Podróż Katalońskie skarby - dzień pierwszy - W stolicy Costa Brava



2017-06-24

 20 sierpnia 2016(sobota) - dzień pierwszy.

     Lądujemy w Gironie. Już przy autokarach czekających na lotnisku dochodzi do zabawnej sytuacji. Za szybą każdego z nich znajduje się plansza z tytułem imprezy na którą wybierają się pasażerowie samolotu. W jednym z nich plansza ma tytuł "Skarby północnego wybrzeża", na drugiej "Uroki Morza Śródziemnego". Dla niemałej grupy skarby i uroki to to samo. Jak się okaże później, skarby są bardzo urokliwe. Wątpliwości rozwiewają piloci, którzy pojawiają się przy autokarach. Jedziemy do Lloret de Mar, stolicy północnego wybrzeża. To też jest dość dziwne. Geograficznie rzecz ujmując hiszpańskie wybrzeże północne to przecież wybrzeże nad Zatoką Biskajską. Po ok. godzinie jazdy, Lloret oddalone jest od Girony o 40 km, jesteśmy na miejscu. Mieszkać będziemy w oddalonej od centrum części miasta, co okaże się bardzo dopbre , bo miasto w sezonie nie zasypia przez całą dobę. Przy głównej ulicy klub znajduje się obok klubu, to tu kręcono pewien serial dla TV Polsat, którego nikt nie ogląda, ale wszyscy wiedzą o który serial chodzi.

            Zaraz po zakwaterowaniu wyruszamy na rekonesans po najbliższej okolicy. Nietrudno zorientować się w którą stronę należy iść nad morze. Mnóstwo osób w strojach kąpielowych owinięci ręcznikami czy w plażowych strojach wskazuje kierunek. Szeroką, ruchliwą ulicą schodzimy na brzeg morza. Nadmorska alejka pełna jest kafejek i małych restauracji w których podawane sá śródziemnomorskie specjały, od sałat przez frutti di mare na deserach kończąc. Miłośnicy kanapek i pizzy też będą usatysfakcjonowani, nikt nie będzie tu głodny. Plaża jest dość szeroka, żwirowa, stąd wiele osób zaopatrzyło się w specjalne obuwie, wyglądem przypomina ono adidasy na gumowej podeszwie. Cena 10 euro, czas użytkowania do 2 tygodni.  Wybrzeże jest skaliste, maleńkie zatoczki wciskające się w ląd pełne są małych rybek, woda skrzy się w promieniach zachodzącego słońca wszystkimi odcieniami niebieskiego, od błękitu aż do szmaragdowego. Klify porasta śródziemnomorska roślinność wśród których piętrzą się mniej lub bardziej eleganckie wille. Moje zainteresowanie wzbudza niewielki zameczek w najwyższym punkcie klifu, symbol Lloret de Mar widoczny na wielu pocztówkach z Costa Brava. Okazały zamek warowny nie ma jednak żadnej wartości historycznej. Wybudowany w 1936 roku był spełnieniem marzeń bogatego milionera z branży cukierniczej mieszkającego w Barcelonie. Właściciel zamku Narcis Plaja zrealizował projekt w stylu gotyckim. Mimo, że budynek jest całkowicie prywatny, to można go obejrzeć z bliska, bo prowadzi obok niego nadmorska ścieżka. Łatwo ulec złudzeniu, że to odrestaurowany typowy zamek średniowieczny.  Posiada elementy typowe dla gotyku, okna z charakterystycznymi ostrołukami. 

Wędrujemy ścieżką pnącą się klifem  mijając mnóstwo ludzi. Przeważają Rosjanie, ale sporo jest Niemców i Hiszpanów. Im wyżej tym ładniejszy widok. Niestety, zabudowanie prywatnymi willami tej części klifu, spowodowało niemożność przejścia do Tossa de Mar, maleńkiej mieścinki nieopodal. 

Po spacerze wracamy do hotelu na pyszną kolację. To prawdziwe zaskoczenie, pierwszy raz jesteśmy na objazdowej wycieczce w Europie,  gdzie kolacje i śniadania serwowane są w postaci bufetu. Piętrzą się stosy pomidorów, oliwki różnego koloru pływają w wielkich misach, strugane marchewki, szatkowana kapusta i sałata a do tego mięsa i ryby, na paterach kilka rodzajów ciast i owoców, sprawiają, że mam wrażenie wykwintności hiszpańskiej kuchni. 

Lloret de Mar ma długą historię. Już w 3 wieku zamieszkują tu Rzymianie i Iberowie. W pierwszych latach 11 wieku na wybrzeżu powstaje warowny zamek, który ma chronić mieszkańców przed zakusami piratów docierających tu z północnej Afryki na okrętach. Osadnicy przenoszą się w głąb lądu. W czasie rekonkwisty miasteczko z przyległościami przechodzi w ręce Zakonu Santiago, skupiającego rycerzy broniących pątników zdążających do Composteli, która była wtedy jednym z trzech głównych celów pielgrzymkowych dla ludzi różnych stanów. 

Pewnego dnia po powrocie z planowej wycieczki i krótkim pobycie na plaży udajemy się w nieznaną nam część miasta. Uliczki są strome i wąskie, często do domów położonych w górnej części prowadzá schody. Dochodzimy do placu na którym znajduje się kościół parafialny, które swe początki ma w pierwszych latach 16 wieku. Od wielu dziesięcioleci centrum miasta znajdowało się nad morzem, stąd też władze miasta postanowiły zbudować nowy kościół. Jednonawowa świątynia w stylu gotyku katalońskiego powstała w miejscu, gdzie wcześniej składowano węgiel. Stąd nazywano ją Sa Carbonera, a że wybrzeże dalej było celem ataków, głównie algierskich i tureckich piratów, kościół wzmocniono murem otaczającym dzwonnicę, a na jego dziedziniec można było dostać się tylko przez most zwodzony. Plac kościelny otoczono głębokim rowem. W późniejszych latach, aż do 17 wieku dobudowywano kolejne kaplice boczne w stylu renesansowym. Kościół niestety nie zachował się, poza rysunkami, w pierwotnej postaci. Na początku 20 wieku władze miasta zadecydowały o przebudowie kościoła. Zachowując gotycką podstawę i renesansowe elementy dodano modernistyczne fragmenty z widocznymi wyraźnie elementami architektury bizantyjskiej i muzułmańskiej. Ten modernistyczny styl kościoła sprawił, że w czasie wojny domowej, tak jak większość budynków w tym stylu, został zniszczony. Na zewnętrznej ścianie w górnej jej części znajdują się wizerunki apostołów. Patrzą oni na miasto, a nie w morze, symbolicznie strzegąc turystów i zagrożenia upatrując w klubach i dyskotekach, a nie w statkach przybijających do brzegu.

Jak łatwo zgubić się w nadmorskiej części miasteczka pełnej wąskich stromych uliczek przy których stoją podobne kamienice i domy uświadamiają mi 2 nastolatki, na oko gimnazjalistki, biegające nerwowo od  jednego rogu ulicy do następnego nerwowo zaglądając w zakamarki. Jedna z nich na propozycję pomocy z płaczem informuje nas, że przyjechały dzisiaj i wybrały się na plażę, a teraz nie mogą znaleźć drogi do hotelu. Na szczęście nieopodal zatrzymuje się taksówka. Kierowca obiecuje dowieść dziewczynki do hotelu.

 

  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar
  • Lloret de Mar