Tu zawsze było blisko do jakiejś granicy. Przed rozbiorami w rejonie szczytu Hnitessa (1759 m.) schodziły się granice Rzeczypospolitej, Węgier i Mołdawii; w okresie międzywojennym na szczycie Stog (1643 m.) zbiegały się granice Polski, Czechosłowacji i Rumunii.
Przełęcz Prislop odgradza Maramuresz od Bukowiny, jest także granicą pomiędzy Transylwanią a Mołdawią. Pasul Prislop, położona na wysokości 1416 m n.p.m to dobra baza do pieszych wędrówek, gdyż rozdziela Góry Maramorskie od gór Rodniańskich. Przełęcz jest znakomitym punktem widokowym na te pasma, a także na położone na wschodzie Obczyny Bukowińskie. Przed wojną, gdy północno wschodnia część tych gór należała do Polski, piękną kartę zapisała tu turystyka polska. Szlaki przecierali Mieczysław Orłowicz i Hugon Zapałowicz. Na górskie wyrypy przyjeżdżało tu wielu zapaleńców ze Lwowa.
My postanowiliśmy rozbić nasz pierwszy biwak na Przełęczy, aby zasypiać i budzić się z niezapomnianymi panoramami. Postanowienie to jedno, pogoda, to drugie. Wydzieraliśmy widoki mgłom, spaliśmy otuleni białym mlekiem i tysiącem dzwoneczków, niewidocznych owiec, a w nocy zbudził nas tętent i rżenie galopującego konia. Jakim cudem nas nie stratował, nie wiem, ale wrażenie na pewno nie zapomniane. Rano przyszły psy pasterskie, nieufne, ale nie agresywne. Całkiem sympatyczne. Jednym słowem nocleg na legendarnej przełęczy, jakieś 15 kilometrów od dawnej naszej granicy.
Bertold Merwin, doktor filozofii, w czasie I wojny światowej był oficerem II Brygady Legionów Polskich. Swoje przeżycia i spostrzeżenia opisał w książkach „Legiony w Karpatach” (1915), „Legiony w boju” (1916), „Z życia w Legionach” (1918). W tej drugiej barwnym językiem opisuje ciężkie walki, jakie na Prislopie w dniach 18 – 22 stycznia 1915 stoczyli z żołnierzami rosyjskimi polscy legioniści:
„Legiony idą przez Prislop, 1.413 metrów wzwyż. Bajeczną serpentyną, wijącą się po stokach tej góry coraz śmielszemi skręty aż do samego szczytu, do samej przełęczy. Im wyżej w górę, tem śnieg większy, gęstszy, natrętniejszy. Wreszcie: zadymka straszna, chaos białych płatów, kłębiących się wśród gęstej mgły – świata bożego nie widzisz! Wali ci w twarz zmokłą wciąż śnieg, otula cię warstwa stwardniałego, zlodowaciałego śniegu i tak sunie oddział za oddziałem przez Prislop na front (…) forsować gościniec ku Kirlibabie. Bo o ten gościniec tu chodzi. To klucz sytuacyi. To jedyna droga, wiodąca na Węgry, główna arterya ruchu z głębi Bukowiny, z Kimpolungu, z Seledynu, z Dorna Watry. (…)
Więc poczęły się pięciodniowe, straszne, zawzięte, mordercze boje o ten klucz sytuacyjny, o gościniec z Prislopu do Kirlibaby i o tę miejscowość samą, boje, stoczone między 18 a 22 stycznia 1915 roku (…). A było tych pięć dni zmagań się batalionów Legionów okropną szkołą wytrzymałości żołnierskiej, szkołą, jakiej nasi żołnierze nigdy jeszcze w ciągu swej służby wojennej nie przechodzili. Dniem i nocą leżą ludzie bez przerwy i zluzowania, na pozycyach, wśród śnieżnych pól, w lasach, na głazach górskich, w tyralierce, wśród zawieruchy, bezustannie elementarną mocą szalejącej. Ognisk palić nie wolno… Wróg zbyt bliski… Ciepłej strawy ugotować niepodobna… Ogrzać się nie ma gdzie… (…) "
Dzisiaj o tamtych czasach świadczy jedynie skromny cmentarz i ślady okopów za schroniskiem na przełęczy.
Następny nocleg również na przełęczy - a właściwie nad, tym razem Rotunda. I do tego wybraliśmy całkiem dobrze widoczny dawny okop, z wałami i różnymi umocnieniami. Miejsce na biwak polecam.