Z uwagi na bliskość Afryki, którą uwielbiam, nie mogłam się oprzeć, aby choć na chwilę nie znaleźć się na afrykańskim kontynencie. Miasto Tarifa jest najbardziej wysuniętym na południe miastem kontynentalnej Hiszpanii. Z jego okolic widać oddalone zaledwie o 20 kilometrów wybrzeże Afryki, a w nocy widać światła afrykańskiego miasta Tanger. Leży ono nad Cieśniną Gibraltarską i to tutaj łączy się Ocean Atlantycki z Morzem Śródziemnym. I do tego miasta właśnie płynę promem, by przez kilka godzin spacerować po starej dzielnicy miasta, czyli medynie, położonej tutaj na wzgórzu. Wśród nieco podniszczonych budynków i różnych zaułków można wczuć się w orientalny urok tego miejsca. Jest gwarno, mnóstwo kolorów i dźwięków. Ten chaos, zapach, stragany pełne świeżych owoców i warzyw… Tutaj toczy się zupełnie inne życie, jakby czas zatrzymał się kilka wieków temu. Zawsze jestem zauroczona takim miejscem, gdzie zgubić się i odnaleźć w labiryncie wąskich uliczek jest bezcenne. I to przytrafiło mi się tutaj dosłownie.
Akurat trwa w Maroko ramadan czyli 30-dniowy post obowiązujący wyznawców islamu. Więc mam okazję próbować popularnych w czasie ramadanu bardzo słodkich ciasteczek z miodem chabakia. Maroko odwiedzę kiedyś na dłużej, bo ta chwila to tylko migawki, które pozostaną jednak w pamięci na długo.