Opuszczamy Westland i jedziemy na południe w kierunku miejscowości Haast (ok. 120 km). Droga prowadzi wzdłuż Morza Tasmana. Krajobraz szybko się zmienia. Wnętrze naszego Nissana Sunny wypełnia się Kings of Leon, nagle z zewnątrz dobiega przeraźliwy hałas. To cykady skutecznie zagłuszały amerykańską grupę rockową. Teraz jestem już w stanie uwierzyć, że samce tych pluskwiaków wygrywają na narządach zwanych tymbalami dźwięki o niespotykanym natężeniu powyżej 100 dB.
W miasteczku Haast droga SH6 skręca w głąb wyspy i jest to jedna z 3 dróg, która przecina Alpy i daje możliwość przejechania na zachodnie wybrzeże wyspy południowej. Przełęczą Haast'a kierujemy się do Wanaka (ok. 145 km). Do lat 60-tych była to wyboista szutrowa droga i dopiero w połowie lat 90-tych wyścielono Haast Pass asfaltem na całej długości. Dla mnie Haast i Arthur's Pass są najbardziej malowniczymi drogami Nowej Zelandii. Przepiękne górskie łańcuchy Parku Narodowego Mount Aspiring i dwa ogromne polodowcowe jeziora Wanaka (42 km długości, w najszerszym miejscu 10 km) i Hawea o nierealnych kolorach. Wzdłuż całego Haast Pass znajdują się liczne parkingi i punkty widokowe, można też pokusić się o krótkie 30-50 minutowe spacery np. do wodospadów.
Miasteczko Wanaka poza parkiem złudzeń optycznych Puzzling World nie ma nic do zaoferowania. Zatem tankowanie i dalej w drogę. Naszym punktem docelowym tego dnia było Queenstown – miasto do złudzenia przypominające atmosferą polskie Zakopane. W Wanaka zjeżdżamy z SH6 i docieramy do stolicy nowozelandzkich Alp najkrótszą drogą prowadzącą przez góry.
Kto słyszał o Queenstown ten pewnie słyszał o Fergburgerze przy głównej ulicy Shotover. Niemal przez całą dobę można tam za bagatela 10-18 dolarów zjeść hamburgera, który pozytywnie zaskakuje wielkością i smakiem. W dzień trzeba spokojnie zarezerwować godzinę na dotarcie do okienka w celu złożenia zamówienia. Koło północy jest już dużo szybciej.
Queenstown jest przepięknie położone. Jest to bez wątpienia raj dla wielbicieli sportów ekstremalnych. Za 150 – 250 dolarów można spróbować sił w: bungy jumping, jetboating, rafting, canyoning, flying, gliding czy skydiving.
Po przyjeździe do miasta kierujemy się do biura Departamentu of Conservation w celu odebrania biletów na 3-dniowy Great Walks – Routeburn Track. Uzyskujemy szczegółowe informacje odnośnie spodziewanych warunków pogodowych na szlaku, otrzymujemy wraz z biletami bardzo dobrze opracowaną bezpłatną broszurę, w której można znaleźć m.in. informację odnośnie: schronisk, opcji trekingu, mapę trasy pieszej wędrówki z opisem, jaki ekwipunek ze sobą zabrać, informacje o faunie i florze parków oraz opcji transportu na szlak. Takie broszury rok rocznie są aktualizowane.
Odebranie biletów jest jednocześnie potwierdzeniem realizacji trekingu i pamiętajcie, że w schroniskach obsługa dysponuje listą osób, które powinny dotrzeć na nocleg w poszczególne miejsca. W przypadku rezygnacji a nie powiadomienia Departamentu of Conservation, zostaną wszczęte poszukiwania turysty na szlaku. W każdym schronisku trzeba podczas zbiórki o godz. 19.00 potwierdzić obecność i okazać bilet.