinnosci jest nie do podrobienia.I choc chwilami zdajemy sobie sprawe ze calos wyglada jak dobrze zorganizowany park rozrywki dla turystow w kazdym wieku ,to choc na chwile, warto o tym zapomniec.
Sao Paulo to gigant. Olbrzym. Najwieksze miasto Brazylii i Ameryki Poludniowej. "Uwazaj gdzie chodzisz, uwazaj z kim rozmawiasz..miasto jest bardzo niebezpieczne"...takie i inne"newsy" mozna wyszperac w internecie na temat Sao Paulo. Przyznam sie, ze choc zawsze chcialem tam pojechac, to mialem malego stracha, czy rzeczywiscie jest tak niebezpiecznie, jak sie slyszy i czyta. Po kilku dniach pobytu, tylko 4 wniosek pojawil sie sam. Sao Paulo jest moje.To takie miasto, ktore ma setki ukrytych niespodzianek. Kazda ulica, kazdy rog, bar, czy park maja swoj klimat, dusze i proponuja przygode .Spacer w dzielnicy Jardins przypomina walesanie sie ulicami Paryza, Barcelony czy Madrytu. Jest niesamowicie europejsko. Ta olbrzymia metropolia przepelniona jest tetniacym bitem, wspanialym nocnym zyciem ( ja sam, juz tylko dla night life'u, zdecydowalem sie wrocic tam latem w 2011). Chcac byc wrednym rzeklbym, ze Sao Paulo ma to czego brakuje Rio: luzu i charyzmy. Jest przepelnione latajacymi na glowami helikopterami, ktore okazuja sie byc nowymi srodkami transportu publicznego bogatej mniejszosci brazylijskiej, ladujac na prawie kazdym dachu wiezowca. W samym sercu miasta znajduje sie wysoki na 168 metrow wiezowiec "Edificio Italia"z olbrzymim tarasem i elegancka restauracja na dachu. Wjazd winda gratis i juz po chwili staram sie obejmowac wzrokiem nie majace konca miasto. Udarza ogrom Sao Paulo, jego wielkosc i rozmach. Zaraz za rogiem, znajduje sie cudenko architektury modernizmu lat 50tych. Slynny apartamentowiec Copan Building zaprojektowany przez giganta brazylijskiej architektury Oskara Niemeyera. Piekno i klasa, a zarazem jeden z najczesciej fotografowanych budynkow w miescie. Wciaz zachwyca pomimo uplywu lat.
Uliczki odchodzace od glownej aorty miasta Avenidy Paulista, tetnia zyciem w porze lunchu i o 4 nad ranem kazdego dnia w tygodniu...a okolice Rua Haddock Lobo, to najbardziej prestozowe zaglebie eleganckich butikow wloskich projektantow,galerii sprzedajacych obrazy brazylijskiego podziemia artystycznego i najlepszych restauracji w miescie. Mozna sie zgubic spacerujac, popijajac wino i sluchajac wspanialego brazylijskiego loungu w miejscowych clubach i knajpkach, aby na koniec odnalzec sie i odpoczac w jednym z pieknych parkow. Okoliczny Sigueira Campos jest jak srodek amazonskiej dzungli, dziki i ciemny, piekny i w samym centrum miasta.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Bardzo ciekawa podróż - zarówno opis jak i wspaniałe zdjęcia, fantastycznie oddające klimat odwiedzanych miejsc. Zwłaszcza Olinda i Canoa Quebrada zrobiły na mnie duże wrażenie i zaostrzyły apetyt na Brazylię. Z zainteresowaniem przeczytałem dyskusję na temat wrażeń z podróży, sposobu podróżowania, bezpieczeństwa itd. Wydaje mi się, że obie strony mają sensowne argumenty - tyle, że bliżej mi jednak do poglądów Łukasza. Pozdrawiam.
-
Przygladnalem sie teraz uwazneij Twojej podrozy - dobrze sie czyta :-) Brazylia to czywiscie wielki kraj i nie sposob go calego ogarnac w jakims rozsadnym czasie wiec wiadomo, ze byloby duzym przypadkiem gdybysmy byli w dokladnie tych samych miejscach, ale i tak mamy stosunkowo sporo wspolnych punktow.
