To miejsce zrobiło na nas zdecydowanie największe wrażenie. Niby ta sama wyspa, niby niedaleko od gwarnej od turystów Larnaki czy Limassol, ale jednak już po drugiej stronie granicy, już bardziej wschodnie, i - jak dla nas - bardziej klimatyczne. Nie wiem, czy najistotniejsze w kreowaniu tego wrażenia były tureckie knajpki z aromatyczną herbatą w małych filiżankach i daniami z baraniny. Czy też byli to tambylcy, podobni, ale jednak inni - mniej turystycznie zorientowani, chętni do rozmowy... (ujął nas właściciel małego sklapiku przy placu w centrum pytający o rodzinę, przesyłający pozdrowienia dla bliskich... Tak jakby to czy coś u niego kupimy było najmniej istotną sprawą na świecie. No i oczywiście zostawiliśmy u niego najwięcej grosza :) ). A może to kwestia niezwykłości zabytków, a właściwie pozostałości po dawnych świetnych budowlach. Z jednej strony ruiny "naszych" kościołów, które znajdują się tu na każdym kroku, lekko przygnębiały. Ale z drugiej, w tym akurat miejsu - po prostu pasują! A już katedra Św. Mikołaja "przerobiona" na meczet to po prostu architektoniczny majstersztyk i dowód na przenikanie się i ekspansję religii.