Jak wiadomo najlepszym lekarstwem na chorobę morską jest relaks pod dębem. Takim relaksem było zawinięcie na Bornholmie, do Ronne. Port, jak port, ale brak kołysania i słoneczna pogoda, to było to czego brakowało zbolałej duszy pseudo marynarza.
PS. To oczywiście było Ronne, ale na razie nie udaje mi się dodać tej miejscowości ;)