Podróż Ameryka Środkowa - GWATEMALA, ANTIGUA



Gdyby ktoś zapytał mnie gdzie w Ameryce Środkowej podobało mi się najbardziej, gdzie czułam się najlepiej, albo gdzie bym najchętniej wróciła, odpowiedziałabym po trzykroć – Gwatemala.

Gdybym jednak przed wyjazdem obejrzała dokument ''Ewolucja przemocy'', który zobaczyłam niemal rok później, do wyjazdu mogłoby nie dojść. Konkluzja tego filmu jest taka, że w Gwatemali 3 razy łatwiej o śmierć niż w Iraku. Ale na miejscu, nic takiego nie przyszło nam to do głowy, choć wiedzieliśmy o grasujących tam, podobno najokrutniejszych na świecie gangach [ maras ], o przynależności do których świadczą tatuaże [ masz tatuaż – nie masz pracy ]. Poza stolicą nawet przez moment nie poczuliśmy się zagrożeni.

W Gwatemala City właścicielka naszego hostelu z XI dzielnicy zabroniła nam brać do centrum czegokolwiek – większej gotówki, dokumentów, małego plecaka czy, broń Boże, aparatu. I głównie to, i wcześniej przeczytane opinie o przemocy w historycznej części miasta sprawiły, że nawet pościg policjanta za złodziejem nie zrobił na mnie większego wrażenia, no bo właśnie na to zostałam ''mentalnie '' przygotowana.

Gwatemala, w której się zakochałam była zupełnie inna. Przede wszystkim nieprawdopodobnie kolorowa. Wytyczyliśmy sobie dwie główne bazy – jedną w mieście Antiqua, drugą w okolicach jeziora Atitlan. Dawna stolica jest rzut kamieniem od tej obecnej, ale żeby tam dojechać najpierw musieliśmy przedrzeć się przez miasto miejskim autobusem, a to była cała wyprawa.

Z Hondurasu dotarliśmy na dworzec autobusowy w Gwatemala City – największy w Ameryce Środkowej, dojście do autobusu wyłożone było … czerwonym dywanem i obstawione złotymi pachołkami. Poczułam się w tym miejscu trochę nie na miejscu – zmięta po 9 godzinach jazdy i z wielkim zakurzonym plecakiem, ale zaraz pojawił się realny problem. Trzeba było do tego autobusu wsiąść przez zamontowane zaraz przy drzwiach barierki podobne do tych w naszym metrze, a to nie dość , że z bagażem wymaga niemalże cyrkowych umiejętności [ zwłaszcza dla osoby, mojego, niewielkiego wzrostu ], to jeszcze niezbędna jest do tego specjalna karta. Na dworcu można ją oczywiście kupić, ale nam była potrzebna tylko na ten jeden przejazd. Sprawę załatwił za nas elegancko ubrany ochroniarz kolejki, poprosił żeby ktoś kliknął za nas swoją kartą , a my oddaliśmy temu komuś pieniądze.

Gdy dotarliśmy do samego centrum, przesiedliśmy się do taksówki, a potem jeszcze do chicken busa, do którego jak tylko ruszyliśmy wbiegł uliczny sprzedawca i zaproponował … gorącą pizzę.

W chicken busie naprawdę można kupić wszystko nie ruszając się z miejsca, od szczoteczki do zębów, po zegarek, nie mówiąc o czymś tak podstawowym jak jedzenie. Wszystko zależy od tego na jakiego wędrownego sprzedawcę się trafi. Kto by to nie był, wsiada po drodze, wygłasza swoją przemowę, sprzedaje to co ma i nie zdarzyło się ani razu, żeby nie znalazł choćby jednego nabywcy dla swoich absurdalnych, wydawałoby się w takim miejscu towarów. Sami kupiliśmy książki dla dzieci żeby się uczyć hiszpańskich słówek. Co mają z tego kierowca i jego pomocnik ? Zwykle dostają to, co inni muszą kupić.

Zresztą pomocnik kierowcy to cała instytucja - oczywiście to mężczyzna, najczęściej młody. Jego zadaniem jest nie tylko naganianie klientów na dworcu, albo także wypatrywanie ich po drodze i pakowanie bagaży na dach. Najbardziej nieprawdopodobne jest to, jak taki pomocnik zbiera pieniądze od pasażerów. Bo nie ma żadnych kiosków z biletami, nie płaci się też przy wejściu , pomocnik zbiera pieniądze podczas jazdy, żeby nie tracić czasu. Jak on rozpoznaje tych co już zapłacili, od tych co niedawno wsiedli, to dla mnie wielka zagadka, poza tym potrafi przejść na koniec autobusu w największym ścisku w poszukiwaniu niezapłaconego pasażera. Chapeau bas !

