Choć spędziłam tam zaledwie jeden dzień, więc z każdego tam miejsca mam przed oczami tylko migawki, to robi naprawdę duże wrażenie. Panoramę Jerozolimy oglądamy najpierw z Góry Oliwnej – od tej strony wjechał do Jerozolimy Jezus. Na zboczach góry widać cmentarz żydowski, który według tradycji judaizmu i islamu ma być miejscem sądu ostatecznego. Następnie docieramy pod Ścianę Płaczu – celu pielgrzymek Żydów z całego świata, która jest przedzielona na dwie części - osobną dla mężczyzn i kobiet. Drogą Krzyżową - Via Dolorosa, czyli Drogą Męki,którą szedł Jezus Chrystus na śmierć, z przystankami przy każdej stacji, dochodzimy do Bazyliki Grobu Świętego. W bazylice znajduje się pięć ostatnich stacji drogi krzyżowej oraz, jak wierzą miliony wiernych na całym świecie – Grób Chrystusa. Dojeżdżamy też oczywiście do miejsca narodzin Jezusa – Betlejem. W Bazylice Narodzenia Pańskiego schodzimy do Groty Narodzenia, by zobaczyć czternastoramienną srebrną gwiazdę symbolizującą miejsce narodzin Chrystusa. Betlejem leży na granicy dwóch państw – Autonomii Palestyńskiej oraz Izraela i aby tam dojechać trzeba ominąć mur dzielący oba te kraje. Budowa muru przez Izrael wzbudziła liczne głosy sprzeciwu Palestyńczyków oraz światowej opinii publicznej. Jednak strona izraelska tłumaczy, że mur jest niezbędnym środkiem ochrony ludności przed atakami palestyńskich terrorystów. Mur robi trochę przejmujące wrażenie. W drodze powrotnej robimy przystanek przy Morzu Martwym. Leży ono na pograniczu Izraela, Autonomii Palestyńskiej oraz Jordanii. Jest to najniżej położone i najbardziej zasolone morze na Ziemi. I faktycznie, jest tak słone, że siada się na wodzie jak w fotelu.
Rozmarzyłam się znów o ciepłym klimacie, a u nas jeszcze do tego daleko;)