Dzieki za wizyte u mnie i lacze noworoczne pozdrowienia :-) -
fantastyczny opis :) i znów ciało zostało w pracy natomiast duch jest daaaaleko :D
-
Jestem pod dużym wrażeniem. Fajnie opisane i pokazane. Bardzo fajny dobór dobrych zdjęć. Od razu zapragnąłem tam pojechać :)
Wtrącę dwa słowa w kwestii bezpieczeństwa. Jestem turystą 'zorganizowanym' i nie zjechałem jeszcze tak wiele jak wielu z Was. Ale np. Peru i Boliwię wspominam bardzo pozytywnie. Poruszałem się wiele sam, wstając wcześnie rano, albo łażąc późnym wieczorem. Tylko w Limie czułem się nieswojo. Poza tym, bez żadnych problemów. Także nikogo z naszej wycieczki nie spotkało nic złego. W tym roku byłem w RPA - wiem że to inny kontynent :), o którym nasłuchałem się tyle strasznych opowieści, że zastanawiałem się, czy w ogóle brać lustrzankę... I znowu, poza centrum Johanesburga, czy 'strefą niczyją' w Durbanie (obszar między hotelami na plaży a centrum), czułem się bezpiecznie. Także nic nikomu złego się nie przytrafiło.
Nie zamierzam twierdzić, że wszędzie jest bezpiecznie itp. Przychylam się do twierdzenia, że turyści sami często prowokują problemy. W Katowicach także są miejsca, gdzie nie pójdę sam z aparatem robić zdjęcia, bo pewnie wróciłbym bez niego...
Dzięki za kolorową i bARdzo smaczną podróż.
Pzdr/bARtek -
Abstrachujac od calej polemiki na temat bezpieczenstwa i wszystkich plusow za i przeciw podrozowania po Ameryce Poludniowej, nie sposob nie zgodzic sie z tym co napisal Michal (chelsea79) odnosnie deprecjonowania turysty, ktory podrozuje w sposob zorganizowany z biurem podrozy. Niezaleznie od sposobu i kto nam organizuje wyjazd, dla mnie liczya sie checi i sama incjatywa podejmowana przez ludzi, wyjazdu w rozne zakatki swiata, dzieki czemu mozemy poszerzac nasze horyzonty wiedzy, nabywac cenne doswiadczenia obcowania z inna kultura i obyczajami w mysl powiedzenia "podroze ksztalca" a nade wszystko mozemy w sposob naoczny zobaczyc jak bardzo roznorodna a przez to piekna jest nasza planeta. Pozdrawiam.
-
W takim wypadku nie wiem, albo ja mialem cholernie duzo szczecia albo moi znajomi tez jakims cudem przezyli podrozowanie po Ameryce Pld. Byc moze duzo sie pozmienialo na gorsze, nie wiem ja w Wenezueli bylem w 2004 roku, razem z kumplem poznanmym na travelbicie przejechalismy od wybrzeza karaibskiego przez delte orinoko po Roraime i amazonke, i cale wybrzeze wschodnie Brazylii az do Rio i Sao paulo. Nie mielismy jakis niebezpiecznych przygod ani razu, poza czestymi i natarczywymi kontrolami w autobusach gdy przemieszczalismy sie po kraju...trzepali zawsze nasze bagaze, przesluchiwali i to bardziej irytowalo niz meczylo. Rok wczesniej bylismy w Peru i Boliwii, i tez nie odczulismy jakos przykrych doswiadczen, spalismy w hostelach, jezdzilismy stopem,busami i koleja... ani razu nie bylo strachu. Dopiero jak bylem za drugim razem w Wenezuelii, mialem nieciekawa historie przed odlotem z kraju, podejrzenie o przemyt koki, i duze nieprzyjemnosci z tego powodu. Opisze to wkrotce w podrozy z Wenezueli na Kolumberze. Odnosnie Kolumbii, nie bylem ale moje dwie znajome, ( dwie super sexy dziewczyny przejechaly cala srodkowa ameryke i poludniowa) wlasnie w okolicach Cartageny zostaly ograbione i grozono in nozem, ale jak jedna z nich powiedzila , same sie prosily o to, szwedajac po slamsach z wielkim Nikonem w reku.
