Pobudka wcześnie rano w planach zdobycie drugiego co do wielkości szczytu Korsyki Monte Rotondo (2622 m n.p.m.). Jak przeczytaliśmy w przewodniku wyprawa nie jest trudna. Dla nas jednak okazała się trudna i nie dlatego, że nie mieliśmy kondycji fizycznej, wręcz przeciwnie - polegliśmy na szukaniu szlaku. Właściwie cały dzień można nazwa błądzenie po górach. Wystartowaliśmy w miejscu gdzie kazali. Początkowo szliśmy szeroka drogą nie było szans się zgubić. Minęliśmy zagrody pasterskie, gdzieś na ścieżce znaleźliśmy porzucony znak z oznaczeniem kierunku do jeziora Oriente. To była najprostsza cześć trasy. Znaleźliśmy się na wysokości 2061 m n.p.m. nad kolejnym polodowcowym jeziorze w tym rejonie. Dalej przewodnik pisze, że mamy kierować się droga wytyczona przez kamienne kopczyki, problem jest taki, że sa one postawione wszędzie i trudno obrać jakaś drogę. Mam wrażenie, że każdy kto tędy wchodził pozostawił po sobie ślad w postaci kopczyka. Zaczęliśmy wspinać się dalej pod górę nie wiedząc czy dobrze idziemy. Spotkaliśmy anglików z mapą, którzy nie bardzo potrafili powiedzieć jak mamy iść, a mapa była zupełnie nieczytelna. Po pokonaniu kolejnych metrów w górę, gdzie trzeba było iść po kostki w śniegu i wspinać się na coraz ostrzejsze skały postanowiliśmy wracać. Droga powrotna tez nie była łatwa. Znowu szliśmy za kopczykami, tylko w pewnym momencie kopczyki się skończyły i jak iść. Skacząc po ogromnych głazach, a czasami przesmykując się pomiędzy nimi, poprzez potoki próbujemy odnaleźć właściwy szlak. Dostrzegliśmy w górze sylwetkę turysty, odetchnęliśmy wrócimy na noc na camping.