Zanim opowiem wam o Monument Valley chciałbym zatrzymać się na chwilę przy Goulding’s Lodge. Na to miejsce trafiliśmy zupełnie przypadkiem rezerwując pola namiotowe przez Internet. Kiedy przyjeżdżamy na miejsce okazuje się, że Goulding’s Lodge to niewielki ośrodek wypoczynkowy leżący „naprzeciwko” Monument Valley (dolina jest dosłownie po drugiej stronie drogi), umiejscowiony w płytkim wąwozie. Dodatkowo większość zabudowań wystylizowana jest na czasy dzikiego zachodu, co sprawia, że jest on sam w sobie bardzo ciekawym miejscem do obejrzenia i porobienia zdjęć. Natomiast spędzenie nocy w tak wspaniałym miejscu to dosłownie rarytas. Aha… i tu jeszcze bardzo ważna uwaga. Nocując na pustyni w odosobnionych miejscach (okolice Monument Valley są idealne!) nie zapomnijcie spojrzeć do góry. Można wtedy zobaczyć jak wygląda prawdziwe niebo z dala od świateł cywilizacji. Gwarantuję, że zapamiętacie ten widok na długie lata!
Monument Valley to prawdopodobnie drugie po kanionie Kolorado najbardziej znane miejsce w Arizonie, choć wielu ludzi nie kojarzy go z nazwy. Ten jednak, kto oglądał choć jeden western z Johnem Waynem w roli głównej, najprawdopodobniej widział kadry kręcone w Dolinie Monumentów. To właśnie przemysł filmów o losach dzielnych kowbojów, zapoczątkowany przez Johna Forda, tak bardzo rozsławił to miejsce na całym świecie. I trudno się temu dziwić, bo piękno 300-metrowych skalnych ostańców, wśród spalonych słońcem półpustynnych równin, nadaje się idealnie na tło westernu. I w naszym przypadku dolina doskonale sprawdziła się jako tło do pamiątkowych zdjęć z Arizony!
Na miejscu pojawiamy się około 8.00 rano i nie tracąc czasu zabieramy się do zwiedzania. Niestety poranne słońce postanawia świecić nam dokładnie w obiektywy aparatów, co sprawia, że zdjęcia na trzy najsłynniejsze „monumenty” są trochę prześwietlone. Nie przejmując się tym, na początek ruszamy pieszym szlakiem dookoła jednego z ostańców. Dopiero podchodząc pod taki „kamyczek” można przekonać się wielka to struktura. Z drugiej strony liczne pęknięcia, odłamane bloki kamienia i osuwiska sprawiają wrażenie, że nieuważny trzepot skrzydeł motyla, byłby w stanie rozbić wszystko w drobny mak. Dobrze, że żaden w pobliżu nie przelatywał. Spacer wokół ostańca zajmuje nie więcej niż 30 minut, warto jednak pamiętać o butelce wody, bo temperatura sięga dobrze ponad 30 stopni, a na cień nie ma co liczyć.
Resztę parku zwiedza się już samochodem i tu ważna uwaga - jest to piaszczysta nieutwardzona droga, w której naprawdę łatwo się zakopać, albo obić podwozie samochodu na licznych wybojach. Jeżeli nie macie wysokiego zawieszenia w pojeździe, albo nie jesteście pewni swoich umiejętności kierowania, to polecałbym jedną ze zorganizowanych wycieczek, które można wykupić w Visitors Center lub w Goulding’s Lodge. Gdyby nie fakt, że dostaliśmy minivana i jego ubezpieczenie, z pewnością nie odważylibyśmy się tędy pojechać. A byłaby to wielka strata, bo ok. 20 milowa przejażdżka jest zdecydowanie warta tych niedogodności. Skały w dolinie tworzą bajeczne kompozycje, zachwycając na każdym kroku, natomiast dobrze ulokowane na trasie, punkty widokowe pozwalają na zrobienie wspaniałych zdjęć. Jeśli nie goni was czas, sądzę, że warto jest pozostać w dolinie, aż do zachodu słońca, kiedy promienie padają na skały barwiąc je na nieziemsko czerwony kolor. Nas jak zwykle czas gonił, lecz swój zachód słońca mieliśmy okazję ujrzeć w Wielkim Kanionie…
200 mil na zachód od Monument Valley znajduje się prawdopodobnie najbardziej niezwykłe miejsce w całych Stanach Zjednoczonych. Tak macie rację - to nic innego jak Wielki Kanion. W miarę jak się do niego zbliżamy, emocje sięgają zenitu, kiedy jesteśmy na granicy parku nie możemy się już doczekać, kiedy dojeżdżamy do Lipan Point – czas jakby się zatrzymuje. W około słychać jedynie ciche odgłosy opadających szczęk turystów. Oczy natomiast, widzą coś tak niesamowitego, że próba opisania nie oddałaby nawet cząstki tego, czym w istocie jest Wielki (bardzo Wielki!) Kanion. Ba, nawet zdjęcia nie potrafią oddać tego, co widzi człowiek będąc tam osobiście. Co najciekawsze, kanion jest tak głęboki, że sprawcę całego zamieszanie – rzekę Kolorado widzimy tylko w nielicznych miejscach, w większości jest szczelnie zasłonięta przez skały.
W punkcie Desert View znajduje się wieża widokowa, która pozwala obejrzeć kanion z większej wysokości. Według mnie, to nic szczególnie ciekawego, jedyna różnica to więcej turystów na metr kwadratowy. Robimy ostatnie fotografie, i ruszamy dalej. Dzień zbliża się ku końcowi, a dziś mamy w planach zobaczenie całego Desert View Drive – trasy widokowej biegnącej wzdłuż południowej ściany, od Grand Canyon Village, do wschodniej granicy parku.
Przy Grandview Point znajdujemy zejście w głąb kanionu, co bardzo nas uszczęśliwia, bo do końca nie byliśmy pewni czy istnieje możliwość zejścia do brzegu rzeki Kolorado. Na ścieżce spotykamy dwóch wycieńczonych Hiszpanów zmierzających w górę. Nie mówią zbyt dobrze po angielsku, ale udaje nam się dowiedzieć, że są w trasie od trzech dni, widzieli rzekę i że zaczynali w GC Village. To wszystko co chcemy wiedzieć, w głowach układamy już plany na następny dzień.
Pierwsze co robimy w miasteczku to udajemy się do Visitors Center i tam małe zaskoczenie, w prawdzie do dna wielkiego kanionu wiedzie szlak, jednak całe Visitors Center, a jak to później odkrywamy - pół miasteczka, jest obwieszone plakatami o treści: „Don’t kill yourself, by attempting to hike from the canyon rim to the river and back in one day” (Nie zabij się, próbując wspinaczki z krawędzi kanionu do rzeki i powrotem w ciągu jednego dnia). Hmmm… czyżby nasz plan miał lec w gruzach? O tym mamy przekonać się dopiero jutro.
Dziś postanawiamy przespacerować się jeszcze do Bright Angel Trailhead, skąd wyruszają szlaki w dół. W drodze zaskakuje nas (co za przypadek ;) ) cudowny zachód słońca, gra światła i cienia sprawia, że piękno Kanionu jeszcze się potęguje. Zmęczeni po całym dniu wrażeń udajemy się do Mother Campground na nocleg. Jest to ogromne pole namiotowe w GC Village (miejsca trzeba rezerwować z wyprzedzeniem), miejsce na samochód i namiot kosztuje 18$, dodatkowo trzeba płacić za prysznice i pranie. Spać kładziemy się kolo 21.00, jutro czeka nas starce z tym niesamowitym dziełem natury.