Podróż Belize - Błękit na ostro



- No to siup - wrzeszczę i robię przewrót w tył. Z butlą na plecach, automatem oddechowym w zębach, maską na oczach i duszą na ramieniu. Wpadam do wody ciepłej jak w wannie i czystej jak kryształ. W dodatku chyba w sam środek akwarium! Dookoła mnie uganiają się tysiące ryb w kolorach tęczy, a właściwie koloru koralowego, bo trafiłem przecież na rafę koralową. I to nie byle jaką - drugą co długości barierę zbudowaną przez koralowce na Ziemi - rafę w Belize. Prymat pierwszeństwa dzierży (oczywiście) australijska Wielka Rafa Barierowa, ale Australijczycy to mają wszystko najdłuższe (bez zbędnych skojarzeń, panowie!) - i sjestę, i ciężarówki, i nawet płot przeciw dingo - w poprzek całego kontynentu.

Ryby są żółte i czerwone. Niebieskie i srebrzyste. Metrowe, powolne i majestatyczne, i maleńkie jak płotki uganiające się niecierpliwie. A w końcu pojawia się... Nie! To niemożliwe! "Moje życie nie może się zakończyć w pysku rekina!" - przechodzi mi przez myśl, gdy widzę wrzecionowaty kształt krążący coraz bliżej. I bliżej. I bliżej... Wreszcie wpływa pomiędzy nurków z naszej grupy. Ma dwa metry i małe chytre oczka. My mamy oczy większe niż nasze maski. Natychmiast przypomina mi się rada z  jednego z podręczników dla nurków: "Kiedy zbliża się do ciebie rekin, połóż się na dnie, ruszaj powoli rękami i nogami i usilnie wmawiaj sobie - jestem żółwiem, jestem żółwiem, jestem... I czekaj, aż odpłynie".

 

Dalszy ciąg relacji Marcina Jamkowskiego - o nurkowaniach, zabytkach Majów i innych ciekawostkach Belize - znajdziesz tu (na serwisie Logo24).

  • Z6855030x
  • Z6855038x
  • Z6855050m
  • Z6855056x