Czytałam książki podróżnicze o dalekich krajach, indianach, dżungli amazońskiej i jej wspaniałej wiecznie tryskającej zielonością przyrodzie. Dżungla dziewicza, nietknięta  ręką cywilizacji, w której życie trwa w niezmienionej formie od tysięcy lat.

Pewnego dnia przyjechałam do PuszczyBiałowieskiej. Weszłam do domku opartego o ścianę lasu i bagien. Upał który przewalił się ciężko przez cały dzień, chylił się juz ku wieczorowi. Weszłam do pokoju w którym miałam spać, otworzyłam okno i... osłupiałam. Przez okno wdarły się dźwieki otaczającej przyrody, zalewając cały pokój i przestrzeń wokół mnie- głośne ujadanie świerszczy, które próbowały przekrzyczeć się z całym światem, a w tym momencie z jakimś piłowaniem, trzeszczeniem niemiłosiernym, które okazało się być derkaczem ryczącym wprost do mego okna, mieszał sie z chichotem żab z pobliskich mokradeł, o świergoleniach, pilipkaniach, gwizdaniach i kukaniach setek ptaków o nazwach kompletnie mi nieznanych nie wspomnę.

Jak zasnę w takim hałasie? Zamknęłam okno próbując jednocześnie powstrzymać setki komarów wylęgłych na bagnie, które buczały wokół  jak armia gotowych do ataku samolotów. Na wpół oszołomiona i zachwycona  zeszłam na dół do gospodarza.

- Znajduję się w dżungli ! Macie tu jakieś węże?

-Tak. Mieszkają w stawie koło domu.

Z wrażenia usiadłam.Tak odkryłam moją białowieską dżunglę.

 

Na początek słowa Adama Wajraka, które stały się moim mottem:

 

"Są jeszcze takie miejsca na świecie, gdzie przyroda rządzi się swoimi prawami. Takimi punktami są wyspy Galapagos, archipelag Svalbardu na północy, może Park Krugera w Afryce. Nawet nieprzebrana dżungla amazońska nie jest zwartą masą, ale zbiorem mniej lub bardziej gęstym takich właśnie punktów, między które wdarł się już człowiek. Specjalnie piszę, że są to punkty, a nawet można by rzec punkciki. Bo choć z naszej, ludzkiej perspektywy wciąż mogą wydawac się ogromne, to jednak z punktu widzenia przyrody są to właśnie punkciki. No i takim punkcikiem na mapie jest Puszcza Białowieska.

Puszcza Białowieska to nie jest normalny las. To leśny dinozaur, mamut, który nie podzielił losu innych, podobnych jej puszcz. Przecież po pozostałych puszczach z ich puszczańskiego charakteru pozostała już tylko nazwa. Po innych nie zostały nawet nazwy na mapach. A ta puszcza, ta drobinka, ta kropeczka się ostała. Nie ostała się tylko z nazwy. Jest jeszcze puszczą jak się patrzy."

http://wyborcza.pl/1,87710,7362727,Ostatni_taki_las.html

  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza Białowieska

Okazało się że nie tylko węże, ale i bobry, które regularnie nawiedzały staw. Gospodarz postanowił zrobić z tym porządek, i stojąc po kolana  w mętnej wodzie puszczańskiej rzeczki wstawiał siatkę zabezpieczającą wejście. Na jego ręce i nogi wpełzały czarne pijawki, które strząsał od czasu do czasu, zajęty swoją robotą, i tylko usmiechnął się pobłażliwie, widząc moja minę...

Bobrów nie zobaczyłam jednak ani tego dnia, ani następnego, ani żadnego innego, bowiem zamieniły sie one dla mnie w nieuchwytne duchy i nijak nie mogłam ich odczarować. Nieopodal wyrastała zielona ściana puszczańskiego lasu. Był początek lata,strzeliste korony drzew szumiały tak samo, jak przed tysiącem lat,kto zresztą wie ile lat ma puszcza?

Istniała tu od prawieków, od zawsze. Dzika,wieczna i tajemnicza przyzywała mnie swoim głosem.Weszłam w zielony gąszcz, i ogarnęła mnie ciemność. Wysoko nad głowami zamykały sie korony starych, kilkudziesięciometrowych drzew, skutecznie broniących dostepu światła do dna lasu. Na ziemi tylko suche liście i patyki, nic tu nie rosło oprócz kilku zielonych konicznynek szczawiu zajęczego.

Spacerowałam wśród drzew żywych i umarłych,niektóre powalone na ziemię,ułamane w połowie dogorywały w ostatnim akcie życia. Nikt tu nie sprząta martwego drewna, które zasiedlane jest przez tysiące różnych gatunków grzybów, robaków, ślimaków, pędraków i Bóg wie czego jeszcze.Doznawałam specyficznego uczucia obcowania z czymś...trudno nawet to nazwać,ale takiego uczucia doznaję w świątyniach.

-Spójrz, tu buchrowały dziki-powiedział mój przewodnik

-Gdzie?-wlepiłam oczy w ziemię,która była dla mnie najnormalniejszą leśną drogą na świecie. Wychowana w miejskiej dżungli nie rozpoznawałam tu niczego oprócz śladów opon traktora.

-Tutaj-wskazał-ziemia jest nieco bardziej wzruszona.Były dziś rano,ślady są świeże. A tu ślad borsuka,ma pięć ostro zakończonych pazurów.Był tu kilka godzin temu.Było też stado jeleni,liczne ślady kopyt.

Mój przewodnik czytał puszczę niby książkę. Dla mnie był to normalny las,ale do niego przemawiał ułamanymi gałązkami,hubami na pniach drzew,szczapami rozrzuconymi na ziemi,spinając szczegółami sens i kolejność fabuły wydarzeń,podczas gdy ja z głupią miną patrzyłam na wszystko dookoła jak dziecko, które uczy się chodzić.

-A tam, na kopie siana na polanie lis-podał mi lornetkę. Rzeczywiście siedział, piekny, rudy z długa kitą,lis jak z bajki- on wie, że tu jesteśmy.

-Jakim cudem wie?-zżymałam się-Przecież jesteśmy tak daleko, niewidoczni,rozmawiamy półszeptem, sama siebie ledwo słysze?!

-Wie,wie..

Lisek czujnie węszył w naszym kierunku, po czym odwrócił się, machnął ogonem, i zniknął w ciemnym lesie.