Wiesz, nie wiem czy tez to zauwazyles, ale wydaje mi sie ,ze czesto problemem backpakersow jest ta niesamowita i czasem absurdalnie chora chec dotarcia tam gdzie jest malo turystow, czyli wlasnie lazenie po miejscach ,ktore z reguly sa omijane nawet przez miejscowych. Ta dziwna chec zrobienia fajnych zdjec, nieraz konczy sie w niemily sposob, i sam wielokrotnie sie prawie na tym zlapalem, chcac zapuscic sie troche w dalej winne dzielnice czy uliczki. Wtedy zwycieza zdrowy rozsadek.
odnosnie Wenezuelii do chelsea79.
Polecilbym Wenezuele smialo, mysle ze glowa na karku i znajomoscia hiszpanskiego ( znasz?????) mozna fajnie spedzic tam czas, wybrzeze jest genialne , piekne i unique...plaze niesamowite i milo wspominam ludzi. Wenezuela jest przyrodniczo rewelacyjna, Roraima, Gran Sabana,wodospad Salto del Angel, delta Orinoko sa unikatami, ale pamietaj ze to jest kraj dla szalencow ktorzy lubia z plecakami jezdzic po kraju, szwedac sie po lasach tropikalnych i lazic po gorach. Normalna turystyka w Wenezuelii w ogole nie funkcjonuje poza wyspa Margarita i archipelagiem Las Roches. Caracas jest wielkim molochem , bardzo niebezpiecznym, ja sie dziwnie czulem chodzac z kumplem po ulicach, nie widzielismy zadnych bialych na ulicy, i sami bylismy atrakcja. Nawet kobieta w recepcji hotelowaj, widzac nas wychodzacych, pytala sie dokad sie wybieramy, jakby chciala zapytac " Oszaleliscie?". -
Mnie Twoja argumentacja dalej nie przekonuje, zresztą wystarczy wskoczyć na jakiekolwiek fora backpackerskie poświęcone Ameryce Płd., gdzie aż roi się od ostrzeżeń co do bezpieczeństwa na tym kontynencie. Generalnie Ameryka Płd. nie jest uważana w światku backpackerskim za bezpieczny kierunek wojaży. Mnie poczucie zagrożenia nie odstepowało na krok w Wenezueli. Dobrego kolegę perfidnie okradziono w Rio, a trzy dni później w Buenos Aires. Koleżance przystawiano spluwę do głowy w Limie, jeszcze inną wywieziono na odludzie taksówką, żądając pieniędzy i zastraszając. Na dniach czytałem tu na Kolumberze relację Jolanty (Jolantas1955), którą podobnież opędzlowano w Limie. Nieraz też słyszałem o sytuacjach śmiertelnych niestety. Jeszcze kilka przykładów mógłbym wrzucić. Ale wydaje mi się, że to wystarczające,by stwierdzić o bezpieczeństwie tego kontynentu.
Z tego co mi wiadomo, w miarę bezpiecznie jest podróżówać backpackersko po Ekwadorze, Chile czy na dziś dzień również po Kolumbii.
