Noc spędzamy w porcie i bardzo wcześnie rano wypływamy w kierunku Rinca.
Wyspa jest niesamowicie piękna i dzika,o wiele piękniejsza niż Komodo.Tu też mamy szanse spotkać warany.Idziemy znowu ze strażnikami parku uzbrojonymi po zęby w jakieś kije.Na niektórych drzewach straszą nas czaszki pożartych zwierząt,może są i ludzkie.Nawet się nie przyglądam.
Krajobraz wyspy cudowny,idziemy gęsiego i robimy foty.Nagle JEST!!!Siedzi sobie wygodnie w błotnistym rowie i łypie na nas okiem.Wszyscy łapią za aparaty,a waran myśli kogo pożreć.Ponieważ jest upał to i wolno mu myślenie idzie.Zostawiamy go w tym błocku i gęstej trawie i wracamy do punktu wyjścia.
Rinca jest zachwycająca. Płyniemy dalej i dopływamy do kolejnej niebiańskiej plaży. Wszyscy bawią się w wodzie, a ja niestety zostaję na pokładzie ( czy wspominałam już,że nie umiem pływać?)
Późnym popołudniem wszyscy wracają na pokład i stateczek rusza na zachód. Płyniemy całą noc,a gwiazdy patrzą na nas. Rankiem, tuż przed wschodem słońca zatrzymujemy się przy kolejnej wysepce na której znajdujemy maleńką wioskę i piękny wodospad.Tu wszyscy ochoczo pluskają się w wodzie i podziwiają rafę koralową.Potem już cała naprzód i wiele godzin przed nami.Trzeba dopłynąć na Lombok.
Szczęśliwie dopływamy do wyspy,gdzie czeka na nas autokar.Jedziemy do Sengiggi,my w połowie drogi przesiadamy się i jedziemy taksówką do Kuta.
Rejs był niezapomniany i dostarczył nam wiele wrażeń,ale przed nami kolejny etap podróży.