wizyta w wiosce z domami-ulami okazała się wielką porażką - cepelia, pokazówka dla turystów, pozowanie do zdjęć, a na końcu - bezczelne żądanie zapłaty... naprawdę średnia, upokarzająca w pewnym sensie nawet przyjemność...
żeby się tam dostać i nie zmarnować na to całego dnia, zapisałyśmy się na oferowaną w hotelu wycieczkę. rano podjechał pan w stylowym mercedesie, ale okazało się, że nici z luksusów - nie byłyśmy jedynymi uczestniczkami wyprawy". jechała z nami jeszcze trójka innych turystów - było dosyć ciasno, ale za to zabawnie. tylko te ule przyprawiły nas o skrajne reakcje - głupawkę i napady lekkiego wścieku. w dodatku właściciel hotelu trochę nas także okantował - olga miała za zadanie wykłócić się o to po powrocie i chyba nawet doszła do jakiegoś porozumienia w tej kwestii.
zamek wardan za to całkiem przyzwoity. trzeba było zapłacić za bilecik (niewiele, pewnie z jakieś 100 S £, nie pamiętam), ale przynajmniej było to od samego początku jasne. surowy pan bileciarz okazał się zresztą bardzo sympatyczny i trochę poprawiły nam się humory ;)