Twoje przypadki są tylko bezpieczną przystanią na wzburzonym i niebezpiecznym morzu, jakim jest South America. Być może podróżowałeś w większej grupce osób ? Nie chce mi się wierzyć , że pozwoliłes sobie na tym kontynencie na włóczenie się, gdzie Ci się podobało i o jakiejkolwiek porze. -
Pieknie, pieknie , ale sie porobilo... arumenty za i przeciw, opisy, rekomendacje i jedna wielka dyskusja. Jak juz wczesniej napisalem , bede , byc moze to zabrzmi glupkowato ,ale z uporem maniaka bronil Brazylii, i choc kazdy ma tutaj prawo napisac swoje zdanie, to jedak widze, ze z Markiem polemizowac nie bede, bo zaskakuje mnie coraz mocniej. Jako doswiadczony podroznik i turysta( o czym swiadczy jego mapka na profilu) wicaz zastanawiam sie dlaczego uparcie trwa w tej negacji Brazylii, bedac tam tylko 11 dni w najgorszym z mozliwych miejsc w kraju ( bo choc wybrzeze jest milusie i cacy to ma sie nijak do calosci) i jak juz wczesniej napisalem i jak zauwazyl kornomaniac11, nie mozna pisac takich anty opinii po wizycie w takim miejscu.. a texty typu "Całe to powszechne przeświadczenie o wakacyjnym stylu życia.luzie i wiecznej fieście są bytem medialnym.Na miejscu wygląda to inaczej.Ludzie są ospali ,zgorzkniali i niezbyt sympatyczni,a przeważnie wręcz wrodzy." , to juz w ogole zdecydowana przesada i bledny wniosek. To jest kraj tak nafaszerowany przeyjazdnymi ludzmi, sympatia i energia bijaca od mieszkancow, radoscia, muzyka i zabawa... ale trzeba troche wiecej zobaczyc i tyle. Ah... Mysle, ze po prostu wybrales zle miejsce na rozpoczecie zwiedzania tak gigantycznego kraju... i jak juz wczesniej zaznaczylem,to tak jakby nagle wyladowac w Inowroclawiu i powiedziec, ze Polska jest do bani i przereklamowana bo kilku dresow pod obdrapanym blokiem spojrzalo sie bykiem na ciebie.
Odnosnie tego co napisal Milanello80, tez po czesci sie zgodze...Azje zaczynam dopiero odkrywac, poza Chinami , Japonia malo wciaz widzialem, i zgadzam sie ze Azjaci to mili, przyjazdni ludzie, choc wrzucanie Brazylii i Wenezueli, do worka z napisem Ameryka Poludniowa, nie dla turystow to chyba ciut na wyrost. I nie podpisze sie pod tym ,ze to kontynent nie przyjazdny turystom bo to klamstwo. Bywalem na kontynencie kilkakrotnie objechalem cala Bolwie i Peru , Brazylie , Wenezuele ,wpadlem do Argentyny i tylko w Wenezuelii mialem jakies niesmaczne sytuacje, ale urok tego kraju pozwolil mi juz onich zapomniec, i byc moze Wenezueli jak juz napisal Milanello80 nie polecalbym do samotnego zwiedzania. Peru, Argentyna to fantastyczne miejsca dla podrozujacych na wlasna reke, Boliwia podobnie jak Peru okazlay sie rewelacja ponad wszystko inne, cepelia i oryginalem samym w sobie.
Poza tym Ameryka Poludniowa, co doswiadczylem ja i paru moich znajomcyh ktorzy przejechali ja wzdloz i wszerz , nie akceptuje zbytnio jezyka angielskiego, ciezko sie dogadywac bez chociazby podstawowych znajomosci hiszpanskiego czy portugalskiego w przypadku Brazylii, co jest absolutna podstawa chcac zwiedzac tamtejsze kraje na wlasna reke. -
Pięknie, tak uczenie się zrobiło na niniejszej stronce. Każdy przedstawił swoje argumenty, każdy ma rację na swój sposób i co najważniejsze umiał ją przedstawic w kulturalny i wywazony sposób. Czapki z głów. Każdego z Was argumenty trafiają do mnie. Niemniej pozwolę sobie na puentę. Oczywiście to moja opinia i poddaję ją pod dyskusję, zresztą być może troche się powtarzam.
Znacie już moje preferencje podróżnicze i je podtrzymuję. Nie ma na świecie miejsca tak bogatego kulturowo, cywilizacyjnie również oraz przyrodniczo jak Azja. Gdziebys nie pojechał, ludzie są niesamowicie mili i serdeczni, ciekawi naszej "białej" wizji świata, wręcz ma miejsce kult białego. Oczywiście trochę inaczej ma to miejsce w arabskiej części Azji. Podróżowanie po Azji jest bezproblemowe, bezpieczne i pelne wrażeń.