 

  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza Białowieska

Zabrakłoby mi czasu, gdybym miała opowiadać, jak przedzierałam się przez niedostępne haszcze, gałęzie chłostały mnie po twarzy, jak czołgałam się by wydostać się z nieprzebytej plątaniny korzeni i gałęzi, jak zapadałam sie po kolana w bagno,brnęłam przez pokrzywy po pachy  i wyrywałam poprzyczepiane do mojej skóry kleszcze. Oprócz wygodnych i szerokich dróg dla turystów istnieją w puszczy szlaki nieprzebyte, na których zwalone pnie, bagna i plątanina wszystkiego co tylko można sobie wyobrazić są jak aniołowie stróże postawione u bram raju, by strzegli jego tajemnic przed niepożądanymi goścmi.

Pewnego dnia zobaczyłam jak moja koleżanka wchodząc do lasu położyła rękę na piersiach i zgięła się w pół.

-Co robisz?!-moje oczy zrobiły sie okrągłe jak pięciozłotówki.

-Kłaniam sie lasowi.

-Co?!

-Zawsze tak robię gdy wchodzę do lasu, a wtedy on przyjmuje mnie łaskawie i nie robi psikusów. W przeciwnym wypadku mogłabym wpadać w pajęczyny, gałęzie chlapią po twarzy, a nawet można się zgubić.

Teraz już wiem ,dlaczego zawsze musiałam wpadać w każdą pajęczynę na drodze:-)

 

"Wokoło była ciemność; gałęzie u góry
Wisiały jak zielone, gęste, niskie chmury,
Wicher kędyś nad sklepem szalał nieruchomym,
Jękiem, szumami, wyciem, łoskotami, gromem:
Dziwny, odurzający hałas! mnie się zdało,
Że tam nad głową morze wiszące szalało.

Na dole jak ruiny miast: tu wywrot dębu
Wysterka z ziemi na kształt ogromnego zrębu;
Na nim oparte, jak ścian i kolumn obłamy,
Tam gałęziste kłody, tu wpół zgniłe tramy,
Ogrodzone parkanem traw; w środek tarasu
Zajrzeć straszno, tam siedzą gospodarze lasu,
Dziki, niedźwiedzie, wilki; u wrót leżą kości
Na pół zgryzione jakichś nieostrożnych gości."

Pan Tadeusz,księga IV

Tutaj mogłabym postawić kropkę, bowiem nikt lepiej od naszego wieszcza narodowego nie opisał puszczańskich kniei.

Jak opisać dzikie żywioły, zapadłe trzęsawiska,niedostępne ,ciemne mateczniki po których siedzą duchy niewidoczne, a jednak wyraźnie wyczuwalne szóstym zmysłem, dzisiątki par oczy wpatrujących się w ciebie z uwagą zza wykrotów i drzew, trzaski, krzyki,złowieszcze pohukiwania nad głową, skrzypienie gałęzi na wietrze. Ostra woń dzikiego zwierza, który był tu przed chwilą, jest tak silna, że nawet mój miejski nos wąchający głównie spaliny samochodowe wyraźnie ją wyczuwa.

Nie, nie byłam tam u siebie. Byłam nieproszonym gościem,obcym wtrętem, z uwagą stawiającym każdy krok,bo nie wiedziałam co czeka mnie za chwilę.Brnełam przez  gąszcz, a z pod nóg nagle wyskakiwały z łoskotem  jakieś cielska potężne,spłoszone moim barbarzyńskim wtargnięciem do ich królestwa. Kto to był? Nie wiem, bo haszcze i trawy wieksze ode mnie skutecznie zasłaniały, kto zacz. Może to były potwory. Obwąchiwałyśmy sie wzajemnie, ja z Nią , a Ona ze mną,sam na sam, i najzwyczajniej na świecie bałam się.

I przyszedł dzień ,kiedy oswoiłam pokręcone ścieżki, słońce uśmiechało sie do mnie z nieba, a drzewa specjalnie dla mnie śpiewały piosenki. Już nie czułam sie intruzem na obcym terenie. Moje płuca napełniały się zielonym,wilgotnym powietrzem i radością życia.

-Jestem królem puszczy!-myślałam buńczucznie oglądając odbite w błocie ślady żubra. Wydawały się dość świeże. Nagle tknięta przeczuciem spojrzałam w bok. Kilka metrów ode mnie leżał ogromny żubr i  z napięciem obserwował mój spacer wokół jego szanownej osoby. Tylko zupełnie przypadkiem idąc, nie kopnęłam go niechcący w tyłek.

-Taki z ciebie król, jak z koziej d... trąbka- powiedział.

Nawet nie wiem jak i kiedy znalazłam się z powrotem w domu.

 

  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza Białowieska
  • Kości nieproszonych gości
  • Zaćmienie słońca w puszczy

Kto z nas nie czuje tego dreszczyka rozkoszy, gdy po długiej i ciężkiej zimie słoneczko ogrzewa pierwsze,nieśmiało wyglądające z ziemi kwiatki, żaby opętane miłością szaleńczo kumkają na mokradłach a bociany siedzą już po gniazdach.

Są chwile wywołujące zachwyt tak wielki, że potrafi odebrać dech w piersiach, a wydarza się to w najmniej oczekiwanych momentach np. kiedy otwieramy okno wczesnym rankiem, a tam nad łąkami mgła unosi się ,rozbłyska pierwszymi promieniami słońca, tysiące skrzących kropelek rosy.Chwytający za serce klangor żurawi pomieszany z werblem dzięciołów bębniących po pniach, i las zaczyna pulsować swoja cudowną muzyką świergolenia, pogwizdywania, trelów, ćwirków i kukania.

-Beee...Beeee...-rozległo się nad moją głową. Chyba sie przesłyszałam. Baran w niebie? Latający nad głowami? Zadarłam głowę do góry w poszukiwaniu tego cudu przyrody,ale niestety latającego barana nigdzie nie zobaczyłam.Zobaczyłam za to maleńkiego ptaszka-bekasa, jak się później dowiedziałam, który w dodatku beczy...ogonem!

Taaaak...puszcza zaskakuje mnie zawsze czymś nowym. W środku puszczy spotykają  nas często nagłe, nieoczekiwane zjawiska. Pewnego dnia takie zjawisko zatrzymało się koło mnie z piskiem opon, a z jego wnętrza wyskoczył czarnoskóry osobnik, który wymachiwał wszystkimi kończynami na cztery strony świata i wykrzykiwał cos w swoim czarnym języku. Zrozumiałam tylko tyle, że pytał mnie, czy mówie po arabsku. Nie mówię.

