Korea jest cute. Korea jest sympatyczna i chętnie weźmie Cię na stopa. Sprzedawczyni ciasteczek ryżowych pozdrowi Cię na ulicy a uczennice w uniformach będę chciały zrobić sobie z Tobą zdjęcie. Najczęściej jednak spotkasz wszelkiej maści babcie, w 90% w daszkach. Daszki różowe, daszki we wzorki i daszki z prześwitem, zasłaniające całą twarz. Babcie, dziadki i hiking. Hiking mógłby pretendować do narodowego sportu Korei. Bez względu czy to świątek czy piątek, codziennie obserwuję hordy starszych osób uzbrojonych po zęby w kijki hikingowe, buty, ciuchy Northface i z całym pozostałym osprzętowaniem, maszerujących po licznych okolicznych pagórkach. A pagórków w Busanie nie brakuje, całe miasto jest usiane wieżowcami i zielonymi, stromymi górkami.
Czasem Korea zaskakuje dziwactwem. W sobotę natknęłam się na przedziwną trupę muzyków: Frontman wyglądający jak transwestyta z makijażem wywołującym uśmiech na twarzy. Bębniarz w podartych, pozszywanych ciuchach, i kobieta z kloszem od lampy na głowie. I w dwóch spódnicach. Charyzmy dodawała koreańska nuta prosto z lat 80-tych. I żelazne nożyczki, czyli muzyczny gadżet. Ku mojemu zdziwieniu dowiedziałam się, że ten typ przedstawień jest koreańską tradycją. Chcę taką tradycję w Czechach!