2008-10-23

Podróż Mrówki na przystawkę

Opisywane miejsca: Australia
Typ: Inna
Najbardziej niesamowite doznania w Australii?

Spotkanie w buszu z Aborygenami i wspólne jedzenie węża. Świt u stóp

magicznej góry Uluru, wyprawa na Fraser Island z plażami tak szerokimi,

że lądują na nich samoloty, i tak białymi, że z ich piasku można by

piec chleb. I drogi, po których można jechać przez setki kilometrów,

nie napotykając żywej duszy.



 W Australii postanowiliśmy świętować urodziny. Wyprawa trwała cztery

tygodnie - na krócej chyba nie ma sensu tam lecieć, bo to drugi koniec

świata, w dodatku kontynent jest większy od Europy.

Lądujemy w Sydney. Stąd będziemy też za miesiąc wracać, więc na delektowanie się miastem zostaną ostatnie dni wyprawy. Na starcie planujemy tylko jazdę obowiązkową: operę, której gmach jest jednym z najbardziej znanych budynków na świecie, ogród botaniczny z drzewem zasadzonym przez młodziutką królową Elżbietę II w 1954 r., nowoczesną dzielnicę Darlington pełną mieniących się w słońcu szklanych domów oraz stare nadbrzeżne Rocks - dzielnicę, która zachowała charakter z czasów białych osadników, a potem przemykamy przez Melbourne i gnamy na południowe wybrzeże. Na Great Ocean Road.

 

To najbardziej znana droga Australii. Porównywalna ze słynną, wiodącą po urwiskach na Pacyfikiem Highway 1 w Kalifornii albo europejską trasą łącząca Cannes, Niceę, Monako i Genuę - wąską, krętą i zapierającą dech nadmorskimi widokami. Great Ocean Road zaczyna się tuż za Torquay, kurortem, którego symbolem jest deska surfingowa i cudownie wysmagane wiatrem cedry. W Aires Inlet - miasteczku, w którym zatrzymujemy się na noc - nie ma niczego poza latarnią, małymi plażami wciśniętymi pomiędzy cyple skał i oberży oferującej kilka pokoi dla przygodnych gości. Mieszkańcy okolicznych domów wpadają na piwo i z kuflami ustawiają się tyłem do dużego kominka, w którym buzuje ogień. Wszyscy grzeją plecy. Za oknem temperatura w okolicach zera, bo tu czerwiec to środek zimy. Jeśli jednak chcesz zobaczyć urwiska południa i przez pustynie środka kontynentu przedrzeć się do tropików północy, możesz podróżować tylko zimą. Latem pora deszczowa zalewająca drogi północy i sięgająca 40-50 st. temperatura uniemożliwiają dotarcie do wielu miejsc.

Kolejny dzień na wybrzeżu to perła południa - Twelve Apostles, czyli Dwunastu Apostołów. Z wód oceanu wystają potężne wapienne skały (wbrew nazwie jest ich osiem). To właśnie tu kontynent australijski oderwał się od Antarktydy i wciąż oba brzegi pasują do siebie jak układanki puzzli. Tylko apostołowie poddają się upływowi czasu. Kiedyś byli połączeni skalnymi mostami z lądem. Gdy zwietrzałe łuki runęły do oceanu, ostały się tylko zachwycające urodą skalne słupy.

 

 

Australia to nie tylko kangury. Całą relację Oli i Jacka Pawlickich przeczytasz w serwisie Logo24 >>

  • Dolina Barossy, Australia
  • Aborygen
  • krokodyl ludojad
  • plaża na Fraser Island
  • plaża w Australii
  • Australia - południowe klify
  • Las deszczowy na Cape Otway, Australia
  • spotkanie z kangurem

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. ben_czech
    ben_czech (01.02.2009 11:28) +1
    australia nie jest wieksza od europy! :]
    z perth (zachod) do sydeny (wshcod) jest okolo 4tys km, tyle samo co.... z lizbony do suwałek :) wiec odleglosci rzeczywiscie sa w australii niesamowite... ale w milionach km2 europa jest znacznie wieksza - 10 mln km2 wobec australijskich 7.