Podróż Rumunia 08/09 - Czerniowce - odbiór wizy



2009-08-17

Dojeżdżamy na 14.00, idziemy na obiad do karczmy na początku ul. Kobylańskiej (w podwórzu), jedzenie całkiem dobre i tanie, szybko podali. Potem naprzeciwko, do restauracji Kwinto (tak, TEN Kwinto!) na deser. Deser wyszedł drożej niż obiad, ale restauracja ładna tak wewnątrz, jak i ogródek, deser smaczny, choć wyszedł drożej niż obiad. A, no i jest internet.

W konsulacie opóźnienie, czekamy, spaceruję z dziećmi po okolicy, w końcu kolejka Wasyla i… słyszę, jak wykłóca się, ze przyjęli dokumenty, i powiedzieli, że dostanie wizę. Okazuje się, że nie dostał, bo w ankiecie nie były wpisane imiona rodziców! Oczywiście urzędnik, który przyjął dokumenty uważa, że to nie jego wina. Po krótkiej rozmowie z konsulem jednak będzie wiza, ale trzeba zaczekać jeszcze godzinę. Wychodzimy jako ostatni, już po 17.00, w międzyczasie wysłuchując historii życia 91-letniej staruszki, która wyszła z psem na spacer („mieliśmy do wyboru zamianę na Lwów, albo Czerniowce. Lwowa nie wybraliśmy ze względu na to, że tam mieszka wielu Żydów… ale jak przyjechałam, i zobaczyłam, ilu ich tutaj jest!”).