Podróż Rzym - nieco inaczej - Rzym - nieco inaczej



To była podróż moich marzeń. Do niedawna wydawało mi się, że Włochy znajdują się poza moimi możliwościami. Zawsze coś stawało na przeszkodzie. Przede wszystkim pierwszą przeszkodą była niechęć do grupowych wyjazdów. Potrzebowałam czasu na samotne wędrówki i poznawanie klimatu miejsca - ludzi i miejscowych zwyczajów. Moje marzenia okazały się możliwe do zrealizowania, gdy Centralwings uruchomił połączenia z Poznania do Rzymu. Wtedy marzenie o samodzielnym zwiedzaniu stolicy Włoch przestały być dla mnie aż tak nieosiągalne. Ostatnie dni przed wylotem obfitowały w "dobre rady". Każdy ze znajomych chciał się podzielić traumatycznymi wrażeniami z lotnisk i samolotów. Nic jednak nie było w stanie zepsuć radości ze zbliżającej się podróży. Kiedy wczesnym rankiem, bardzo przejęta (może nie tyle opowieściami znajomych, ale raczej faktem, że był to mój pierwszy w życiu lot) dotarłam na poznańskie lotnisko. Później wszystko potoczyło się sprawnie - odprawa, kontrola paszportowa i zdziwiona tak szybkim obrotem spraw znalazłam się o krok bliżej odlotu, a więc i Rzymu. Przelot też okazał się bardzo miłym doświadczeniem. Możliwość obserwowania gór, które wyglądały z góry jak hałdy węgla pokrytego śniegiem, maleńkie brązowe, czarne, a gdzie niegdzie zielone pola i domki wyglądające jak na makiecie. Niebo było czyste, tylko czasami zdarzały się chmurki, które z perspektywy samolotu wyglądały jak z waty... Potem już tylko szczęśliwe lądowanie (to następny ulubiony temat osób o pesymistycznym podejściu do podróży samolotem). Wbrew przewidywaniom nie zaginął mi również bagaż ani nie miałam problemów z wyjściem z lotniska. Już dzisiaj planuję kolejną podróż lotniczą do Włoch... I wreszcie upragniony Rzym... Miasto, o którym mówi się, że jest największym muzeum na świeżym powietrzu. Taka opinia nie jest bez pokrycia. Przez te kilka dni pobytu w stolicy przekonałam się, jak wielki jest ogrom dziedzictwa, zarówno antycznego jak i związanego z chrześcijaństwem. Nie będe pisać o zabytkach i wrażeniach, jakie one wywołują ani też o ich historii. Chociaż trzeba przyznać, że robią wrażenie ogromne, niemal "przytłaczające". Wiele jest też zabytków pięknych, a pomijanych na oficjalnych trasach, zorganizowanych wycieczek, których głównym celem jest Fontanna di Trevi, Hiszpańskie Schody i bazylika św. Piotra. Informację o tych zabytkach można znaleźć w każdym przewodniku. Choć jest to oczywiście główny "wabik", jaki przyciąga ludzi do tego miejsca już od wielu wieków. Dla mnie jednak ważniejsze od miejsc są związane z nimi wspomnienia ludzi, spotkań. Trzeba przyznać, że na każdym kroku napotykałam na sympatycznych, otwartych ludzi, zawsze gotowych pomóc. Nawet jeżeli czasami wprowadzali nieco w błąd, wskazując bardziej zawiłą drogę, ale dzięki temu zobaczyłam większy kawałek stolicy. Zawsze jednak byli uśmiechnęci, radośni. O nas Polakach mówili, że jesteśmy bardziej zamknięci, ponurzy, a wynika to zapewne z zimniejszego klimatu i braku słońca. Mieszkańców Rzymu nie zniechęcało ich nawet to, że nie mówię po włosku i że moja znajomość ich języka sprowadza się do rozumienia i znajomości kilku zdań, zwrotów i wyrazeń. W trudnych sytuacjach pomagały podstawy francuskiego, łaciny no i powszechnie znana i stosowana metoda... manualna. Osobiście przekonałam się, że życie poranne we Włoszech prawie nie istnieje, ale za to wieczorami miasto zaczyna tętnić życiem. Spróbowałam włoskiej kuchni, ale i kawy - pitej oczywiście przy barze na stojąco. No i miałam okazję przekonać się, że ruch w Rzymie odbywa się bez jakichkolwiek reguł. Chociaż muszę przyznać, że w przeciwieństwie do Polski, nikt nie próbował rozjechać mnie na zielonym świetle na przejściu dla pieszych. Oczywiście na rzymskich ulicach dominują jednoślady... Te pięć dni w Rzymie minęło mi zdecydowanie zbyt szybko... Nie zdążyłam zwiedzić wszystkich zabytków, muzeów. Myślę, że nadrobię to w przyszłym roku... I już dzisiaj cieszę się na spotkania z radosnymi ludźmi z południa Europy. Kiedy wróciłam do Polski (była to połowa lutego) Poznań przywitał mnie mrozem i śniegiem. W drodze na dworzec i w pociągu miałam okazję poczuć jeszcze bardziej fakt, że jestem już z powrotem w polskiej, jakże odmiennej od włoskiej, rzeczywistości. Przez te kilka dni we Włoszech prawie zapomniałam, że nasi rodacy są zbyt często ponurzy, zamknięci w sobie, złośliwi i nerwowi... W czasie jesiennej pluchy i depresyjnej pogody będę "ogrzewać" się wspomnieniami o radosnych Włochach i słonecznych Włoszech i oglądaniem zdjęć... Aby w przyszłym roku znów wyruszyć na "rzymskie wakacje"... Marzenia nie zawsze są tak nieosiągalne, jak nam się wydaje. Trzeba tylko poszukać realnych sposobów na ich realizację. Trzeba przestać tylko planować, rozmyślać i zrobić pierwszy krok i np. zarezerwować bilet lotniczy... Kiedyś przeczytałam, że życie to jest coś, co się toczy, gdy my jesteśmy zajęci snuciem planów... Ja zamiast planów przeszłam do czynów. I dzięki temu poczułam się w Rzymie, siedząc na placu Navona nieopodal fontanny Czterech Rzek, naprawdę szczęśliwa...
  • Pict0258
  • Pict0141