Ameryka Płd, coż przyrodniczo jest przepiękna, może nawet bardziej niż Azja, ale już kulturowo zdecydowanie mniej. Poza tym nie można tam, tak jak w Azji wyjść sobie wieczorem na ulicę i pobyc z miejscowymi. Ameryka Płd to niestety niezbyt przyjazny turyście, zwłaszcza temu niezorganizowanemu, backpackerowi, kontynent. Jakże inne piętno odcisnął kolonialzim na kontynencie azjatyckim a amerykańskim. I mimo, że cholernie mnie tam ciągnie, póki co kieruje swe mysli ku Azji -
Ja pisałem o własnych odczuciach odnośnie Brazylii i mojej percepcji tego kraju.Po prostu mi się tam nie spodobało.Brazylia ma znakomitą markę turystyczną,jedną z najlepszych na świecie .Ale nie do końca na nią zasługuje,najwyżej pod względem przyrodniczym.Całe to powszechne przeświadczenie o wakacyjnym stylu życia.luzie i wiecznej fieście są bytem medialnym.Na miejscu wygląda to inaczej.Ludzie są ospali ,zgorzkniali i niezbyt sympatyczni,a przeważnie wręcz wrodzy.Zabytki są mało imponujące ,osiągnięcia cywilizacyjne jeszcze mniej.Zgadzam się natomiast z opinią Milanelo odnośnie Azji,.Byłem w kilku krajach i każdy z nich mnie zachwycił swą idealną wręcz mieszanką kulturowo - przyrodniczą okraszoną wspaniałymi i przyjaznymi ludźmi.W wielu krajach byłem krótko,czasami dzień ,ale to wystarczyło mi na wyrobienie sobie opinii o nich.W Niemczech spędziłem w latach 80. około roku ,ale wyrobiłem sobie opinię [bardzo dobrą!] o tym kraju po 2 dniach i potem jej nie zmieniłem,Na Haiti byłem ledwie kilka godzin ,ale wiem czym tan kraj pachnie i jak bardzo różni się od Dominikany ,którą gorąco polecam.Brazylii przyglądałem się 12 dni.Wystarczyło.Na dobrą sprawę,można też powiedzieć ,że nie znam, też właściwie Polski,choć zwiedzam ją od 40 lat i byłem w prawie każdym jej zakątku.Nawet powiem ,że im bardziej zwiedzam swój kraj ojczysty ,tym trudniej mi posiąść jakąś jednoznaczną opinię o nim.W przypadku każdego kraju pozostaje impresja, dobra lub zła.Pamiętam moje obawy względem Etipopii ,która ma wyjatkowo złą prasę i kojarzy się z głodującymi dziećmi.Tymczasem jest to jeden z najbardziej fascynujących krajów spośród 60 ,które odwiedziłem ,a więc rzeczywistość znacznie wyprzedza fatalną markę Etiopii.W Brazylii na odwrót.Podsumowując ,każdy z nas ma rację.Traveluk pokazując i opisując swój zachwyt nad barwami Brazylii , i ja pisząc o swoim rozczarowaniu.Po prostu dzielimy się swoimi impresjami,których doznaliśmy.Jeżeli ktoś chce mieć swoje ,niech tam pojedzie .To najlepszy sposób na własną impresję..
-
Akurat merytoryczność dotyczyła tutaj polemiki słownej między travelukiem a Markiem (przedpole). Wydaje mi się, że ciężko oceniać jakiś kraj po pobycie w jakimś tylko skrawkowym miejscu i w krótkim w dodatku przedziale czasowym. Bynajmniej merytoryczność nie dotyczyła mojej filozofii podróżowania, choć jak wiesz jest mi bardziej przyjemna. Nie znaczy, że skreślam wyjazdy organizowane, sam pisałem, że taką Weneezuelę to raczej polecałbym z biurem niż samotnie.
Co do miejsc takich jak Punta Cana, znasz moje zdanie nie od dziś, wiele razy je przejawiałem. Generalnie za długo nie usiedziałbym tam. Raczej ciągnęłoby mnie do cudownego dominikańskiego interioru. Co nie znaczy, że je odradzam. Czymś takie miejsce musiało zachwycić skoro stało się magnesem dla tłumów skomasowanej turystyki. Ja jednak, z natury spokojna i romantyczna dusza, stronię od takich zbiorowisk.
W każdym razie, do tego zmierzam, każda destynacja jest podróżniczą, bo w gruncie rzeczy każdy podróżnik, czy to włóczęga, czy to zorganizowany turnusowiec odbywa podróż, więc tu raczej nie ma co rozgraniczać.