-Wobec tego-zakrzyknał po angielsku-czy mogę ci w czyms pomóc? Może podwieźć cię moim samochodem? Gdzie mieszkasz? Czy jestes tu sama?-pytania wystrzeliwały z szybkościa karabinu maszynowego, nie czekając na moją odpowiedź, z przerwami na szeroki biały usmiech.

-Ja jestem z Afrika! Z Afrika!-krzyczał uszczęsliwiony do granic mozliwości-Przyjechałem do Puszcza Białowieska!

-A ja jestem z Puszcza Białowieska i chciałabym pojechać do Afrika!-odpowiedziałabym, gdybym zdążyła, bo samochód już odjechał.

 

 

  • Łąka
  • Dzięcioł
  • Zawilce
  • Zawilce2

Koniec lutego. Przedwiośnie na razie słychać tylko w prognozach pogody, póki co ostatnich kilka nocy było bardzo mroźnych i obfitujących w opady śniegu,które przystroiły drzewa w grube czapki i białe kożuchy. Puszcza zimą jest jak martwa. Zalegająca w uszach cisza aż w uszach dzwoni,żadego trelu ptaszka,nawet wiatr jakby umarł, nie poruszając żadną, nawet najmniejszą gałązką. Słychać bicie własnego serca, ba-człowiek zaczyna słyszeć nawet własne myśli. Dziwne uczucie. Szłam pośród tej ciszy i nieruchomych drzew jakby pośród ruin starożytnego miasta.

I nagle...ziemia jakiś metr przede mną zaczęła trząść się i unosić do góry. Było to tak niespodziewane, tak nagłe, że stanęłam jak wryta. Spod moich nóg wyskoczyły 2 dziczki, które w kopce starego siana zorganizowały sobie barłóg. Nieduże, dzieciaki jeszcze,spały sobie smacznie wtulone jeden z drugi, i dopiero gdy o mały włos nie nadepnęłam im na głowy zdecydowały się na ucieczkę, chociaż ucieczka w tym wypadku to określenie na wyrost. Dziki były tak słabe, że ledwo trzymały się na nogach, chwiały się na wszystkie strony, z trudnością zrobiły parę kroków i zatrzymały się kilkanaście metrów dalej. Nie miały siły uciekać. 

W barłogu został jeszcze trzeci dziczek, który nadal sobie smacznie spał. Czy jednak? Leżał nieruchomo, a moja obecność nie robiła na nim żadnego wrażenia. Znów wszystko zamarło. Stałam ja,stały one, a to jedno-jeszcze przecież dziecko-leżało. Dziki nie miały siły odchodzić od swego brata, który nie obudził się już z ostatniej wspólnej drzemki.Umarł śmiercią głodową, nie mogąc przez ostatnie tygodnie wygrzebać spod grubej warstwy śniegu wystarczającej ilości pożywienia. W dwóch pozostałych kołatało się jeszcze życie. 

Na przedwiośniu bardzo wiele dzików umiera w ten sposób, szczególnie młodych i słabych. Odwieczny łańcuch życia i śmierci, splecione w nierozerwalnym uścisku. Była to jedna z tych chwil, gdy postanowiłam zrezygnowac ze zdjęć by nie narażać dzików na dalszą ucieczkę i utratę sił. 

Gdzieś nad głową rozległo się krakanie kruka -padlinożercy o najszybszym refleksie w swojej grupie zawodowej. Kruk zjawia się pierwszy, nawet w ciągu 20 min. od padnięcia.Za nim korowód większych i mniejszych głodnych brzuchów. Dziś stół będzie obficie zastawiony.

 

 

  • Zima w puszczy

Wstawanie skoro świt to dla mnie nadludzki wysiłek. Niestety dla fotografa przyrody jest to konieczność. Szansa na wykonanie najlepszych zdjęć jest największa w ciągu godziny przed świtem i godzinę po, ponieważ właśnie wtedy jest "najlepsze światło". To sformułowanie jest jak zaklęcie w kręgach fotograficznych.

Niektórzy twierdzą że światło zachodu słońca jest równie dobre,ale moim zdaniem brakuje mu owej świetlistości i delikatności. Gdy do tego dodać snujące się poranne mgły zdjęcia właściwie "robią się same." Poza tym świtem w przyrodzie dzieje się wiele rzeczy, których próżno szukać o zachodzie. Co może sie równać z porannymi  ptasimi koncertami, z iskrzeniem tysięcy kropelek rosy na trawach i pajęczynach? Rankiem mamy również największą szansę spotkać dzikie zwierzęta, które po nocnym żerowaniu udają się do swoich legowisk.

Więc lubię czy nie, jeśli chcę zrobić fajne zdjęcie przyrodnicze muszę wstać co najmniej godzinę przed świtem, by móc jeszcze zdążyć dojechać na miejsce. Tego dnia wszystko składało się jak trzeba. Dzień był gorący a wieczór zimny, co wróżyło poranne mgły, w dodatku miało świecić słońce.

Wybór padł na Kosy Most, bowiem oprócz fajnych widoków z wieży widokowej na dolinę rzeki właśnie tam podobno najłatwiej zaobserwować  jelenie, żubry, a nawet wilki! Wyobraźnia moja rozpalała sie coraz bardziej wizją jelenia ze wspaniałymi rogami wynurzającego się z rozświetlonych porannych mgieł,albo lepiej-całe stado jeleni! Mogłoby też być całe stado wilków, nie obrażę się.

A więc szybka kawa o 3.30 ,aparat do plecaka, i już biegłam po Carskiej Tropnie w kierunku wieży widokowej. Carska Tropina ( w tłumaczeniu z rosyjskiego-"carska dróżka " ) to bardzo odpowiednia nazwa dla tego śródleśnego szlaku. Jest wąziutka na jedną osobę, taka prawdziwa ścieżynka wydeptana wśród drzew potężnego boru. Po tej własnie ścieżce rosyjski car przemykał ze strzelbą w kierunku uroczyska Kosy Most w celu upolowania zwierza. Może i mi się dziś poszczęści w moim polowaniu?

Zanurzona w takich myślach śpieszyłam na miejsce kiedy coś obok zaszeleściło. Na ziemi przy ścieżce siedział ptak, i wcale nie uciekał. Zatrzymałam sie widząc takie dziwne zjawisko. Ptak był czarniawy trochę mniejszy od wrony, więc wydedukowałam, że to pewnie kos. Siedział jakiś metr ode mnie i łypał na mnie swoim ptasim,przerażonym okiem.

