Ladujac w listopadzie ub. roku w Quito zastanawialem sie najbardziej, jak organizm moj odczuje zmiane wysokosci i jaki klimat bedzie tu panowal.
Quito lezy w koncu prawie na rowniku, w rozleglej dolinie otoczonej wierzcholkami Andow, na wysokosci ok. 2700-2800 m. Po stolicy Boliwii jest to druga
najwyzej polozona stolica na swiecie. Na wysokosci takiej jeszcze nigdy nie bylem.
Zmiana wysokosci byla co prawda na poczatku odczuwalna, ale nie tak bardzo, jak sie obawialem. Organizm szybko sie zaaklimatyzowal. A i temperatury byly tu wiosennie przyjemne. Trafilismy nawet na stosunkowo dobra pogode - obylo sie bez deszczu a i nierzadko swiecilo slonce.
Stare miasto Quito jest wpisane na liste dziedzictwa kulturowego UNESCO i jest tu co ogladac. Wnetrze najbogatszego z kosciolow - kosciola Jezuitow - kapie wrecz zlotem. Uchodzi on za najpiekniejszy kosciol Nowego Swiata. Niestety we wnetrzu nie wolno fotografowac.
Troche poza starym centrum - na jednym ze wzgorz - polozona jest ogromna, stosunkowo nowa bazylika. Pod nia znajduje sie cmentarz - setki nisz w scianach podziemi, zakonczonych ozdobna plyta.
W centrum Quito natknalem sie tez na pierwsze kolibry. Na glownym placu miasta - Plaza de la Independencia - bylo ich calkiem sporo w koronach kwitnacych drzew.
Zaskoczylo mnie, ze zgielk i halas miasta nie odstrasza ich. W sumie w miastach Ekwadoru widzialem czesciej kolibry, niz w naturalnym otoczeniu.
Na jednym ze wzgorz - Panecillo - kroluje nad miastem olbrzymi posag Dziewicy Maryi (ze skrzydlami aniola), bardzo typowy widok dla wielu polodniowoamerykanskich miast.
Z podnoza posagu roztacza sie wspanialy widok na miasto.
Jeszcze lepszy widok na to rozlegle i wcisniete w waska doline miasto Quito (ok. 24 km dlugosci i ok. 4 km szerokosci) roztacza sie z wierzcholka gory Teleferico, nieopodal czynnego wulkanu Rucu Pichincha. Mozna wjechac tutaj kolejka linowa. Nasza jazda trwala ponad 40 minut - dwa razy dluzej, niz zwykle, bo Ekwador mial w tym czasie duze problemy energetyczne, i w wielu miastach wieczorami wylaczano prad na 2-3 godziny, a i wyciag jezdzil czasem wolniej w celu oszczednosci pradu.
Podczas jazdy zebraly sie nad szczytem bardzo ciemne chmury, i jak juz bylismy prawie u gory, calkiem blisko nas huknal piorun. Na szczescie cala burza skonczyla sie na tym jednym piorunie. Na gorze Teleferico mozna troche powedrowac podziwiajac z roznych perspektyw panorame miasta, ale na tej wysokosci - 4100 m, jest juz dotkliwie zimno, co wzmcnione bylo jeszcze wiejacym tu przenikliwym wiatrem. Poubieralismy na siebie wszystko co mielismy - polary, cieple kurtki, kapuce na glowe, ale i tak porzadnie wymarzlismy. A i wysokosc dawala sie odczuc.
Wspolczulem niektorym turystom, ktorzy wjechali tu w samych T-Shirtach i krotkich spodenkach :-)