skoczyłyśmy sobie na rewolucję jak na lody do sąsiedniego miasteczka. wracają czasy austro-węgier (to była jednak solidna firma), w budapeszcie czułam się jak u siebie - te ulice, domy, klimat.
no i sam piknik rewolucyjny: przedziwne zjawisko.
nocą zaś - szaleńcza podróż budapeszteńskim metrem bez biletu... czyżbyśmy wydały resztkę pieniędzy na słodycze...? tak czy owak - emocje były. kto widział "kontrolerów" - wie, o co chodzi :)
Podróż słodka turecka herbatka, czyli wakacje 2006 - ck monarchia i festyn rewolucji
2006-09-24