Generalnie więc nie widzę tu sprzeczności naszych stanowisk, a conajwyżej inny sposób patrzenia na podróżowanie. Niemniej pasja, wydaje mi się, niezależnie od tego jak się podróżuje, nas łączy. I niech tak zostanie :) -
A sama relacja wielce ciekawa. Jak pisałem ideowo mi blisko ku Ameryce Płd., ale wolicjonalnie ostatnio coraz mniej. Czasem trzeba wiedzieć kiedy wyjść z kasyna. A dla mnie właśnie tak jawi się ten kontynent. Oczywiście zaraz zajrzę do zdjęć. Co do tego, że Brazylia i Ameryka Płd jest fotogeniczna, nie ma żadnych wątpliwości.
Pozdrawiam -
Pozwolę sobie i ja zabrać głos w dyskusji. Generalnie najbliżej mi argumentom Traveluka. Wydają mi się najbardziej merytoryczne i sensowne, choć po cżęści każdy ma rację. Generalnie jednak trzymam jego stronę z uwagi na podobną filozofię podróżowania i doświadczania przeżyć w podróży. I zdanie o Malediwach, ot choćby. I ja się nie widzę w takich miejscach. Widzę, że jesteśmy synami jednej szkoły filozoficznej :)
W Brazylii mimo, że nie nie byłem to wiele o niej czytałem i słyszałem. Generalnie, i jest to aksjomat niezaprzeczalny, cała Ameryka Płd. jest niebezpieczna i z tego względu niezbyt przyjazna turystom. Multum znajomych zostało tam ograbionych, zastraszonych, wielu backpackerów raczej niezbyt dobrze wypowiada się o tym kontynencie. Jakże inaczej w tej kwestii przedstawia się Azja. Co jednak nie zmienia faktu, że Ameryka Płd. obfituje w miejsca piękne, kusi zwłaszcza przyrodniczo i kulturowo. Było mi danym być w Wenezueli, kraju cudownym przyrodniczo, nawet chyba mój top - Azja, nie może się jej równać pod tym względem, ale nikomu nie polecam podróżowania po tym miejscu, no chyba że będac wiedzionym za rączkę przez biuro podrózy. Moja wyprawa po Wenezueli, typowo włóczęgowska, backpackerska to wyprawa z dozą podwyzszonej adrenaliny. Na każdym kroku trzeba być czujnym, uważać na agentów, miec oko na własne bagaże. Wydaje mi się, że porównując moc atrakcji do stopnia zagrożenia, czasem nie warto być aż takim hazardzistom. To samo zresztą słyszałem o Brazylii, gdzie kilku znajomych, ale ostatnio choćby i słynna celebryta, zostali perfidnie opędzlowani z przybytku.
P.S. Chelsea - pytasz o Wenezuelę, polecam owszem, ale tylko z biurem podróży, choć uważam że jest kilka, zwłaszcza w Azji ciekawszych destynacji, gdzie Twoja biała twarz spotka się z serdecznym , a nie zakłamanym usmiechem miejscowych. -
Witam. Pozwole sobie wtracic swoje 3 grosze odnosnie Brazyli. Bylem rok temu w listopadzie w Salvador de Bahia i w Rio czyli widzialem nie wiele i moja ocena kraju ogranicza sie tylko do tych dwoch miejsc. Ale na podstawie tego co zobaczylem, uwazam Brazylie za kraj ktoremu trzeba poswiecic minimum kilka wizyt aby moc w pelni sie wypowiadac na jej temat i docenic jej walory poniewaz kraj ten oferuje niezliczona ilosc ciekawych, niesamowitych miejsc, tak roznorodnych ze nie sposob sie nudzic. Od pieknych plaz, zabytkowych miast z kolorowa architektura budynkow po dzika przyrode, znana mi jedynie do tej pory z filmow przyrodniczych. Osobiscie w Brazyli spedzilem niezapomniane 2 tygodnie i z pewnoscia tam jeszcze wroce nie raz i nie dwa. Oczywiscie kazdy podrozuje w innym celu i z roznym nastawieniem, nie mniej jednak ocenianie danego miejsca po jednej wizycie podczas ktorej tylko lizniemy to wszystko co kraj oferuje i nazywanie go "przereklamowanym" jest mocno krzywdzace i zupelnie sie z tym nie zgadzam. Brazylia na pewno nie jest przereklamowana, ja porownuje ten kraj do egozotycznego owocu, chcesz go zasmakowac i lepiej poznac, musisz go rozgryzc i poswiecic mu troche czasu aby moc w pelni nacieszyc sie tym niepowtarzalnym, intensywnym smakiem, ktory nie sposob porownac do innego. Viva Brasil ! Pozdrawiam
-
dokladnie napisales to co chcialem uslyszec: "jeżeli ktoś chce jechać na łatwy i nie wymagający żadnego wysiłku raj myślę ze Punta Cana jest idealnym tworem na takie wypady", to jest bardzo trafne okreslenie Punta Cana, ja dluzej bylem w samym Santo Domingo. No wlasnie plaze to glowny urok tych miejsc, a dla mnie to troche za malo, tak samo nie wyobrazam sobie wypadu na Malediwy, bo chyba by, umarlbym tam z nudow, a osobiscie jedne z najpiekniejszych plaz jakie widzilem byly na Hawajach i na wybrzezu Wenezueli i do dzis ich nic nie pobilo...
