Podróż Dwa tygodnie na miłość. Portugalia. - Welcome to Faro!



2008-06-14

Spakowani i gotowi do podróży...

zobaczyłam zaledwie kilka zdjęć w internecie i wiedziałam, że to odpowiednie miejsce by po pięciu trudnych i niespokojnych latach zastanowić się co dalej...dalej z nami, naszym życiem, a może jego i moim. Czekało nas 3657 km i tyle samo wątpliwości, obyśmy rozwiali je tak szybko jak pokonamy samolotem dzielącą nas od celu odległość. Rodzina doradzała Grecję, znajomi Hiszpanię, a wszyscy pytali co ja tak naprawdę wiem o tej Portugalii? No właśnie, nie wiedziałam zupełnie nic, a chciałam wiedzieć, więc decyzja została podjęta ostatecznie i nieodwołalnie. Następnego dnia zaszłam do osiedlowego sklepiku, by kupić jak co tydzień dodawany do gazety przewodnik, jakże ogromne było moje zdziwienie gdy na okładce nowego tomu zobaczyłam tytuł "Portugalia". Spędziliśmy z książką cały wieczór, a następnego dnia oczekiwaliśmy już na zamówioną przez internet mapę i kolejne przewodniki. Zależało nam żeby ten czas wykorzystać aktywnie, zwłaszcza, że mieliśmy się znaleźć w zupełnie nowej sytuacji, bo kiedy jechaliśmy pod namiot łatwo było żyć na wariackich papierach podróżując z mapą kempingów w ręku, teraz jednak wybieraliśmy się do ekskluzywnego hotelu, a zupełnie nie pasujemy do typu snobistycznych nudziarzy wylegujących się przez dwa tygodnie nad brzegiem hotelowego basenu. Myśl o stacjonarnym wypoczynku przerażała nas nie na żarty, a czasu do wyjazdu było coraz mniej więc znów mieliśmy wyruszyć bez planu działania. Ot cali my

...więc staliśmy tak na lotnisku, młodzi, pełni energii i chęci odkrywania czekając na samolot do Faro. 19:55. Odlot. Dosłownie i w przenośni, bo dostałam miejsce przy oknie. Lot spędziłam śledzac cienkie serpentyny rzek i podziwiając miasteczka wyglądające na budowle z klocków LEGO. Potem wyższe partie chmur przysłoniły wszystko poza zachodzącym słońcem, a my zapadliśmy w błogi sen. Obudził nas dopiero głos pilota i widok nocnego wybrzeża Algarve odcinającego się ferią świateł od pogrążonego w egipskich ciemnościach oceanu. Dochodziła 23.00 kiedy stanęliśmy na płycie lotniska, a o 1.00 zasypialiśmy już leżąć w świeżo wykrochmalonej pościeli i słuchając dochodzącego zza otwartych drzwi balkonowych cykania świerszczy. 

  • przygotowanie do lotu, lotnisko Okęcie
  • w chmurach