Podróż Czarnogórska przygoda - Bar



Naszym celem była miejscowość Bar.

To miasto liczące ok. 13 tyś mieszkańców i ważny ośrodek komunikacyjny ze względu na największy port morski w Czarnogórze i zarazem jeden z najważniejszych portów morskich byłej Jugosławii, połączenie promowe z portami Ankona i Bari po drugiej stronie Adriatyku oraz początek linii kolejowej łączącej Belgrad i Podgoricę.

Dzieli się na Stary Bar i Nowy Bar.

Obecnie w Starym Barze znajduje się jedno z najlepiej zachowanych miast warownych, którego powstanie datuje się na VI w. Zajmuje on spory teren otoczony murami, malowniczo położony na wzniesieniu skąd roztacza się wspaniały widok na Nowy Bar, port i Adriatyk.

Nasze lokum to jacht „Maria” na którym spędziliśmy dwa tygodnie.

W planach mieliśmy zwiedzenie wielu według nas ciekawych miejsc w Czarnogórze, jednak szalejące pożary w górach skutecznie uniemożliwiły nam realizację naszych planów. Nie dotarliśmy między innymi nad rzekę Tarę, gdzie planowaliśmy rafting tą rzeką i nad Jezioro Szkoderskie.

Poruszaliśmy się wzdłuż wybrzeża, gdyż tylko tam drogi nie były pozamykane.

Byliśmy w szoku kiedy chodziliśmy po mieście, lub siedzieliśmy na jachcie w porcie, kiedy na promenadzie grała muzyka i kwitło życie a wystarczyło podnieść głowę żeby zobaczyć szalejący po górach ogień.

Może jako ciekawostkę dodam że Adam miał swój udział w gaszeniu pożaru w górach.

Zaprzyjaźniony Polak mieszkający od ponad 20 lat w Barze opowiedział że mieszkańcy Baru wysoko w górach wypasają swoje zwierzęta i mają pasieki. Ponieważ pożary rozszalały się na dobre trzeba było jechać je gasić i zadbać o zwierzęta. I pojechali z panem Zygmuntem, Adam i Piotr-polak, którego tam poznaliśmy. Niestety mnie tam nie było więc opiszę tylko to co usłyszałam z opowiadań męża.

Jechali jakimś mocno już zużytym autem- coś jak nasze żuki kiedyś. Wijącymi się wąskimi drogami coraz wyżej w góry. Roślinność niska, same wysuszone krzaki. W górach zastali pasterskie domy gdzie na dole były zwierzęta a u góry żyli ludzie. W podłodze duże szpary między deskami, żeby ciepło jakie oddawały zwierzęta ogrzewało izby mieszkalne. Dostali wielkie wory napełnione wodą z jakimiś pompkami i biegali z tym po górach wylewając wodę wprost na płomienie. Po ciężkiej pracy Czarnogórcy poczęstowali ich posiłkiem, czym chata bogata, czyli wszystko co sami wyprodukowali w górach. Jednak nie bardzo im smakowało ponieważ zapach zwierząt stłoczonych „pod podłogą” nie był najprzyjemniejszy.

W drodze powrotnej ogień już tak szalał że wielkie języki ognia przeskakiwały przez drogę którą jechali. Pan Zygmunt chciał zawracać, jednak Adam stwierdził że woli ryzykowną jazdę w ogniu niż pozostanie w płonących górach i na złamanie karku jechali w dół wśród płomieni ognia. Dopiero jak byli na dole  to zastanowili się jak ryzykowali.

Dwóch Polaków na wakacjach w sandałach i krótkich spodenkach biegających po płonących górach to musiał być dopiero widok.

Dla nas to przygoda, ale dla nich to walka o przetrwanie.

 

  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Stary Bar
  • Stary Bar
  • Stary Bar
  • Stary bar
  • Stary Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar
  • Bar