-
hmmm, napisalem "moze byc" przereklamowana:-) Wiesz , jestem zwolennikiem, wypadow troche w ciemno, tzn bilet lotniczy, kilka rezerwacji w hotelu a dalej na zywiol:-) Punta Cana , to sztucznie stworzone miejsca na potrzeby biznesu turystycznego, gdzie poza palmowymi plazami pelnymi grubasnych niemcow i holendrow oraz lazurem morza nie maja za bardzo co zaoferowac, nie wliczam tutaj plywania na bananie czy mozliwosci poglaskania delfina To sa miejsca z wielkimi resortami turystycznymi od ktorych ja staram sie trzymac jak najdalej. Punta Cana to taki raj dla emerytow.... choc Karaiby sa boskie!
-
bardzo ciekawa relacja:) nie ma jak to intensywne lenistwo:)
-
Dzieki za odzew, ja bede Brazylii bronil, bo uwazam ze jest wyjatkowym krajem, a slowo "przereklamowanie" jest zdecydowanie na wyrost, bo przereklamowany to jest Egipt czy Tunezja, Paryz moze byc przereklamowany..choc nie koniecznie, ale jak mowie, za malo widziales prawdziwej Brazylii, bo nawet okolice Fortalezy maja sie nijak do calosci. Zreszta to co piszesz, cytuje :"Przed każdym domem jest hamak i on jest ciagle zajęty.tak jakby wszyscy byli tam na urlopie lub na feriach szkolnych" to jest wlasnie ta hiszpanska "maniana", ten ich luz ,brazylijska zabawa, siesta, klapki na nogach, hamak...zero pospiechu, czego nam Polakom brakuje. Odnosnie Wenezueli, bylem tam rowniez dwa razy, i jezeli chodzi o kliamat i nature to podobnie jak Brazylia jest unique, numer jeden, piekna i dzika, aczkolwiek w Wenezueli, jezdzac po kraju przez ponad miesiac, mailem nieprzyjemne sytuacje, proby kradziezy, machanie gnatem przed nosem i fatalne zachowanie celnikow na lotnisku, ktorzy wywiezli do polowego szpitalu mnie i paru znajomych podejrzewajac ze wywozimy z kraju dragi, masakra i opwiesc na inny temat, a samo Caracas jest miejscem gdzie nie zobaczysz bialego na ulicy, a w hotelach mundurowi z bronia maszynowa stoja pod kazda winda i masz wykrywacze metali przed wejsciem do budynku. Ale jak mowisz, subiektywne odczucia robia swoje...choc zawsze uwazam trzeba zobaczyc troche wiecje, i dopiero oceniac kraj.
