Alicante można odwiedzać przez całe wakacje (sezon trwa tu naprawdę długo), ale chciałam rozpisać moją wizytę jako "podróż" z innego powodu.
Byłam w Alicante pod koniec czerwca, kiedy to w Hiszpanii (a szczególnie w prowincji Walencja) obchodzi się San Juan, czyli ichniejszy odpowiednik Sobótki. W Alicante świętowanie zaczyna się ok. 10 dni wcześniej. Główne atrakcje to:
1) Wielkie rzeźby rozstawione po całym mieście. Są ich dziesiątki, wszystkie stają do konkursu w trzech kategoriach (mniejsze, większe, duże). Niektóre z nich mogą być naprawdę ciekawe, ale w większości są przeraźliwie kiczowate. Niemniej jednak wielką frajdę sprawia wyszukiwanie ich wszystkich, biegając z mapą po mieście. Zgodnie z tradycją rzeźby są palone w noc San Juan. Z tego, co wiem, bardzo podobna tradycja istnieje także w Walencji.
2) Parady! Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam - mieszkańcy organizują kilka parad dziennie przez ponad tydzień! A niektóre z nich są całkowicie improwizowane - po prostu kilku sąsiadów wychodzi z instrumentami i w kostiumach, a ludzie z ulicy przyłączają się do nich spontanicznie.
3) Walki byków, także w wersji łagodnej, czyli bez zabijania zwierząt.
4) Imprezy na plaży do białego rana. Miasto budzi się do życia dopiero ok 23. Niektóre puby otwiera się tu o 2-3 w nocy. Zdecydowanie można pić w miejscach publicznych - w parku, na plaży, na ulicy...
5) Pobudki;) Po szalonych imprezach miasto serwuje rano parady, które mają za zadanie obudzić mieszkańców. W niedzielę, oczywiście, najwcześniej, czyli o 8 rano:) Jest wtedy naprawdę głośno.
6) Sztuczne ognie - nawet w ciągu dnia! (Dla samego huku, nie widoku).
Niestety, nie było mi dane zostać do samego San Juan, dlatego też mam niewiele zdjęć i moja relacja też jest niepełna.