28 października
Oddaliśmy samochód. Udało się Tomkowi przetrwać na włoskich drogach. Potem już tylko obserwowaliśmy szaleństwo sycylijskich driverów.
Udało się nam zajrzeć w wiele ślicznych miejsc. Zobaczyłam kościół z czerwonymi kopułami, czyli moje marzenie się spełniło.
Wróciliśmy maksymalnie wykończeni.
Na kolację ryba kupiona u miejscowego rybaka.
I wieczorne wino (Tomek piwo) na balkonie.
Palermo nas zachwyciło, mieliśmy plan zobaczyć moje czerwone kopuły i w tamtą stronę wg planu się kierowaliśmy (najlepszy plan znalazł Tomek w gazecie w wypożyczalni na którym były miniaturki zdjęć zabytków- sporo nam pomógł).
Uwielbiam to uczucie, kiedy wchodzimy w kolejną uliczkę i zaczyna być widać coś ciekawego... i coraz więcej i więcej...tak było kiedy dotraliśmy do Quanto Canti. Zza kamienic zobaczyliśmy jeden róg..... i okazało się zaraz, że są cztery takie same!
Fajnie jest odkrywanie kolejnych uliczek, zakamarków, czasem takich z których trzeba zawrócić bo troszkę strach mimo, że w centrum.
Cieszę się, że dane nam było posnuć się po Palermo.....