Na Bornholm wybraliśmy się w czerwcu 2009r. Nie planowaliśmy tego wyjazdu wcześniej. Decyzja była dość spontaniczna - był to prezent urodzinowy dla mojego męża. Wypłynęliśmy katamaranem z Kołobrzegu, rejs trwał 4,5 godziny. Pogodę mieliśmy piękną. Niestety z racji jednodniowego wyjazdu wyspę zwiedziliśmy dość pobieżnie, zaliczając jedynie główne p-kty wycieczki.
Podróż powrotna nie była już tak spokojna. Trochę się zdziwiłam, gdy obsługa zaczęła rozdawać foliowe woreczki, ale za chwilę już wiedziałam dlaczego. Co prawda było 6 w skali Beauforta, ale tą "łupiną" jaką jest katamaran Jantar niemiłosiernie bujało. Fotele "jeździły" po całym pokładzie, lodówki z zimnymi napojami "wyjeżdżały" zza baru, załoga musiała je łapać, żeby się nie poprzewracały, z trudem można było dojść do toalety. Pierwszy raz doświadczyłam takich "atrakcji". 90% pasażerów dopadła choroba morska, również i mnie. Mąż był już uodporniony z racji tego, że często jeździ na połów dorszy do Łeby i nie raz na kutrze była szóstka a nawet siódemka.
Jednak mimo tych "atrakcji" w drodze powrotnej-przynajmniej będę miała co dzieciom opowiadać i zawsze to jakieś nowe przeżycie :)))- byłam zadowolona z wyjazdu, wyspa mi się podobała, uważam, że warta jest zobaczenia, jednak jeden dzień to z pewnością za mało by zwiedzić ją całą.
