W takie mrozy jak dziś, myślami wróciłam do Egiptu…
Egipt jest krajem, w którym po raz pierwszy zrozumiałam, że można „zwiedzać” nie tylko to, co na lądzie, ale również pod wodą. Chociaż nie jestem ani wielkim miłośnikiem pływania, ani też dobrym pływakiem, to w Egipcie z głową pod wodą spędziłam długie godziny. Wcale nie trzeba umieć dobrze pływać, ani mieć dobrej kondycji – Morze Czerwone niemal unosi Cię samo. No może nie całkiem jak Morze Martwe, ale poruszając lekko rękami można godzinami leżeć na tafli wody i podziwiać podwodny świat. I człowiek czuje się jak w akwarium, tylko przestrzeń jest znacznie większa. Sharm El Sheikh jest najbogatszym miejscem na całym Półwyspie Synaj, oczywiście dzięki turystyce, a dzielnica Naama Bay, w której się zatrzymałam, traktowana jest jako główne centrum turystyczno-rozrywkowe. Ze swoją świecącą milionami lampek promenadą, straganami, knajpami i sklepikami trafnym określeniem tego miejsca jest egipskie Las Vegas.