Na dobrą sprawę mogłam wyciągnąć rękę by go schwytać, a on mógł zrobić niewiele by się obronić. Dlaczego nie uciekał-nie wiem. To był maj, więc może to był jakiś młody osobnik, który jeszcze nie nauczył sie dobrze latać. Ukucnęłam obok niego i popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy , po czym pobiegłam dalej, bo przecież jelenie...

Jeleni tego dnia nie widziałam, ani wilków, ani nawet zdechłego zająca. Nawet zdjęć nie zrobiłam, bo jakoś zwyczajnie wszystko wyglądało, bez rewelacji. Wróciłam i rozmyślałam o małym ptaszku. Mogłam zrobić unikalne zdjęcie kosa z odległości metra,ale w tamtej chwili wydawało mi się to  mało ważne. Mój doskonały plan przewidywał inny rozwój wydarzeń. Czasem szukając rzeczy wielkich, łatwo przeoczyć istotę rzeczy.

Puszcza Białowieska to wielka świątynia przyrody. Miejsca, które ukształtowała i stworzyła Natura, bez ingerencji czy "ulepszania" przez człowieka mają w sobie jakąś potężną energię. Są jak żywioł, budzący grozę i zachwyt. Jest w nich zawarta jakaś "moc", której nie mogę bliżej okreslić,ale to "coś" na chyba zasadzie rezonansu porusza nasze naturalne siły i instynkty, które są uśpione lub zagłuszone przez cywilizację. Jest to moja własna, prywatna teoria uzdrawiającego kontaktu z naturą.

Myślę, że część osób może zainteresować fakt, że Puszcza Białowieska oprócz niewątpliwych walorów przyrodniczych jest również wielką słowiańską nekropolią. Okazuje się bowiem, że pod konarami wiekowych drzew i zielonymi polanami traw ukryte są szczątki setek, a może i tysięcy ludzi.

Widocznym ich znakiem są kurhany, czyli pogańskie wczesnośredniowieczne grobowce,mające kształt usypanych kopców ziemi różnej wielkości. Cała puszcza jest wprost usiana kurhanami, których naukowcy doliczyli się niespełna 550 sztuk, zgrupowanych na ok. 80 stanowiskach.

Prasłowiańscy indianie

Puszcza od zamierzchłych czasów była zamieszkiwana przez prasłowiańskie plemiona. Byli to nasi rodzimi indianie, którzy żyli tak jak znane nam współczesnie plemiona tubylcze zamieszkujące dżungle. Las był ich domem i dawał wszystko,co potrzebne było do życia.Najstarszą wzmiankę o takich plemionach znajdujemy u Herodota, który  już w V wielku n.e. opisuje plemię Neurów, zamieszkujące dorzecza Narwi-zaliczających prawdopodobnie plemionami wczesnosłowiańskimi.
Znaleziono również ślady bytowania Celtów i Jaćwingów.


W Parku Pałacowym koło Muzeum w Białowieży archeolodzy odnaleźli ślady osady ludzkiej sprzed 2 tysięcy lat. Rosnące w tym miejscu stare dęby są najprawdopodobniej pozostałością "świętego gaju", czyli pogańskiej świątyni, w której oddawano cześć bogom. Najpopularniejszymi bogami był wówczas gromowładny Prowe (Perkun), i opiekun bydła-Weles.

Pogańskimi świątyniami były wzgórza, uroczyska i święte gaje. Na terenie puszczy znajduje się też kilka kamiennych kręgów, będących najprawdopodobniej miejscami kultu. W 1995r. jeden z nich nazwano "Miejscem mocy" i udostępniono zwiedzającym. Znajduje się on w oddziale 495,  po prawej stronie drogi z Hajnówki do Białowieży. Prowadzi do niego droga oznaczona głazami narzutowymi, a na miejscu możemy zobaczyć krąg zbudowany z kilkunastu kamieni. Pośrodku leżą dwa głazy spełaniające prawdopodobnie funkcję ołtarza.

Najstarsze ślady bytowania człowieka w samej Puszczy Białowieskiej sięgają III-IV w.n.e. Na ten okres datuje się najstarszy znaleziony w puszczy grób w uroczysku Hajduki. Odkryto go w 1959r. podczas badań archeologicznych. Był to grób dziecka,znaleziono w nim szczątki ludzkie, koraliki, gliniane naczynia, grzebień.

Pisał o tym Długosz i Simona Kossak

O zwyczajach grzebalnych plemion słowiańskich pisał Jan Długosz w swoich kronikach:

"Mieli nadto we wspomnianych lasach oddzielne,należące do rodzin i domów, ogniska,na których palili zwłoki drogich sobie osób,krewnych,z końmi i siodłami i lepszymi ubiorami.A pierwszego pażdziernika  odchodzili we wspomnianych lasach ogromna uroczystość. Wszystek lud obojga płci,który się tutaj schodził z całej okolicy(!),przynosił pokarmy i napój, każdy według swego stanu. Urządzając ucztę,przez kilka dni składali ofiary swoich fałszywym bóstwom, szczególnie bożkowi nazywanego w ich języku Perkunem tj.Piorunem."

Prof. Simona Kossak w swojej książce "Saga Puszczy Białowieskiej" opisuje proceder pochówku kurhanowego następująco:
"Widzę, jak mieszkańcy gródka wzniesionego nad brzegiem Narwi niosą daleko w głąb bezludnej puszczy mary ze zwłokami bliskiej osoby,jak obok innych kurhanów układają wysoki stos sychego drewna, a gdy doszczętnie się wypali, starannie zbierają do urny resztki kości.Potem na miejscu mar usypują kopiec z ziemi,, a na jego szczycie stawiają zamknięte naczynie z prochami. Od tej chwili zmarłego otula śnieg, poi deszcz, do snu śpiewają mu ptaki i wiatr, drogę do wieczności oświetlaja słońce, gwiazdy i księżyc".

