Tu dopiero zaczyna sie prawdziwa przygoda: Yogyakarta. Ponad godzine zajelo nam przejscia kilometrowego odcinka glownej handlowej ulicy miasta Ji Malioboro. Setki dorozek, riksz, kolorowych kramow z butami, torebkami, koralami, przeszkadzajkami feng shui oraz przede wszystkim batikami, z ktorych slynie Yogya. Kolor zawraca w glowie, jedynie moj obiektyw radzi sobie z tym misz maszem doskonale, dostosowujac sie cyfrowo do tych kontrastow.
Przedzieramy sie w koncu do Kratonu - miasta w miescie zamieszkalym przez ponad 25000 osob. Warto zobaczyc Zloty Pawilon, Wodny Zamek oraz..... najciekawszy Targ Ptakow - Pasar Ngasem!!! Dziesiatki klatek z roznokolorowymi ptakami, pajaki, biale i czarne robale, karaluchy i inne paskudztwa - wszystko do kupienia.
Obeszlismy sie bez tego ale zawitalismy przypadkiem do malej, kameralnej kafejki Water Castle Cafe serwujace swiezo wyciskane soki oraz domowe wypieki! Podladowanie akumulatorow bylo niezbedne, w koncu czekala nas jeszcze powrotna przeprawa przez miasto!
Po krotkiej sjescie w hotelu, zdecydowalismy sie jeszcze pojechac na wieczorne zwiedzanie wiatym Plaosan, bedacych w bliskim sasiedztwie zespolu swiatyn Prambanan. W wieczornym swietle wszystko wyglada jeszcze bardziej tajemniczo i ... fotogenicznie :-)
Nastepnego dnia wynajmujemy hotelowy samochod z kierowca, ktory zabiera nas do Borobudur (buddyjska świątynia, powstała pomiędzy 750 a 850 r. n.e) i ponownie do Prambanan. Tlumy ludzi, masa lokalnych turystow i poza nami zero uropejczykow... Wszyscy obcy kierowani sa do specjalnie oznakowanej Kasy VIP, przez ktora wchodzimy do Borobudur! Tutaj tez zauwazamy, ze jestesmy obserwowani przez ludzi. Katem oka dostrzegam tez, ze dzieciaki robia nam zdjecia swoimi telefonami komorkowymi... jak sie okazalo to byl dopiero poczatek. Za chwile podeszla para pytajac o wspolne zdjecie z nami, czemu nie. Zapozowalismy i.... sie zaczelo! Zdjecia z rodzina jedna, druga, dorosli, dzieci, wycieczki szkolne :-)) Smiesznie, niczym przybysze z matplanety... No moze faktycznie odrobine inni - co najmniej o glowe wyzszi od wiekszosci indonezyjczykow, A. z niebieskimi oczami wzbudzal najwieksze zaciekawienie "is this colour real, mister?"
Od tego momentu przestalem sie chowac z moim aparatem, otwarcie fotografujac ludzi smiechajacych sie do obiektywu, machajacych, smiejacych sie i wolajacych "HELLO MISTER!!"
Piekne, mistyczne miejsce,do ktorego warto by przyjechac o wschodzie slonca unikajac w ten sposob fali turystow, chociaz... tlum rowniez mial swoje uroki.
Po mniej wiecej 3 godzinach zmierzamy do Prambanan, gdzie mieszcza sie hinduistyczne swiatynie wzniesione okolo 50 pozniej niz Borobudur. Prambanan wydaje sie bardziej komercyjny, odbywaja sie tu wieczorne pokazy indonezyjskiego baletu, w ciagu dnia zas krotkie pokazy tradycyjnych tancow. Tutaj tez zobaczylismy postaci z Disneya umilajace zwiedzanie najmlodszym turystom.... Na pewno warto odejsc troche od glownej Candi Shiva Mahadeva skupiajacej caly tlum i przejsc o najladej polozonej w tej kompleksie Candi Sewu. Tutaj nie spotkalismy prawie nikogo i imo ze w ciaglej renowacji, w miejscu tym naprawde mozna wczuc sie w atmosfere i w ciszy docenic piekno budowli!
