Gdy w średniowiecznym Edynburgu Stare Miasto stało się za ciasne dla jego mieszkańców w XVIII w. burmistrz podjął decyzję o budowie Nowego Miasta. Powstało po północnej stronie Wzgórza Zamkowego. Od samego początku było dzielnicą arystokracji i bogatych mieszczan. Do dzisiaj zachowało swój charakter. Ci, których nie było stać na inwestycję pozostali na Starówce. Zasypano także jezioro leżące u stóp Zamku. Przez lata trafiały do niego ścieki ze Starówki. Dzisiaj na tym miejscu rozciągają się Princes Street Gardens. Roślinność jest bujna, a trawa zielona.
Princes Street to główna handlowa ulica Edynburga. Najdroższe sklepy. A w zasadzie tylko pół ulicy, bo druga strona to Ogrody, a po naszemu park. Tutaj mężowie, leżąc sobie na trawie i patrząc w błękit nieba, oczekują na żony buszujące po ekskluzywnych butikach.
Obecnie widok Princes Street zakłóca budowa linii tramwajowej. Ta inwestycja trwa już kilkanaście lat i końca nie widać. A widać za to rozkopane ulice i szpecące płoty ogradzające place budowy, na których nic się nie dzieje. Rozpoczęto od zakupu tramwajów, które spokojnie sobie czekają na swój czas. Zmieniają się koncepcje, a linii tramwajowej nadal nie ma. Wydano już setki milionów funtów. Z oszczędnością nie ma to nic wspólnego. W Poznaniu nie do pomyślenia ! Ale Szkotów stać na to. ;-)
Rose Street, kameralna uliczka, równoległa do Princes Street, jest natutalnym zapleczen dla słynnej arterii. Po obu stronach napotykamy ciąg pubów, kawiarni i restauracji. Wybieramy, jak nam się wydaje, najbardziej szkocką. Od razu okazuje się, że z miłą polską obsługą. Fajny relaks po męczących zakupach.