Kurhany to starożytne grobowce

W Puszczy Białowieskiej stwierdzono różne rodzaje kurhanów-szkieletowe i ciałopalne. W latach 70-tych ubiegłego wieku prowadzono na nich szeroko zakrojone badania archeologiczne. Najstarsze z nich pochodzą z III-IV wieku n.e, najmłodsze z X-XIII wieku. Największa ich liczbę możemy oglądać w rezerwacie Szczekotkowo. Rezerwat ma charakter archeologiczno-przyrodniczy. Znajduje sie tu 131 kurhanów pochodzących z X-XIII wieku. Ich wielkość jest różną-mają od 3 do 20m średnicy, a wysokość od 70cm do 2m. Oprócz kurhanów i dorodnego lasu grądowego chroni miejsca po smolarniach z XVIII wieku.

 

Inne kurhany możemy odnaleźć w różnych częściach Puszczy Białowieskiej. Najczęsciej położone są one wdłuż puszczańskich rzek, np. rzeki Łutowni. Stanowiska kurhanowe odkryto niedaleko Teremisek, góry Batorego, osady Czerlonka, w uroczysku Stara Białowieża, a także w części ścisłej rezerwatu. Mają charakter pagórków porośniętych przez las.

Zamczysko wcale nie oznacza zamczyska

Innego rodzaku cmentarzysko znajduje się w uroczysku Zamczysko, do którego prowadzi niebieski szlak od drogi Narewkowskiej. Jest to szkieletowe cmantarzysko płaskie datowane na XI wiek. Znajdowało się tam wiele głazów i kamiennych bloków, sugerujących iż są to jakieś ruiny. Na tym guncie powstało wiele legend, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, ale pogłoski o tym, jakoby w tym miejscu stał zamek,  a w jego piwnicach leżą ukryte skarby, bardzo zaszkodziły temu miejscu.

Uroczysko było wielokrotnie przekopywane w oszukiwaniu owych skarbów. Już w 1825r. brat cara Mikołaja I nakazał przekopanie tego miesca celem sprawdzenia prawdziwości tych pogłosek, następnie musiało przetrwać całą masę domorosłych poszukiwaczy skarbów.Niestety nie znalezino nic oprócz ludzkich szkieletów, glinianych naczyń, szklanych paciorków i ozdób.  Badania archeologiczne wykazały, iż jest to wczesnosłowiańskie cmentarzysko. Niestety jest już ono mocno zdewastowane. Kamienne głazy z większości zostały wydobyte i wykorzystane do budowy fundamentów pałacu carskiego w Parku Pałacowym, a także do wybrukowania ulic koło Białowieży.
Sama miałam trudności w zlokalizowaniu tego miejsca, i gdyby nie tabliczka informacyjna, pewnie nie rozpoznałabym go. Widać jedynie jamy po wykopach, pagórki i kilka wielkich głazów.

Nie tylko kurhany...

Oprócz cmentarzy słowiańskich w Puszczy znajduja się także miejsca spoczynku uczestników obu powstań, liczne miejsca kaźni oraz masowe groby ofiar hitleryzmu. W obrębie rezerwatu ścisłego jest nawet cmantarz ewngelicki żołnierzy niemieckich z I wojny światowej.

Mi najbardziej spodobał się jednak pojedyczy , tajemniczy grób w uroczysku Krzyżyk. Anonimowy, bez żądnej tabliczki i słowa wyjaśnienia,prosty grób na brzegu Hwożnej, z drewnianym , starym krzyżem. Nie wiadomo, kto tu spoczywa. Jedna wersja głosi, że jest to grób zamarzniętego powstańca styczniowego, inna, że spoczywa tu niewierna żona zamordowana przez swego męża. Ktokolwiek to jest, nie mógłby marzyć o piękniejszym miejscu spoczynku. Pod szumiącymi gałęziami wiekowych drzew, słuchając szmeru przepływającej niedaleko rzeczki Hwożna, z przepieknym widokiem na rozległe trzciwnowiska, za którymi rozciąga się już rezerwat ochrony ścisłej Białowieskiego Parku Narodowego. To zaciszne miejsca na końcu świata napawa spokojem i zadumą. Ten prosty, skromny grób jest chyba najpiękniejszym spośród tych, jakie widziałam w życiu.

 

 

 

  • Kurhan4
  • Kurhan1
  • Kurhan2
  • Kurhan3

Jeśli ktoś chce zobaczyć prawdziwą, dziką puszczę, a niekoniecznie chce płacić za bilet i wchodzić do rezerwatu ochrony ścisłej z licencjonowanym przewodnikiem, polecam Obręb Ochronny Hwoźna, a szczególnie Wilczy Szlak. Podmokłe bory bagienne,powalone drzewa,wykroty,zgnilizna i robaki,czyli zero cywilizacji i 100% puszczy w puszczy.

Najlepiej rowerem

Na Wilczy Szlak można wybrać się pieszo,ale lepiej rowerem,bo trasa ma długośc 11,5km i jest łatwo przejezdna. Do dużego parkingu w środku lasu możemy dojechać samochodem,wyjeżdżając z Narewki w kiedunku Białowieży drogą tzw. Narewkowską. Po kilku km skręcamy w lewo, zgodnie ze strzałką na "Kosy Most". Po kilku km dojeżdżamy do rzeczonego parkingu i tu zostawiamy samochód,bowiem dalej można poruszac sie tylko pieszo lub na rowerze.

Czynnością konieczna przed wjazdem na szlak jest dokładne wysmarowanie całego ciała repelentem od komarów, których sa tu miliony, co ja mówię-miliardy, chyba że ktoś chce wyglądać jak spuchnięty,pogryziony  arbuz, to ma do tego prawo:)

Idziemy wzdłuż torów kolejki wąskotorowej, które doprowadzą nas do Kosego Mostu na rzece Narewka , a raczej są to dwa mosty-dla ruchu kołowego  i kolejki wąskotorowej. Kiedyś Narewką spławiano wycięte drzewa z puszczy, z tego powodu rzeka została pogłębiona i nieco wyrostowana,ale i tak jest tu "dziko" i urokliwie. Tutaj często spotykam ptasiarzy z lornetkami,bowiem fragment doliny rzeki jest wylesiony. Na polanach i w trzcinowiskach gniazduja liczne gatunki ptaków. Niedaleko znajduje sie równiez ostoja żubrów,także spotkanie trzeciego stopnia z królem puszczy jest w tym rejonie prawdopodobne. Na Narewce mozna tez zobaczyć liczne ślady działalności bobrów.