Zmeczeni spacerami w pelnym sloncu i duzej wilgotnosci probujemy negocjowac z naszym kierowca aby zawiozl nas tej samej nocy do polozonego we wschodniej Jawie miasta Malang. Nie dochodzimy jednak do ceny zadowalajacej obie strony, takze ladujemy na dworcu autobusowym...
Nie jest zle, autobusy dalekobiezne nie pzrypominaja tu PeKaeSowych Autosanow! Mile zaskoczeni wchodzimy na poklad luksusowego pojazdu, gdzie siedzenia sa szersze niz w samolocie i rozkladaja sie do wygodnej pozycji lezacej. Przewoznik zapewnia takze koce, poduszki oraz... vouchery na kolacje w przydroznej restauracji w polowie drogi. Wczesnym rankiem budzimy sie w Malang, skad mielismy przesiadke do Probolinggo - malutkiej miesciny skad najlatwiej zorganiwac wejscie na wulkan Bromo, nasz nastepny punkt podrozy!
Znowu wymeczeni po nocnych voyagach szukamy miejsca, gdzie moglibysmy sie posilic i wypic porzadna kawe.
Nastapil moment decyzji - jaki plan na nastepne 2 dni. Byly dwie opcje... albo zostajemy na noc w Probolinggo i w nocy ruszamy na wulkan w celu podziwiania wschodu slonca, albo dobywamy go w ciagu dnia, zyskujac jeden dzien i zmykamy na Bali. Po problemach z wyszukaniem przyjaznego miejsca na sniadanie, decydujemy sie aby nie zostawac na noc w Probolinggo (niestety wszystkie lodges oraz hotele u podnoza Bromo byly juz pozajmowane...)
Dojechalismy trzykolowa taxowka (zolta niczym w NYC) do jakiegos hotelu, gdize jedzenia co prawda nie chcieli nam zaserwowac, ale przynajmniej zostawilismy nasze plecaki przy recepcji. Minibusem dotarlismy do Cemoro Lewang skad juz tylko 3 kilometry przez pokryta popiolem rownine do podnoza Bromo. Odcinek ten mozna przebyc pieszo, konno lub wynajac jeepa. Decydujemy sie na ostania opjce - slonce, silny wiatr, popiol wulkaniczny - wolimy oszczedzic sily na wspinaczke na szczyt wulkanu.... ktora okazala sie bardzo przyjazna! 253 schody i jestesmy na miejscu. Warto zabrac ze soba jakis szalik ktorym mozna by zaslonic twarz, u gory wyczuwa sie nieprzyjemny zapach siarki, wiatr rozdmuchuje popiol, ale widoki sa cudowne!!
Zjezdzamy ponownie do Probolinggo. W hotelu w ktorym zostawilismy bagaze a nie zamierzalismy zostac na noc obmywamy sie z siarkowych maseczek, przebieramy i prosimy recepcje o zorganizowanie dojazdu na Bali (ale tupet!). Zostawiamy jednak suty napiwek za uzyskana pomoc i przychylnosc calej recepcji. Do odjazdu autobusu mielismy jeszcze 2 godziny, ktore spedzilismy w Restauracji Malang (poleconej w Lonely Planet). Rodzinna malutka restauracja z kilkoma stolikami serwuje wysmienite potrawy kuchni chinskiej i indonezyjskiej. Wlasciciel plynnie mowil po angielsku i hiszpansku, ktorego nauczyl sie podczas studiow w Chile. Po daniu glownym do wspolnej rozmowy dolaczyla reszta rodziny oraz sasiedzi z... aparatami. Takze przemily wieczor zakonczylismy rodzinna sesja zdjeciowa.
Smiesznie, do toalety mieszczacej sie w lazience domownikow przechodzilo sie przez salon, w ktory, dzieciaki wlascicieli ogladaly kreskowki :-) Koniec dobrego, kierujemy sie na dworzec i powtorka z poprzedniej nocy - 10h w autobusie i o 6 rano dojezdzamy na Bali!