Góry Bihor (a właściwie Bihar) położone są w Karpatach Zachodniorumuńskich zwanych także górami Apuszeni. Ich najwyższy szczyt – Curcubata Mare osiąga 1849m npm. Paradoksalnie największe atrakcje tych gór skrywają się bardzo nisko, nieraz wiele metrów pod powierzchnią ziemi. Są to wszelkiej maści utwory krasowe jak jaskinie, w tym jaskinie lodowe, ponory, wywierzyska, przepastne wąwozy, ściany skalne, studnie krasowe zwane awenami, polja krasowe, uwały, czy – co może najbardziej zaskakiwać – podziemne rzeki! Nie ma drugiego takiego miejsca w Karpatach, gdzie zjawiska krasowe byłyby rozwinięte na taką skalę jak w Bihorze.
Mnóstwo tu ukrytych skarbów: można szukając Bramy Bihoru znaleźć kopalnie uranu.
Muszę przyznać, że ledwie musnęłam Rumunii, a bogactwo samych trzech krain: Maramuresz, Bukowina, Siedmiogród – przerosło moje oczekiwania. To wspaniały kraj, który ma wszystko, to co mnie pociąga, zachwyca, inspiruję. Przede wszystkim jest jeszcze bardzo naturalny, nie ujednolicony, przez co prawdziwy w swej prostocie. Symbolem tego były dla mnie stogi siana, najprostsze, a tak poruszające. Było ich mnóstwo, tak jak powszechna jest nadal gospodarka pasterska, więc stada owiec, krów, koni pasących się na halach czy połoninach... i dźwięk dzwoneczków. Ogromna ilość wozów zaprzęgniętych w konie, a nawet dwa razy widziałam wóz ciągniony przez woły /niestety nie zdążyłam zatrzymać kierowcę samochodu, echh/. Mieszkańcy są sympatyczni i otwarci, ciorby pyszne, a jakość pensjonatów w porównaniu do ceny wysoka. Na pewno tam wrócę, ponieważ ilość rzeczy i miejsc, które chciałabym zobaczyć jest duża. Do tego poczucie „powrotu do przeszłości” bezcenne.