Carska Tropina prowadziła cara na polowania

Zanim dojdziemy do Kosego Mostu możemy na chwilę zboczyć z trasy na Carską Tropinę(czarny szlak) w prawo. Jest to leśna dróżka, a raczej ścieżynka przez puszczę. Dlatego Carska, że tędy w dawnych czasach  carowie chadzali  na polowanie. Po ok.1,2km dochodzimy do wieży widokowej i wiaty, gdzie można odpocząć i pobserwować dolinę Narewki. Często mozna tu spotkać dzikie zwierzęta m.in. jelenie,żubry, a nawet wilki. Car przecież doskonale wiedział w jakie rejony udawać się na polowanie,by uwieńczone zostało sukcesem:) Idąc dalej czarnym szlakiem moglibyśmy zobaczyć kolejne fantastyczne fragmenty puszczy, często poruszając się po kładkach z powodu podmokłego,zabagnionego terenu, ale zostawimy to sobie na kiedy indziej. Teraz wracamy na  Wilczy Szlak i na Kosy Most.

Inhlacja za darmo

Stąd wędrujemy zielonym szlakiem, i po kilometrze zagłębiamy się w las. To tutaj po raz pierwszy zobaczyłam mszar,czyli trzęsawisko,poronięte karłowatymi brzóskami. Po raz pierwszy także zobaczyłam roślinkę która nazywa się czosnek niedźwiedzi (kwitnie na biało w maju),ale najpierw poczułam wyraźny zapach czosnku, a potem przed moimi oczami rozciągnał się kobierzec białych kwiatów,które pachniały bardzo czosnkowo. Jesli ktoś jest akurat przeziębiony może zrobic sobie inhalację:)

Na tym odcinku zbudowana jest kładka dydaktyczna z tablicami informacyjnymi, warto sie po niej przespacerować. O turystów zadbano do tego stopnia, że postawiono na niej stolik i ławki,aby można było usiąść i odpocząć, a także spożyc posiłek w tak pieknych okolicznościąch przyrody, jesli oczywiście nie boimy sie tych miliardów komarów,kłębiących się nad głową jak siwy słup, podobny do trąby powietrznej.

Uroczysko Krzyżyk

Następnie zagłębiamy sie w oddziały 192 i 193 stanowiących rezerwat ścisły. Linia przedzielająca te dwa oddziały doprowadzi nas do uroczyska Krzyżyk ( jesli tylko zechce nam sie zejść ze szlaku jakies 500m). A myśle że warto tam zajrzeć,nie tylko ze względu na pomnikowe,wielkie dęby,ale i na piękno tego miejsca położonego nad brzegiem pusczańskiej rzeczki Hwoźna. Po drugiej stronie rzeki rozciąga się już rezerwat ścisły BPN i wstęp bez przewodnika jest wzbroniony. Sama rzeczka i jej otoczenie jest bajeczna.

 Koło mostku widzimy wielkie żeremie bobrowe, nad wodą lata setki niebieskich ważek, a po obu stronach rzeczki rozciągaja sie rozległe trzcinowiska. Na brzegu rzeczki pod świerkiem widzimy pojedynczą, anonimowa mogiłkę z drewnianym krzyżem. Nie wiadomo, kto tu spoczywa. Jedne źródła mówią , że jest to grób zamarzniętego powstańca styczniowego, inne, że spoczywa tu niewierna żona zamordowana przez zadrosnego męża  przed II wojna światową.  Jest to prawdopodobne bowiem przed wojną znajdowały sie tu kośne łąki, gdzie miejscowi chłopi przychodzili na sianokosy.

Kolejka wąskotorowa

Powracamy na zielony szlak i idziemy 2 km na wschód, a potem 1 km na pólnoc. Znów zagłębiamy sie w leśną drogę do oddziału 164. Tutaj przechodzimy obok pomnikowego głazu narzutowego przyniesionego przez skandynawski lodowiec.Obok ścieżki widzimy tez pagórki,są to ślady po dawnym użytkowaniu puszczy,prawdopodbnie po wypalarniach potażu. I tak dochodzimy do torów kolejki wąskotorowej, na skraj uroczyska Głuszec,gdzie znajduje sie rozległa polana.Kolejke tę zbudowali Niemcy podczas I wojny światowej, w tym miejscu znajdowała się składnica drewna, które miało być wywożone z puszczy. ustawiono tu zabytkową kolejkę, jest też wiata dla turystów.

Dalej idziemy na pólnoc skrajem uroczyska Głuszec. To tutaj jeszcze w latach 70-tych znajdowała sie ostatnia ostoja tego rzadkiego i pięknego ptaka w Puszczy Białowieskiej. Dziś nie ma już głuszca w po stronie polskiej puszczy. Leśnicy twierdzą, że czasem,bardzo rzadko zalatują głuszce z Białorusi. W obrębie tego rezerwatu w oddziale 136 znajduje się ślad po XVIII wiecznej smolarni. Możemy tu podziwiać bór bagienny i torfowiska wysokie.

I to już koniec Wilczego szlaku

Dochodzimy na skraj puszczy do osady Zamosze. Jest tam miejsce na ognisko i wiata. Rośne grupa jesionów i klonów,które są pozostałościa po dawnej osadzie Zamosze. Stąd już niedaleko do wioski Masiewo Stare. Wioska ma tradycyjny,drewniany charakter, z charakterystycznymi dla tego regionu i Podlasia domami, zachowały sie też studnie z żurawiami. Dziś w większości Masiewo ma charakter wsi letniskowej.Tutaj kończy się Wilczy Szlak.

 

 

 

  • Rzeczka puszczańska
  • Kladka
  • Kladka2
  • Kosy Most
  • w Uroczysku Krzyżyk
  • Mszar
  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza-czyż nie jest piękna?

Gdy nadchodzi wrzesień w puszczy, nie ma nic ważniejszego niż rykowisko. Ten okres godowy jeleni rozpala zmysły i wyobraźnię nie tylko samych zainteresowanych przedłużeniem gatunku, ale też całej rzeszy artystów, fotografików, pisarzy, filmowców i zwykłych wielbicieli dzikiej przyrody. Któż z nas nie pamięta makatek i obrazków pt.”Jeleń na rykowisku”? O walorach artystycznych nie chcę dyskutować. Wielkie misteria przyrody, do których można zaliczyć również zachody słońca doczekały się niezliczonej liczby lepszych i gorszych artystycznych realizacji. Świadczy to o niesłychanej sile oddziaływania na ludzką psychikę.

