Podróż Kolory Czarnego Lądu - Początek



2011-08-21

Paszporty? Jakie paszporty? Ja nie mam Waszych paszportów. Mam bilety i tyle… Nic mi w biurze nie mówili, że mam Wam dać paszporty… Te słowa wypowiedział z poważną i zatroskaną miną młody, ale  budzący zaufanie swoim wyglądem, człowiek, który chwilę wcześniej z uśmiechem witał nas na lotnisku w Warszawie. Malus, Adam Malus … Wysoki, wysportowany, z włosami przyprószonymi dodającą mu powagi lekką siwizną i lekkim brzuszkiem, bardzo charakterystycznym dla białych mieszkających na stałe na południu Afryki. Z ubiegłorocznych doświadczeń, wiedzieliśmy już, że to nie jest kraj dla ludzi chcących się odchudzać, a także niezbyt przyjazny dla wegetarian. Mimo bardzo poważnego wyrazu twarzy, było w nim coś, co powodowało, że nie wziąłem tego co mówił całkiem na serio. Paszporty oczywiście się znalazły i całą grupą ruszyliśmy do samolotu.

Windhoek (czyt. Winduk), stolica Namibii nie jest miejscem, które jakoś szczególnie zachwyca. Po krótkim locie z Johannesburga, który z samolotu wygląda równie niezachęcająco co z poziomu ziemi, dotknęliśmy afrykańskiej ziemi późnym popołudniem. Adam zabrał nas na przejażdżkę po Winduk. Nie bardzo wiem co napisać o tym mieście. Powstało w głębi lądu, w górach, w miejscu gdzie spod ziemi tryska kilkanaście gorących źródeł. Widać w nim niemiecką przeszłość, choć nie tak wyraźnie jak w Swakopmund, gdzie byliśmy kilka dni później. W pięknym przedwieczornym słońcu spacerujemy wśród grup gości weselnych, którzy przyjechali robić sobie zdjęcia w parku przed budynkiem parlamentu. Jest kolorowo i wesoło. Na razie wielkie wrażenie robi na nas sterylna wręcz czystość ulic i trawników. Zaskakujące po brudnym i szarym Dżoburgu. Widać, że ktoś tego pilnuje. Dziwi pustka na ulicach. W sobotę wieczorem spodziewałbym się ludzi chodzących grupami po ulicach od baru do baru, a tu pusto. Chwilę zatrzymujemy się przy fontannie meteorytowej. Ciekawe miejsce. Fontanna składa się z kilkunastu sporych kawałków meteorytu znalezionego w Namibii. Każdy z czystego żelaza. Ciekawe jak długo przetrwałyby najazd naszych złomiarzy…

Na ulicach zaskoczenie budzą napisy po niemiecku. ‘Autohaus’, czy ‘Gaestehaus’ czy ‘Strasse’ są wszędzie wokół nas. Widać ślady bytności Niemców, którzy skolonizowali ten rejon pod koniec XIX wieku, a wynieśli się przed I Wojną Światową, pozostawiając po sobie zamiłowanie do porządku, czystości i niemiecko brzmiące nazwy. Sami Niemcy są tutaj mocno obecni, ale głównie jako turyści. Z kilkoma udało nam się porozmawiać kilka dni później w Swakopmund. Słychać w ich głosie nostalgię i tęsknotę za kolonialną przeszłością, przyjeżdżają w ten rejon po kilka razy i widocznie napawają się atmosferą dawnej wielkości Niemiec.

  • fontanna meteorytowa
  • czy się stoi ...
  • Monument
  • wesele
  • kościół
  • parlament
  • kudu