Mołdawia to kraj wyjątkowy. Najbiedniejszy w europie i można o nim mówić bardzo wiele. Mnie kojarzy się przede wszystkim z winem i o tym chce wam opowiedzieć.
Mołdawia faktycznie jest 9 producentem wina na świecie, rocznie tego niezwykłego trunku produkuje się tam około 1,5 mln hektolitrów, choć tylko 15% całej produkcji konsumowana jest na miejscu. Roczny przychód ze sprzedaży wina wynosi około 130-150 milionów dolarów i jest to podstawowe źródło dochodu tego małego państewka. Taka duża zależność od wina sprawia, że Mołdawia nie jest typowym krajem winiarskim. Jej historia a także fakt że biznes winny jest dla kraju i ludzi sprawą życia i śmierci sprawia że tzw. kultura winna, tak powszednia np. we Włoszech i Francji jest tu dość zmarginalizowana.
Cricova to miasteczko obok którego znajdują się drugie największe na świecie piwnice winne. Największe leżą równierz w Mołdawii, w Milestii Mici. Podziemne korytarze po dawnych kopalniach wapienia ciągną się nawet do 100 km! Podziemne miasto z winnymi ulicami nie jest tylko przechowalnią rocznikowych butelek. To też dobry biznes turystyczny. Wjazd bez degustacji to koszt około 35€. Za tą kwotę możemy zobaczyć pomieszczenia bankietowe, w większości w specyficznym nowosuskim stylu gdzie przepych miesza się z kiczem. Tam podobno jakiś czas temu sam Władymir Putin świętował swoje urodziny. Oprócz tego czeka nas krótka jazda po kompleksie i krótki kurs o tym jak robi się wina musujące metodą szampańską. Wina musujące z Cricovej nie odbiegają smakiem od francuskich pierwowzorów ale są w dużo lepszej cenie. Wino jest tu na każdym kroku i każdy dom ma chociaż kilka krzewów winnej latorośli. Jednak pytanie o możliwość zakupu przez obcych nie jest podobno w dobrym tonie, chyba że gospodarz sam to zaproponuje.