 

To rykowisko chodziło już za mną w zeszłym roku. Niestety, nie było mi dane. W tym roku zawzięłam się. Najpierw śmignęłam do pobliskiej Puszczy Knyszyńskiej. Przygotowałam się solidnie – aparat, mikrofon, kamera, sprzęt do nagrywania dźwięku. Wybrałam rozległe łąki w środku puszczy nad rzeką Supraśl. Nie zawiodłam się. Jelenie ryczały pojedynczo i całymi grupami. Niestety zbyt daleko, by można było zrobić z tego fajne nagranie.

 

Moim marzeniem było oczywiście rykowisko w Puszczy Białowieskiej. Tutaj wszystko jest wspanialsze, drzewa są potężniejsze niż w innych lasach, a jelenie ryczą głośniej. Jadąc do Białowieży zastanawiałam się, co spotka mnie tym razem, bo Puszcza Białowieska nigdy mnie nie odprawiła z pustymi rękoma. Zawsze w zanadrzu chowa jakieś niespodzianki.

 

Po pierwsze wcale nie miałam pewności, że jelenie będą ryczeć. Nie każdej nocy ryczą. Najbardziej na ryczenie zbiera im się przy wyżowej pogodzie – bezchmurne niebo i najlepiej przymrozek. Tym razem wszystko układało się jak trzeba. Ciepły, słoneczny dzień zakończył się gwałtownym spadkiem temperatury, w dodatku była pełnia księżyca. Na łąki wokół puszczy wylała się mgła.

 

Zatrzymałam się niedaleko Pogorzelców, na wprost rezerwatu ścisłego. Zapadł już zmrok kiedy wyszłam na rozległą łąkę. Będą ryczeć, czy nie? - wciąż rozmyślałam. No i nagle :

” buueeeeeeeee” - zaryczało coś zupełnie niedaleko. Gdybym nie wiedziała, że to jeleń, mogłabym przysiąc, że to dinozaur lub inny potwór z Parku Jurajskiego. „Buuueeeee” - z oddali odpowiedział mu inny.

 

Mgła na łąkach była tak gęsta, że nie widziałam nic dalej niż 2 metry. Spojrzałam w górę, na niebo. Nad moją głową świeciło miliony gwiazd i księżyc w całej pełni, zawieszony nad lasem jak wielka latarnia. Nad gęstym kożuchem mgły sterczały w oddali wierzchołki strzelistych świerków. Nie wiedziałam, gdzie przód, a gdzie tył, gdzie prawo, a gdzie lewo. Byłam tylko ja zanurzona w jakiejś bliżej nieokreślonej przestrzeni Wszechświata, między niebem a ziemią, a wokół mnie ryczały jelenie. Wtedy pomyślałam, że tak musi wyglądać Nirwana.

 

Moim marzeniem było zobaczyć jelenia na rykowisku. Nigdy nie widziałam samca z wielkim wieńcem rogów na głowie. Łanie owszem, widywałam. Najczęściej chodziły parami lub trójkami. Ale rogacza nie widziałam. Czy dlatego, że są bardziej czujne, bardziej skryte? Nie wiem. Tutaj nie miałam warunków, by je podchodzić, wsiadłam więc w samochód i pojechałam w stronę Białowieży. Chciałam znaleźć się na drodze do rezerwatu ścisłego, by nie zgubić się w ciemności i mgle. Mój plan przewidywał jak najbliższe podejście do ryczących jeleni, dokonanie nagrań dyktafonem, i jeśli warunki oświetleniowe pozwolą – kamerą.

 

Przejeżdżałam właśnie drogą obok hotelu myśliwskiego, kiedy z krzaków na drogę wyskoczył mi borsuk. Zdaje się, że wychodził na nocne żerowanie. Nigdy nie widziałam borsuka, tym bardziej nie spodziewałam się ujrzeć go w obrębie zabudowań ludzkich. Borsuk oświetlony światłami mego samochodu spokojnie podążał środkiem drogi, kompletnie ignorując obecność samochodu.

 

Potwierdziła się raz jeszcze teoria mego brata, że samochód to najlepsza czatownia. Dzikie zwierzęta, dopóki nie ujrzą w samochodzie człowieka, nie boją się i nie uciekają. Poza tym nie czują zapachu człowieka. Samochód to dla nich taki sam element krajobrazu jak drzewo lub kamień. Mój brat, który fotografuje ptaki i niejednokrotnie siedzi po kilka-kilkanaście godzin zamaskowany w czatowni od pewnego czasu na zdjęcia zabiera tylko siatkę maskującą. Narzuca ją na samochód i siedzi. Jest zachwycony efektami. Ptaki ignorują samochód, a on ma ciepło i wygodnie.

 

Pamiętam, gdy czasem zatrzymywałam się gdzieś na drodze w lesie i wyłączałam silnik, po jakimś czasie życie toczące się wokół mnie nabierało rumieńców. Mogłam obserwować ptaki, które przysiadały na pobliskich krzakach. Raz nagle zza zakrętu wyłonił się lis. Zobaczył stojący samochód i stanął jak wryty. Stał dłuższą chwilę i patrzył nieruchomo. Nie wiedział, jak zareagować. Ja też siedziałam nieruchomo i patrzyłam mu prosto w oczy. Po chwili uznał, że chyba nic mu nie zagraża i rozpoczął polowanie 2 metry ode mnie. Chodził, kręcił się przez kilka minut i zajęty swoimi sprawami kompletnie ignorował moją obecność.

 

Gdy borsuk zanurzył się na powrót w ciemności podjechałam do miejsca, gdzie dalej samochodem nie mogłam już jechać i wysiadłam. Jelenie ryczały pięknie, jeden zupełnie niedaleko. Znajdowałam się na łąkach, jakieś 200 metrów od lasu. Postanowiłam pójść w kierunku tego ryku i zobaczyć, co z tego wyniknie. Znajdowałam się jeszcze w samej Białowieży, na jednej z ulic, a że jeleń ryczał jakoś tak na prawo, postanowiłam skręcić i podjechać jeszcze kawałek ostatnią ulicą za zabudowaniami. Jechałam ulicą Żubrową, i gdy mijałam siedzibę straży granicznej, kompletnie mnie zatkało.

