Mile się zaskoczyłam, kiedy odkryłam jak wiele oferuje koreańska kuchnia weganom/wegetarianom. Przede wszystkim dużo przystawek takich jak kimchi (no ba, to najważniejsze!), glony (Gim), różne warzywa w sosie sojowym, daikon (chińska rzodkiew) i inne. Nieprzerwanie króluje BiBimBap, tzn. ryż wymieszany z kiełkami, sałatą, glonami i resztą podręcznych warzyw, wszystko w pikantnym chili sosie. Może być na gorąco lub na zimno, zawsze serwowany z jajem na wierzchu, więc mam zabawę tłumacząc w restauracji "no egg on the top".
W Busanie spożywa się sporo ryb i innych mieszkańców morza, co nie dziwi zważywszy na fakt, że Busan jest największym portem w Korei, stąd stały dostęp do morskiej świeżyzny. Na tyle świeżej, że możesz się spodziewać żywej kałamarnicy na talerzu. Łapiesz za macki i wciągasz.
Jak dobrze, że jako weganka mam to z głowy.