Podróż Sardynia, tam i z powrotem (ciąg dalszy nastąpi) - Olbia, pierwsze impresje (17 II 2009)



Przy schodzeniu do lądowania, spomiędzy chmur wyłania się usiane skalistymi wysepkami wybrzeże Sardynii.

Pierwsze wrażenie po wyjściu z lotniska: jasno, ciepło, cicho. Za oknami autobusu jadącego do centrum przewijają się śródziemnomorskie obrazy: agawy, palmy, lazurowe zatoczki. Olbia jest tylko przystankiem w drodze do Sassari, więc wizyta w tym miejscu ma wiele z impresji. Znalezienie sklepu spożywczego okazało się nie lada wyzwaniem. Otaczająca rzeczywistość najeżona jest butikami i restauracjami.

Mijany na ulicy muzyk grający na trąbce mówi coś po włosku.

-Sono Polaco. Non capisco - odpowiadam. Ten wyraźnie się  ożywia i mocno łamaną angielszczyzną zaczyna opowiadać, jak przez trzy lata grał na ulicach Katowic. Chwila rozmowy, uściski i życzenia powodzenia okraszone szczerym uśmiechem i wonią lokalnych trunków. Droga wiedzie ku przystani z oczekującymi na rozpoczęcie sezonu żaglówkami i motorówkami. Po niebie przetaczają się grafitowe chmury, zza których wyłania się błękit nieba. Pusto.

Rozmiary tego kurortu pozwalają dotrzeć na dworzec kolejowy w zaledwie kilka chwil. Dworcowy zegar mimo upływającego czasu niezmiennie wskazuje 7:05. Na kilkanaście minut przed zaplanowanym odjazdem pojawia się spalinowóz, który zmierza do Sassari, drugiego co do wielkości miasta włoskiej wyspy. Kupiony bilet kasuję w stojącym na peronie automacie. Zawitam w to miejsce ponownie za 21 dni, pod koniec podróży po Sardynii.

  • Img 0276
  • Img 0278
  • Img 0294
  • Img 0314
  • Img 0317
  • Img 0290
  • Img 0325
  • Img 0281