 

Oto bowiem na łące po drugiej stronie ulicy stały...jelenie, a ściślej mówiąc – łanie. Spotkanie było tak niespodziewane, że wprost nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zatrzymałam samochód i znieruchomiałam. One też znieruchomiały. Wiedziałam, że nie mogę wykonać najmniejszego ruchu. By ich nie spłoszyć przestałam nawet oddychać. Sądzę, że one również. Szybko policzyłam, było ich sześć. Po dłuższej chwili jedna z nich opuściła głowę i zaczęła spokojnie skubać trawę. Inne poszły jej śladem. Atmosfera rozluźniła się, a ja myślałam, że eksploduję z radości. Oto jestem w środku rykowiska nie wyjeżdżając z Białowieży! W dodatku uliczna latarnia oświetlała łanie, które stały 15-20 metrów od ulicy, więc widziałam wszystko jak na patelni, chociaż wokół panowała ciemna noc.

 

Im dłużej stałam, tym łanie stawały się bardziej zrelaksowane i skubały trawę coraz bardziej przybliżając się do mnie. Ja w tym czasie powoli, centymetr po centymetrze przybliżałam moją rękę do sprzętu do nagrywania, którzy leżał obok na siedzeniu. Na szczęście okno było otwarte. Zamontowałam mikrofon i zaczęłam nagrywanie. Jelenie ryczały aż miło. Słyszałam, że jeden jest blisko. Zastanawiałam się - gdzie, ale wyjście z samochodu w tych okolicznościach nie wchodziło w rachubę. Niestety, na kamerę było za ciemno, ale pomyślałam, że sam dźwięk też robi wrażenie.

 

Po godzinie zaczęło mi się robić się zimno. Nawet w samochodzie zaczął przenikać mnie przeraźliwy chłód. Naoglądałam się łań i ponagrywałam do woli, więc zaczęłam myśleć o powrocie do domu, gdy nagle w ciemnościach coś się poruszyło, i na łąkę wtoczył się...jeleń z pięknym, wielkim porożem. Po raz kolejny zaparło mi dech! Wynurzył się z ciemności jak Hern z Robin Hooda, jak biały jeleń świętego Huberta, z tym że ten zamiast świecącego krzyża między rogami niósł...księżyc! Wielki księżyc w pełni, który tej nocy wisiał nisko nad horyzontem. Jego wspaniałe poroże odcinało się wyraźnie na tle świecącej tarczy. Kroczył dostojnie jak król pośród swego haremu. Mój umysł, podobnie jak jego – był w amoku. Zastanawiałam się, co będzie dalej, gdy nagle usłyszałam warkot samochodu z naprzeciwka. To straż graniczna wracała do swojej siedziby. „Psia krew - pomyślałam - w takie chwili?!”. Stado znieruchomiało na chwilę i...czmychnęło w ciemności nocy. Pora wracać.

 

W domu odsłuchałam nagrania. Niestety, zawiódł sprzęt. Nie nadają się do publikacji, a tak chciałam byście usłyszeli ryczące jelenie. Puszcza Białowieska po raz kolejny pozwoliła dotknąć swoich tajemnic. Tym razem jej prezent był jednak tylko dla mnie.

 

 

 

 

  • Jesień w Puszczy Białowieskiej
  • Jesień w Puszczy Białowieskiej
  • Jesień w Puszczy Białowieskiej
  • Jesień w Puszczy Białowieskiej
  • Jesień w Puszczy Białowieskiej
  • Jesień w Puszczy Białowieskiej
  • Jesień w Puszczy Białowieskiej
  • Jesień w Puszczy Białowieskiej

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. hooltayka
    hooltayka (14.08.2014 8:01)
    Bardzo nastrojowe zdjęcia i piękny tekst.
    Pozdrawiam-)
  2. avill
    avill (13.08.2014 12:32)
    przepięknie opisana i pokazana puszcza
  3. pendragon
    pendragon (22.11.2010 12:13) +1
    Dopiero odkryłem... piękna relacja, świetnie opowiedziana, dziękuję za przypomnienie wspaniałej Puszczy, pozdrawiam.
  4. fiera_loca
    fiera_loca (05.10.2010 0:51)
    bardzo ciekawy text,ze sie powtorze, piekna podroz.
  5. iwonka55h
    iwonka55h (07.05.2010 10:20) +1
    piękna podróż, barwnie opowiedziana. Aż się zawstydziłam, bo od wielu lat chciałabym tam pojechać.
  6. lmichorowski
    lmichorowski (06.05.2010 21:00) +3
    Podzielam w pełni opinię Bartka. Szkoda, że można dać tylko jednego plusa, bo należałyby się co najmniej trzy: za zdjęcia, za tekst i za nastrój. Pozdrawiam.
  7. bartek_sleczka
    bartek_sleczka (06.05.2010 20:24) +3
    Jestem szczerze zauroczony Twoją opowieścią.... Sam tekst to cymes, a zdjęcia dają świetną ilustrację.
    Pzdr/bArtek
  8. tusiaiwojtek
    tusiaiwojtek (06.05.2010 12:39) +1
    Piękny opis, brawo! Aż zapachniało puszczą.
    Duży plus i pozdrowienia!
  9. milanello80
    milanello80 (03.05.2010 22:07) +1
    Jak tylko zobaczyłem tytuł relacji, od razu przypomniały mi się wyniosłe słowa przyrodnika i dziennikarza Wajraka, jak się później okazało i tutaj wspomniane, który mimo przygód na krańcach świata, właśnie białowieską ostoję natury uważa za najpiękniejsze miejsce świata. Po przeczytaniu tego tekstu można tylko przykłonić się autorce, barwnie to miejsce opisującej. Piękny opis natury. Pamiętam jak przez mgłę swój pobyt w Białowieży z czasów dziecięcych. Wspomnienia są wyjątkowo miłymi. Wypadałoby wrócić.
  10. sangha
    sangha (03.05.2010 12:58) +1
    Z przyjemnością przeczytałam opis podróży, sam tekst wspaniale opisuje puszczę, zdjęcia są tylko dopełnieniem.Życzę jeszcze wielu ciekawych spotkań z jej mieszkańcami.
  11. chlop2009
    chlop2009 (30.04.2010 19:45) +2
    .....bardzo przyjemne opisy :)))) gdyby nie te komary:)))
  12. tube-roza
    tube-roza (27.04.2010 21:53) +2
    Z ogromną przyjemności a pooglądałam zdjęcia, ale tekst naprawdę mnie zachwycił.Widać wszechogarniającą radość ze spotkania sam na sam z puszczą, fascynację "innym " swiatem i ogromny dla niego szacunek. Nieskażona natura i nieskażona wrażliwość= piękne połączenie.