Na zwiedzanie Wilna dano nam bardzo niewiele czasu, bo właściwie tylko cztery godziny. Widzieliśmy za to całe mnóstwo kościołów (nieporównywalnie więcej niż w pozostałych miastach), Ostrą Bramę, która jest obowiązkową częścią prawdopodobnie każdej polskiej wycieczki do Wilna, podobnie jak cmentarz na Rossie (na którym spędziliśmy zaledwie pół godziny). Oczywiście byliśmy też w miejscu, gdzie rozgrywa się III cz. „Dziadów” (a przynajmniej ich pierwsze sceny), oraz przy pomniku Mickiewicza, który znajduje się nieopodal gotyckiego kościoła św. Anny. Podobno Napoleon powiedział będąc w Wilnie, że chętnie zabrałby go ze sobą do Paryża, gdyby mógł.
Byłam dość zaskoczona tym, że naprawdę bardzo wiele mieszkańców Wilna zna polski (używając go mniej lub bardziej chętnie). Przewodniczka mówiła nam, że 20% osób żyjących w mieście to Polacy. Dla mnie było to dość nietypowe przeżycie, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam w żadnym obcym państwie, gdzie wszędzie można dogadać się w naszym języku. Miałam co prawda kilka doświadczeń tego typu, ale dotyczyły one pojedynczych osób. Na przykład w Anglii zdarzało mi się kilka razy natknąć na Polaka pracującego jako sprzedawca w sklepie, czy kierowca autobusu i za każdym razem wywoływało u mnie duże zdziwienie, gdy na moje pytanie o cenę danego produktu, czy też w drugim przypadku biletu, odpowiedź uzyskiwałam w języku polskim. To jednak nie dotyczy Wilna, więc na tej krótkiej dygresji skończę.