ANTIGUA

Antiqua leży zaledwie kilkanaście kilometrów od stolicy, które pokonaliśmy w ok. 30 minut. Spodziewaliśmy się malutkiego kolonialnego miasteczka z brukowanymi ulicami, a przyjechaliśmy do całkiem sporego miasta z 35 tyś. mieszkańców. Na szczęście, poza tym, że w poszukiwaniu wybranego hostelu kilkukrotnie obeszliśmy jeden kwartał, wcale nie było to odczuwalne.

Antiguę założyli Hiszpanie w 1543 jako stolicę swoich kolonialnych posiadłości w Ameryce Środkowej. Nazywała się imponująco - La Muy Noble y Muy Leal Ciudad de Santiago de los Caballeros de Guatemala, czyli "Najbardziej Zaszczytne i Najwierniejsze Miasto Świętego Jakuba od Rycerzy Gwatemali". W XVIII wieku miasto zniszczyły dwa potężne trzęsienia ziemi, dlatego postanowiono zbudować stolicę w innym miejscu. Władze nakazały opuszczenie zrujnowanych domów, jednak część mieszkańców została i dzięki nim dziś Antiqua nie jest kupą kamieni, choć nigdy nie odzyskała dawnej świętości. Dla odróżnienia od nowej, starą stolicę nazwano Antigua Guatemala, czyli stara Gwatemala i taka jest jej oficjalna nazwa.

Mimo, że od ostatniego trzęsienia Ziemi minęło niemal 250 lat, z braku pieniędzy nie wszystko zostało odbudowane. Najbardziej zaskakująca pod tym względem jest katedra, która choć ma zadbaną fasadę, naprawdę interesująca jest na ''zapleczu''. Gdy weszliśmy do środka, od razu wyczuliśmy, że coś jest nie tak, bo nawa główna jest bardzo krótka, a boczna nieproporcjonalnie długa. Jakieś duchy tego miejsca zaprowadziły nas wprost do wyjścia na tyły i dopiero tam zobaczyliśmy ogrom tej budowli – kiedyś jednego z największych kościołów w Ameryce Środkowej. To było nasze najciekawsze odkrycie w tym mieście. Można też podziwiać inne zrujnowane wnętrza, pod warunkiem ,że się akurat trafi na stróża i będzie się miało przekonujący argument w postaci kilku quetzali.

Drugim wielkim zaskoczeniem w Antigule, chociaż z zupełnie innej bajki był dla nas miejscowy Mc Donald's, do którego weszliśmy nie wiedząc co to za miejsce. Takiego wnętrza [ a zewnętrzna w postaci patio zwłaszcza ] nie powstydziłaby się żadna renomowana kawiarnia czy restauracja. Sieciowy fast food musiał się dostosować do kolonialnego zabytku [także meblami i oświetleniem] i trzeba przyznać, że zrobił to z klasą. 

Najbardziej charakterystycznym dla miasta budynkiem jest jednak żółty Łuk św. Katarzyny, nie można też przeoczyć najstarszego w tej części świata Uniwersytetu św. Karola zamienionego w muzeum, siedziby dawnych kolonialnych władz -  również tylko częściowo odbudowanego Pałacu Kapitanów [ przy rynku ] i punktu widokowego na wzgórzu Cerro de la Cruz, z potężnym krzyżem widocznym z każdej ulicy. Najlepiej do Antiguy przyjechać w okresie wielkanocnym, miasto słynie z wielkotygodniowym procesji. My byliśmy tam w styczniu, więc podziwialiśmy tylko wielkie platformy ze stacjami drogi krzyżowej z naturalnej wielkości figurami, czekające na swój czas na dziedzińcu jednego ze zrujnowanych kościołów. Mimo, że ważą sporo, są noszone przez mieszkańców na ramionach i to wcale nie w ramach pokuty, wręcz przeciwnie – w nagrodę .

Miasto, wpisane w 1979 roku na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO słynie także ze szkół hiszpańskiego, do których przyjeżdżają głównie Amerykanie z Północy i Europejczycy. Kilku uczniów mieszkało w naszym hostelu. Wieczorami, siedząc na dachu z widokiem na wulkany próbowali się dogadać np. Niemiec, Francuzka i Amerykanin, mogli mówić po angielsku, ale ambitnie ćwiczyli hiszpański.