-
Tak ,byłem z biurem ,ale nie byłem przywiązany do hotelu ,tylko większość czasu spędziłem poza Fortalezą,która ma zresztą całkiem sympatyczną starówkę.Prowincja jest o wiele ciekawsza ,zwłaszcza przyrodniczo.Na ogół złe wrażenie robią mieszkańcy i ogólne wrażenie cywilizacyjne , to wypada w Brazylii najgorzej.Przed każdym domem jest hamak i on jest ciagle zajęty.tak jakby wszyscy byli tam na urlopie lub na feriach szkolnych.Irytowało mnie ,a czasami przerażało to złe spojrzenie w oczach tubylców skierowane na turystów.Nie czułem się tam dobrze i do Brazylii nie wrócę.O wiele przyjaźniejsza ,i równie atrakcyjna,jest Wenezuela.To jest kraj ,który mogę naprawdę polecić.A Brazylia jest na pewno przereklamowana.Dobra turystyczna marka potwierdziła mi się np. w Tajlandii,Sri Lance czy Tanzanii.A w Brazylli przeżyłem rozczarowanie.Ale oczywiście jest to subiektywne odczucie i rozumiem ludzi ,którym te klimaty odpowiadają.Pozdrawiam
-
do "przedpole". Dzieki za komentarz, wiesz Brazylia jest takim krajem ktory trzeba troche poznac, to jest moje skromne zdanie. Sam napisales, ze byles tylko w Fortalezie i okolicy plus Jeri.., hmm poza Jeri, to trafiles w najgorsze z mozliwych miejsc Brazylii, Fortaleza jest paskudnym miejscem do rozpoczecia poznawania kraju, malo tego podejrzewam ze byles z biurem podrozy, czarterem, bo glownie tam turysci laduja i okupuja okoliczne plaze.... to jest tak jabys Polske zaczal zwiedzac od np Kielc, abo Inowroclawia i wywnioskowal ze jest beznadziejnie. Brazylia jest boska i nieslychanie piekna, nie zgodze sie z tym co napisales, i podejrzewam ze malo kto sie zgodzi. Musialbys zobaczc takie miejsca jak Rio, okolice Salvadoru, Florianopolis, niesamowity Manaus, poplywac po Amazonce czy poleciec na wyspy Fernando de Noronha by pisac tak mocne slowa. Bo szczerze powiedziawszy przereklamowana moze byc Punta Cana , czy Varadero na Kubie, ale nigdy Brazylia. Ja bylem drugi raz po 6 latach i wrocilem ponownie zachwycony, zakochany i wiem, ze wciaz przede mna wiele niesamowitych miejsc w Brazylii, wartych zobaczenia.
-
Ciekawa relacja okraszona zachęcającymi zdjęciami.Z tej trasy byłem tylko w Fortalezie i okolicach ,w tym na rajskiej plaży w Jericocoala , ponoć -wg Amerykanów - najładniejszej na świecie.Brazylia zrobiła na mnie kiepskie wrażenie .Uważam ,że jest turystycznie ewidentnie przereklamowana.Pod względem przyrodniczym - to rzeczywiście I liga ,ale cała reszta - szkoda gadać. Drugi raz na pewno tam nie pojadę .Mam wybór wśród ponad 120 krajów ,w których jeszcze nie byłem.
-
Wspaniała lektura na zimowy wieczór. Można się rozgrzać, rozmarzyć, nasycić kolorami i zgłodnieć. Fajna relacja. :-)
-
Niezwykle interesująca relacja. Brazylia ciągle chodzi mi po głowie. Najbardziej zaskoczyłeś mnie ... Sao Paulo, regularnie pomijanym przez osoby wizytujące Brazylię. A Twoja relacja z tego miasta sprawiła, że koniecznie chciałbym je zobaczyć :-)
-
Lukasz, fantastyczne foty, pelne kolorow, cudownych plaz, niesamowitych smakow, klimatycznych i urokliwych zakatkow. Milo sie oglada kiedy za oknem bialo i zimno. Wodospady Iguacu to jedeo z moich podrozniczych marzen. Niesamowite miejsce. Gratuluje podrozy. Pozdrawiam
-
Miło mi sie powspominało znane mi miejsca z Twoich zdjęć.
Z Natal do Fortaleza mozna pojechac 700 km małym buggy wzdłuż niekończących się plaż. Nie wiem czy znany Ci jest któryś z odcinków tej trasy. Zauważyłem również, że miałęś więcej wody w Iguacu niż ja :-)