Z Antiguy warto wysłać pocztówki, bo w Ameryce Środkowej to dość deficytowy towar, a w tym mieście nie dość, że są, to jeszcze wyjątkowo ładne – najlepiej ich szukać w niewielkim sklepiku przy głównym rynku. Problem z wyborem możecie też mieć na miejscowym Mercado de artesanias, ja kupowałam obrożę dla psa jakieś 20 minut, ale warto się targować, bo cena spada nawet o połowę.

Ponieważ ani w Salwadorze, ani w Nikaragui nie zdobyliśmy żadnego wulkanu, postanowiliśmy to nadrobić w Gwatemali. Myśl ta przyszła nam do głowy w Antigule, bo to miasto otoczone trzema wulkanami, na południu wznosi się wulkan Wody [ kiedyś w jego kraterze było jezioro ], na zachodzie Acatenango [wygasły, ale najwyższy - prawie 4 tyś. m n.p.m. ] i ciągle aktywny Wulkan Ognia. My wybraliśmy ich ''mniejszego brata'' - Wulkan Pacaya (2552 m), 25 km od miasta [ wycieczkę można kupić w każdym hostelu, kosztuje ok. 60 zł ].

Wulkan Pacaya drzemie sobie smacznie, ale od czasu staje się bardzo niebezpieczny. W 2010 roku mocno poturbował miasteczko, które leży u jego podnóża i wciąż można trafić na atrakcje typu spływająca lawa. Nie wchodzi się na jego szczyt ze względu na trujące wyziewy, za to w planie wycieczki jest pieczenie pianek [ ulubionych słodkości małych Amerykanów Północnych ] w jamie z żarzącymi się kamieniami i wejście do naturalnej sauny czyli dziury w zboczu wulkanu. Zwieńczeniem dnia, jeśli wybierzecie się na popołudniową wspinaczkę będzie spektakularny zachód słońca z trzema kolejnymi wulkanami w tle i [ w innym miejscu ] widok na oświetloną stolicę. Absolutnie warto, tylko zanim się tam wybierzecie, zjedzcie porządny obiad, albo weście coś ze sobą bo wspinaczka, choć nie należy do trudnych mocno zaostrza apetyt. Gdyby kogoś rozbolały nogi, może pokonać część trasy konno [ grupa jeźdźców liczących na zarobek towarzyszy każdej wycieczce ]. 

Z Antiguy postanowiliśmy sobie zrobić jeszcze jeden wypad, ale zupełnie we własnym zakresie. Musieliśmy uciekać z Karaibów w Hondurasie, postanowiliśmy więc jeszcze raz spojrzeć na Pacyfik. Po 5-u godzinach jazdy 4 środkami lokomocji dojechaliśmy do ulubionego kurortu mieszkańców stolicy - Monterrico. O kąpieli nie było jednak mowy, huk oceanu zagłuszał myśli, a prądy, nawet w płytkiej wodzie były tak potężne, że nawet Łukasz nie zabawił tam długo. A i plażowanie na piekielnej patelni nie wyszło najlepiej, bardzo długa fala, która wspięła się na sporą górkę zalała nam dosłownie wszystko.

Ale mimo tego wszystkiego nie żałowaliśmy tej wyprawy. Na czas suszenia, wpadliśmy do plażowej, bardzo przyjemnej knajpki pod palmową strzechą, a potem na główną ulicę na obiad w towarzystwie kury i kaczki, nie licząc psa. Największą zaletą tego miejsca było to, że było po sezonie. Powrót wypadł dużo łatwiej niż dojazd, głównie dzięki temu, że nie daliśmy się nabrać, naganiaczom, którzy próbowali nam wmówić [ nie patrząc w oczy, co jest bardzo ważną wskazówką ], że nic już tego dnia bezpośrednio do Antiguy nie jedzie. W przewodniku LP jest napisane ,że jedzie i jechało .

  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua , Łuk św. Katrzyny
  • Antigua , katedra przed wiekami
  • Antigua, katedra częściowo wciąż nieodbudowana
  • Antigua, katedra wciąż częściowo nieodbudowana
  • Antigua, jeden z nieodbudowanych kościołow
  • Antigua, dawny uniwersytet, dziś muzeum
  • Antigua, dawny uniwersytet, dziś muzeum
  • Antigua, dawny uniwersytet, dziś muzeum
  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua, Mercado de Artesanias
  • Antigua, Mc Donald's
  • Antigua, Mc Donald's
  • Antigua, chicken bus
  • W drodze na wulkan Pacaya
  • W drodze na wulkan Pacaya
  • Wulkan Pacaya
  • Widok z wulkanu Pacaya
  • Widok z wulkanu Pacaya
  • Widok z wulkanu Pacaya
  • W drodz do Moterrico
  • W drodz do Moterrico
  • Monterrico, plaża nad Pacyfikiem
  • ?